X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nosi chwilową ulgę. Mimo to, Ricka zawsze w takiej
sytuacji ogarniała panika i dojmujące poczucie bezrad�
ności. Tym razem, na domiar złego, wbity w schowek,
z wystającą na zewnątrz tylną częścią ciała, czuł się
60
jak idiota. Ale przecież poradziła mu to sama Natalie,
a ona jak nikt wyczuwała nastroje jego syna.
Pochylił głowę i przez chwilę myślał, że uległ ha�
lucynacji: poczuł we włosach małe paluszki dziecka.
Toby wyraznie próbował przyciągnąć go do siebie.
Powstrzymał oddech i pozwolił dziecku działać. Po
chwili jego głowa spoczęła na małych chudych kolan�
kach syna. Tkwił tak bez ruchu, z zesztywniałym kar�
kiem i bólem w plecach, dopóki jacht nie wpłynął do
przystani.
Kiedy silniki ucichły, wypełzł powoli ze schowka,
a Toby wyczołgał się za nim. Jego buzia była jak zwy�
kle blada i niewzruszona. Tym razem jednak Ricka to
nie zabolało. Wiedział, że w ciemnym schowku syn
nawiązał z nim kontakt.
Natalie czekała na nich na pokładzie.
- Wszystko w porządku? - zapytała.
- Tak - odparł z przekonaniem w głosie.
Na niebie zebrały się chmury. Ledwo zdążyli za�
cumować jacht i zabrać rzeczy, zaczęło padać.
Rick wystawił twarz na krople deszczu i pomyślał,
że los pozwolił mu spotkać zupełnie niezwykłą osobę.
W Natalie jest magiczna siła; co do tego nie miał wąt�
pliwości.
Dwa tygodnie, które mieli spędzić razem, wydały
mu się nagle strasznie krótkie i zapragnął zostać z nią
na zawsze. Zafascynowała go, a przecież przez ostatnie
cztery lata przyrzekał sobie, że już nigdy nie pozwoli
na to żadnej kobiecie. Po związku z Vanessą pozostało
w nim zbyt wiele goryczy. Ale Natalie to nie Yanessa,
61
Natalie jest zupełnie inna i, prawdę mówiąc, nie przy�
pomina żadnej znanej mu kobiety. Bardzo by chciał
poznać ją lepiej...
Nie pozwoliła mu się pocałować, tam, na jachcie.
Nic dziwnego, pewnie zbytnio się pośpieszył. Do takiej
kobiety jak ona trzeba zbliżać się powoli i ostrożnie.
Ma jeszcze trochę czasu. Wiele rzeczy może się wy�
darzyć, jak się tak mieszka razem, w jednym domu
przez dwa tygodnie.
ROZDZIAA PITY
Tymczasem Natalie, wychodząc z tych samych
przesłanek, dochodziła do zupełnie odmiennych wnio-
sków. Fascynacja Rickiem stanowiła zagrożenie i na-
leżało się ubezpieczyć. Skoro mają przez pewien cza;
mieszkać razem, trzeba przede wszystkim zachować
odpowiedni dystans.
Zaraz po powrocie schroniła się na górze w swoim
pokoju i zadzwoniła do ciotki Lindsay. Lindsay For-
tune Todd z zawodu była lekarzem i wraz z mężem
i dwojgiem dzieci mieszkała po drugiej stronie zatoki
Ich duże, wygodne domostwo znajdowało się nieopo�
dal rodzinnej rezydencji. Ciotka Lindsay pracowali
w szpitalu w Minneapolis i było bardzo trudno zastać
ją w domu. Tego dnia, na szczęście, właśnie wróciła
- Cześć, Natalie. Gdzie się podziewałaś?
W jej głosie brzmiała lekka wymówka; Natalie dłu�
go się nie odzywała, bo odkąd przysięgła sobie nie
mieszać się do rodzinnych spraw, starała się trzymać
na uboczu. Teraz jednak problemy rodziny wydały jej
się niczym w porównaniu z zagrożeniem owiązanym
z parą pewnych niebieskich oczu...
- Nie wpadłabyś do nas? Robimy grilla. Może nie
będzie padać...
63
Natalie chętnie przyjęła zaproszenie i zeszła na dół.
- Idę do ciotki na kolację - oznajmiła Rickowi.
Siedział w salonie, przeglądając prasę; Toby patrzył
w telewizor, a Bernie leżał obok niego.
- Baw się dobrze - rzekł Rick życzliwie i serce
Natalie podskoczyło w piersi jak szalone.
Nie wyglądał na zmartwionego i pomyślała, że mo�
że niepotrzebnie przed nim umyka. Ze strony takiego
faceta jak Rick chyba nie grozi jej żadne niebezpie�
czeństwo. Niestety...
Niebo się rozpogodziło i deszcz ustał. Natalie pod�
jechała pod dom ciotki i ze zdziwieniem spostrzegła
nieznany sportowy samochód zaparkowany na
podjezdzie. Zaciekawiona, zapukała i otworzono jej
natychmiast. W drzwiach stała nieco gorsza wersja
ciotki Lindsay, z nieco zbyt silną trwałą i nieco zbyt
czerwonymi, długimi paznokciami. Tracey Ducet!
Miała przed sobą kobietę stanowiącą ucieleśnienie
Jednego z problemów rodu Fortune'ów, pannę Ducet,
która od pewnego czasu podawała się za zaginioną
blizniaczą siostrę ciotki Lindsay. Zza jej ramienia wy�
glądał Wayne, jej narzeczony.
Obok, z kwaśnymi minami, stali gospodarze.
- Jak się masz, Natalie? - zaszczebiotała Tracey
i ucałowała gościa w policzek.
Natalie wstrzymała oddech, żeby nie zaciągnąć się
zapachem podłych perfum. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl
  • Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Å‚w w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Å‚w w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.