[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z powrotem po syna. Przywiążemy go do konia Sixtu- sa, zabierzemy też wierzchowca Clementsa. Teraz
już tak bardzo się nam nie spieszy.
Książę Konstantyn nie całkiem zgadzał się z przyjacielem. Uważał, że Dolg stanie się zbędnym obciążeniem,
nie mógł pojąć, dlaczego Radu chce go ciągnąć ze sobą.
Radu jednak postawił na swoim. Znalezli w lesie głęboką nieckę i tam złożyli Móriego. Hospodar Radu
przebił jego ciało kołkiem, a potem przysypali je ziemią i ciężkimi kamieniami. Teraz mieli już pewność, że
żaden krążący między życiem a śmiercią upiór nie powstanie ze swego grobu.
Krążący między życiem a śmiercią? Nie zdawali sobie nawet sprawy, jak bliscy są prawdy.
Móri wiedział, że jest nieśmiertelny. Zanim kula Kon-stantyna zgasiła jego przytomność, prędko odmówił
zaklęcie, które miało uniemożliwić mu przebudzenie się w grobie, z którego nie zdołałby się wydostać.
69
 Pozwólcie mi pogrążyć się w letargu, dopóki mój syn Dolg nie odnajdzie mego grobu", taka była jego
ostatnia myśl.
Stracił świadomość, nie czuł nawet kołka, który tak okrutnie przebił bezbronne ciało. Móri, czarnoksiężnik
z Islandii, został unieszkodliwiony.
Szlachetni książęta krwi stanęli nad Dolgiem. Upłynął jeszcze jeden dzień, kolejny dzień jego omdlenia.
- Długi sen - mruknął Konstantyn. - Czy nie lepiej by było, gdyby...
- Nie - odparł Radu podekscytowany. - On się budzi. Książę Konstantyn zerknął z ukosa na przyjaciela.
Nie spodobał mu się wyraz twarzy Radu.
Dolg wolno pokręcił głową, poruszył wargami. Książęta pochylili się niżej.
- Odeszli - szepnął Dolg ledwie słyszalnie, lecz wy czuli smutek w jego głosie. - Wszyscy odeszli, wszyscy.
Znów sam, w świecie pustki.
Książęta popatrzyli na siebie ze zdumieniem. A więc syn czarnoksiężnika nic nie wie o ojcu! To wspaniale.
Dolg otworzył oczy i ujrzał dwóch niezwykle przystojnych mężczyzn, przyglądających mu się z góry
chłodnym spojrzeniem.
Książęta.
Gdzie ja jestem? zastanawiał się Dolg, lecz postanowił ich o to nie pytać.
Ostrożnie rozejrzał się dokoła, na tyle, na ile mógł.
Korony drzew, błękitne niebo, konie i gładka skała w pobliżu.
Pachniało morzem.
Morzem? W środku Szwecji? Morzem, które nie istnieje? Nie, oczywiście, to niemożliwe.
Bolesna rozpacz powróciła z gwałtowną siłą. Dolg nigdy nie miał wielu przyjaciół, najlepiej czuł się w kręgu
rodzinnym i w towarzystwie Cienia, duchów ojca, Madragów, Lemurów, niektórych duchów przyrody i
przede wszystkim Nera. Oni byli jego przyjaciółmi. A teraz wszyscy odeszli.
Jak zdołam przetrwać?
Gdybym tylko mógł zatrzymać Nera, nie czułbym się tak bezdennie samotny.
Z drugiej jednak strony może lepiej, że pies poszedł wraz z nimi. Wiedzą, że dopóki Nero żyje, mnie także
nic złego nie spotkało.
Dolg nie był do końca przekonany o swojej nieśmiertelności. Kiedy potworny upiór kardynała omal nie
zabił Nera, Dolg także był bliski uduszenia. Poznał wtedy bliskość śmierci i przestał być pewien swojej
nieśmiertelności.
Nie mógł uwierzyć własnym oczom, że hospodar Radu uśmiecha się do niego, ale uśmiechali się obaj książęta.
W tej chwili Dolg zrozumiał, że bliskość Słońca wywarła na niego wpływ, nie czuł do nikogo żadnej urazy,
przepełniała go dobroć dla wszystkiego, co istnieje na ziemi. Wszechogarniająca miłość dotknęła także jego.
