[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przypadkiem w Holandii nie usunęła ciąży.
- Przecież to upokarzające! - zawołała.
- To nie jest odpowiedni program dla ciebie - stwierdziła mama i nie pytając jej o
zgodę, wyłączyła telewizor. - Jak będziesz już w takim wieku, że będziesz miała chłopaka,
wtedy pomyślimy o tabletkach antykoncepcyjnych albo innych sposobach zabezpieczenia się
przed niechcianą ciążą - kontynuowała z wypiekami na twarzy. - Jednak teraz powinnaś cie-
szyć się dzieciństwem i nie obciążać się takimi problemami.
D�sir�e nic nie odpowiedziała. Zauważyła, że mamie z trudem przychodziło mówienie
o czymś, co miało związek z seksualnością. Jakby chodziło o coś nieprzyzwoitego. Gdy w
wieku dwunastu lat dostała okres, mama wyjaśniła jej podłoże biologiczne. D�sir�e nie
usłyszała wtedy nic, czego by jeszcze nie wiedziała, o czym jeszcze nie przeczytała z Sarą w
czasopismach i książkach.
Nie stwierdziła też u siebie potrzeb seksualnych, dopóki nie poznała Dennisa. I to
dopiero po roku znajomości, podczas którego dobrze się poznali dzięki listom, gdy
pocałowali się na ulicy. Ten pocałunek, po którym zniknął cały otaczający ją świat i nic już
nie było ważne, tylko Dennis i D�sir�e, D�sir�e i Dennis.
Wtedy wyszeptała: Chcę ciebie . Chciała przez to powiedzieć, że chciała go czuć,
głaskać, pieścić.
To wydarzyło się zupełnie naturalnie - Dennis niczego nie sprowokował, a ona do
niczego nie czuła się zmuszona. Nie wywierał na nią presji. Ona chciała tego tak samo jak on.
Zachował się w typowy dla siebie sposób - na początek położył jej na kolanach małą
paczuszkę:
- Znasz prezerwatywy? - zapytał. D�sir�e zmieszana potrząsnęła głową.
- Nie mam na myśli używania - powiedział. - Wiesz, jak wyglądają?
Swobodnie naciągnął jej jedną na palec, sobie również, i bawił się z nią w teatrzyk
lalek:
- Dzień dobry, sąsiadko, czy pani też by chciała taki piękny płaszczyk
przeciwdeszczowy? Najnowsza moda. Troszeczkę za duży, prawda? Ale kto wie, co może się
zdarzyć?
D�sir�e roześmiała się. Zakłopotanie zniknęło i z zainteresowaniem przyglądała się,
jak nadmuchiwał jedną prezerwatywę.
U Dennisa wszystko było naturalne, oczywiste.
Wydawało się, że nic sobie nie robi z tego, co inni o nim myślą. Gdy miał ochotę,
udawał błazna, opowiadał jeden kawał za drugim i sam śmiał się z nich do rozpuku. D�sir�e
nie mogła zachować się inaczej - najczęściej śmiała się razem z nim. Gdy jednak raz przed
kościołem odstawił swój popisowy numer, czuła, że najchętniej zapadłaby się pod ziemię.
Zatrzymali się, żeby popatrzeć na nowożeńców w otoczeniu gości weselnych. Nie najmłodsza
już, lecz tym bardziej szczęśliwa kobieta szła wsparta na ramieniu swego świeżo upieczonego
męża, ze wszystkich stron spadały na nich kwiaty i ryż, a fotograf z każdej możliwej
perspektywy robił zdjęcia tego póznego szczęścia.
D�sir�e zastanawiała się, czy ona też pewnego dnia będzie tak szczęśliwie i beztrosko
stać u boku Dennisa, na progu długiego wspólnego życia? Właśnie chciała go o to zapytać,
lecz jedno spojrzenie na jego twarz powstrzymało ją od tego. Zacisnął usta i zamknął oczy,
jakby chciał siłą powstrzymać łzy. Boże, co się z nim działo?
- Dennis? - Ostrożnie chwyciła jego ramię. Odwrócił się w jej stronę i ujrzała ten sam
wyraz twarzy pełen beznadziei, jaki widziała w Muzeum Kr�ller - M�ller.
- Bzdury! - zawołał nagle głośno. - To wszystko bzdury! Kilku gości weselnych
popatrzyło na nich ze zdziwieniem.
- Zwiat stoi na głowie - zawołał, po czym wziął niewielki rozpęd, stanął na rękach i
zaczął na nich iść.
Uśmiechnął się z dołu do D�sir�e tak, jakby to była najnormalniejsza rzecz - podejść
do nowożeńców na rękach miedzy odsuwającymi się gośćmi weselnymi. Pan miody pierwszy
zareagował na ten widok i zaczął klaskać.
- Brawo - zawołał - wspaniale! Zwiat postawiony na głowie. Czyj to był pomysł? -
Popatrzył pytająco na swoich przyjaciół, szukając odpowiedzi, czy to oni wymyślili ten gag.
Teraz również inni zaczęli klaskać.
- Zwietnie mu idzie.
- Chodzi na rękach, jakby to było najnormalniejsze w świecie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]