[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sugerowanie, że odcięto nam dopływ. Możemy powiedzieć, że Martyn brał pod uwagę
zapotrzebowanie na trzy dni. Będziemy musieli przelać do butelek resztę wody ze spłuczki.
Geoff ma ich na szczęście pod dostatkiem.
Myślisz, że to kupią?
Geoff na pewno nie, ale jest chyba szansa, że Frankie i Alex uwierzą. Liz
zdmuchnęła pasmo włosów z twarzy. Po prostu musimy to wiarygodnie zagrać.
Jasne mruknÄ…Å‚ Mike bez przekonania.
Było jeszcze wcześnie, lecz odłożywszy długopis, odsunęłam krzesło od stołu. Z dołu
dobiegło mnie trzaśniecie frontowych drzwi i szmer rozmowy w korytarzu.
Mike?
To nie Mike. Rozczarowana wróciłam do pokoiku na poddaszu. Tego popołudnia
czułam ogromną potrzebę kontaktu z kimś, kto też tam był. Na długo przed sporządzeniem
pierwszych notatek wiedziałam, że nie będzie łatwo. Ta świadomość nie zmienia jednak tego,
iż w miarę pisania coraz wyrazniej dociera do mnie, jak niewiele tak naprawdę znaczę.
Niełatwo się z tym pogodzić. Przydałaby się jakaś przyjazna twarz.
Usiadłam na powrót przy stole i kreśląc długopisem bezładne koła, gapiłam się na
baraszkujące w koronach drzew kosy. Cały czas próbowałam odsunąć od siebie wydarzenia,
które czekały na swoją kolej.
Z samego rana powiedzieli reszcie grupy o wodzie, a potem napełnili pozostałe butelki
tym, co zostało w spłuczce. Przez jakiś czas Mike miał nadzieję, że w prowadzących do niej
rurach jeszcze coś jest, ale szybko się przekonał, że i one są puste. Odrobina wody wyciekła
jedynie po odkręceniu zaworu kulowego. Niemal natychmiast atmosfera zrobiła się jeszcze
bardziej napięta. Na wieść o wodzie dosyć łatwo kupili bajeczkę o opróżnionej cysternie.
Czuło się jednak, że w powietrzu wisi coś, co lada moment może się przerodzić w panikę.
Jestem głodna powiedziała cicho Alex, kiedy skończyli napełniać butelki. Co
robimy? Jemy teraz czy oszczędzamy na pózniej?
Oszczędzamy ucięła krótko Liz. Tak długo, jak się da.
Kupka jedzenia, jaka im została, wydała się Mike owi śmieszna. Starczyłoby może na
skromną przekąskę dla pięciu osób, ale posiłek? Rząd ustawionych pod ścianą butelek
napawał nieco większym optymizmem. Mike starał się nie zapominać, że chociaż w tym
punkcie majÄ… nad Martynem przewagÄ™.
Musimy ograniczyć do minimum racje jedzenia i picia odezwała się Frankie. No
i pilnować, żeby wszystko było równo dzielone.
Liz podniosła głowę znad notatnika.
To nie takie proste, jak ci się zdaje zauważyła.
Dlaczego?
Chcę się przyjrzeć temu, co nam zostało, i ocenić proporcje substancji odżywczych.
Wydaje mi się, że potrafię. Czy ktoś z was chodzi do klasy biologiczno-chemicznej?
Odpowiedziała jej cisza.
A to pech westchnęła. Wiem, że ilość spożywanej soli ma kolosalne znaczenie
dla równowagi płynów ustrojowych w organizmie. Ale nie jestem pewna, jak w związku z
tym zmodyfikować naszą dietę. Chyba nie powinniśmy jeść słonych pokarmów.
Wspaniale żachnął się Geoff. Chyba! Potrujemy się albo zdechniemy z
odwodnienia, bo ty nie jesteś pewna, co mamy jeść, a czego nie.
Dziewczyna bez słowa wróciła do swoich notatek. Po chwili Frankie w milczeniu
zebrała pozostałe jedzenie i zaniosła Liz.
Proszę powiedziała, dodając z westchnieniem: Szkoda, że zjadłam wszystkie
słodycze. Pewnie były bogate w cukry. Przydałyby się nam teraz.
Nie przejmuj się. Liz uśmiechnęła się przelotnie. Dzięki Bogu wszyscy jesteśmy
raczej zdrowi.
Nie wiem, w co ty pogrywasz warknÄ…Å‚ Geoff. Tak naprawdÄ™ nie wiesz, co robisz.
Sama to przyznałaś. Dlaczego mielibyśmy ci zaufać?
Ja tylko próbuję zadbać, żeby każdy dostał to, czego potrzebuje uspokajała go Liz.
Staram się, jak potrafię. Pewnie, że bym wolała powierzyć to specjaliście. Byłoby nam
wtedy o wiele łatwiej. Ale skoro nie ma takiej możliwości, musicie się zadowolić tym, co jest.
Co rozumiesz przez zaspokajanie potrzeb? zainteresował się Geoff. To proste:
wszystko sprawiedliwie dzielimy. Nad czym tu dumać?
Sprawiedliwie nie znaczy równo zauważyła Liz. Po raz pierwszy w czasie tej
rozmowy podniosła wzrok i spojrzała Geoffowi w oczy. Chyba nie zaprzeczysz?
Zapadła cisza. Liz i Geoff siedzieli bez ruchu, krzyżując chłodne spojrzenia. W końcu
Geoff odwrócił wzrok. Wtedy odezwała się Frankie:
Cieszę się, że ktoś coś robi powiedziała rzeczowo. Wszystko mi jedno, ile
dostanę jedzenia. Liz wie więcej niż reszta z nas i wydaje mi się, że świetnie sobie radzi.
Zaśmiała się nerwowo. Za chwilę pewnie już i tak nas tu nie będzie.
Myślisz, kurwa, że kogoś obchodzi twoja opinia? wycedził lodowato Geoff:
Frankie już zaczerpnęła tchu, żeby mu odpowiedzieć, lecz urwała nagle, a przez jej
twarz przemknął wyraz kompletnego zagubienia. W końcu wydukała:
Liz... Wydostaniemy siÄ™ stÄ…d, prawda?
Jasne!
Tak myślałam. Odwróciła się na bok, plecami do reszty grupy, ale nawet Mike
zauważył, że płacze.
Wiele by można zarzucić Martynowi, jednakże z pewnością nie brak ostrożności.
Pamiętam doskonale, jak szykował się do niejednego wygłupu. Za każdym razem uderzało
mnie to samo: orientowaliśmy się, o co naprawdę chodzi, dopiero gdy było po wszystkim. W
trakcie przygotowań każdy figiel Martyna wydawał się po trosze dziecinny i komiczny. Póki
trwał, był zabawny. Kiedy jednak opadała ogólna wesołość, nieliczni z nas odkrywali
prawdziwe jego oblicze. Konsekwencje każdego były nieodmiennie zaskakujące. Gibbon
wyjechał i już nie wrócił, niektórzy nauczyciele diametralnie zmienili swoje zachowanie.
Następstwa tych z pozoru niewinnych wygłupów były najczęściej druzgocące.
Nadal wydaje mi się, że powierzając osobie pokroju Martyna niczym nie ograniczoną
władzę nad swoim życiem, wykazałam się niewybaczalną głupotą. Ale przecież żadnemu z
nas nawet nie zaświtało, czym może stać się Bunkier. Sam pomysł takiego eksperymentu był
[ Pobierz całość w formacie PDF ]