Usiadł ostrożnie. Czuł się całkiem niezle, trochę tylko szumiało mu w głowie, poza tym odzyskał siły.
Głos hospodara Radu brzmiał łagodnie i przyjaznie:
- Przykro nam, że tak brutalnie przerwaliśmy waszą ceremonię, lecz to nasi bracia zakonni Clements i
Sixtus chcieli zaatakować, nie zdołaliśmy ich powstrzymać.
Ponieważ Dolg tylko na nich patrzył, odezwał się książę Konstantyn.
- yle mnie zrozumiałeś, kiedy sięgnąłem po Zwięte Słońce - rzekł, a jego szmaragdowozielone oczy
rozbłysły. - Chcieliśmy je chronić przed chciwymi rękoma.
- Gdy zorientowaliśmy się, jakie plany mają nasi współbracia, ruszyliśmy za nimi - podjął Radu. -
Spózni liśmy się o krótką chwilę.
- Zrozum, mój przyjaciel i ja wycofaliśmy się już wcześniej z Zakonu Zwiętego Słońca, kiedy ktoś z
was powiedział, że powinniśmy przejść na waszą stronę czy też przynajmniej nawiązać z wami współpracę.
Te sło wa zasiały w nas pewną myśl - dodał książę.
- Podjęliśmy decyzję, zakon rycerski to nie dla nas. Czy naprawdę tak było? Dolg wysilił umysł. Owszem,
zawsze żałował, że akurat ci dwaj znalezli się po stronie zła i nie raz, nie dwa wstawiał się za nimi u swych
przyjaciół
A kiedy cały Zakon utonął w bagnie...?
Hospodar i książę nie zaatakowali grupy czarnoksiężnika, stali z tyłu na skraju lasu, inni rycerze weszli na
moczary, a książęta nie ruszyli się z miejsca. Pózniej z takim szacunkiem pożegnali Dolga.
A teraz u Wrót?
Hospodar Radu nie brał udziału w napaści, czekał nieco dalej, ale książę Konstantyn...?
No tak, rzeczywiście, wyciągnął rękę po Słońce, tak jak mówił, a cios, który powalił Dolga, padł z tyłu.
Ostatnie, co Dolg usłyszał, było wołanie księcia do towarzyszy:  Idioci, zabiliście syna czarnoksiężnika!"
Nic nie wskazywało na to, by szlachcice kłamali, ponadto... Czy i oni nie ulegli działaniu Słońca? Być może
i ich obdarowało dobrocią?
Dolg podjął decyzję. Zawsze darzył pewną sympatią tych dwóch, pomimo okazywanych przez nich
skłonności do okrucieństwa. Był też tak rozpaczliwie samotny, potrzebował przyjaciół, którzy pomogą mu
70
zapomnieć o bólu po stracie najbliższych.
Uśmiechnął się do nich drżąco i niepewnie.
- Gdzie jesteśmy? Wyraznie się rozluznili.
- Na wybrzeżu - odparł Radu. - I jedziemy dalej.
Móri wyjawi! synowi, kim są książęta. Dolg więc również znał ich imiona, więcej informacji przekazanych
mu przez Heinricha Reussa Móri nie zdradził, zależało mu na momencie zaskoczenia na wypadek, gdyby
musiał posłużyć się magią imienia. Niestety, nie na wiele mu się to przydało.
- Dokąd? - zapytał Dolg, stając na nogi.
Obaj czarni rycerze podtrzymali go, gdy się zachwiał. Książę Konstantyn uśmiechnął się tajemniczo.
- Mamy zamiar pomóc ci odnalezć inne Wrota i pójść tam razem z tobą.
- A więc wiecie o Wrotach? - zdumiał się Dolg. - Zna cie jakieś inne?
- Oczywiście, lecz one położone są bardzo daleko. Zostały opisane w księgach Zakonu, lecz nikt z nas nie
brał tego na poważnie. Pragnęliśmy tylko odnalezć Słoń ce, by przynosiło nam korzyści tu na Ziemi.
Dolg zrezygnowany pokręcił głową.
- Na cóż się to zda? Nie mamy już Słońca, które otworzyłoby Wrota.
- Mylisz się, drogi przyjacielu - uśmiechnął się Radu. - Tylko te Wrota wymagały blasku Zwiętego
Słońca, przypuszczam, że wybrano je dla was właśnie po to, by przenieść przez nie Słońce. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl