[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tylko złudzenie słuchowe!) i przestraszyła się jeszcze bardziej.
118
Wiedziała, że nie ma czasu do stracenia, że musi pokonać słabość i wykonać coś tak
prostego jak otwarcie drzwi. Natarła na nie ramieniem i wreszcie się udało. Wypadła
na korytarz (Uciekam przed halucynacjÄ…!), nie oglÄ…dajÄ…c siÄ™ za siebie i nie sprawdzajÄ…c,
czy trup (Halucynacja!) goni ją, czy nie. Zachwiała się, z trudem utrzymała równowagę,
po czym skręciła w lewo i wzdłuż ściany zaczęła posuwać się w stronę głównego skrzy-
dła. Nie była w stanie iść prosto, wciąż chwiała się i zataczała na coraz słabszych nogach.
Pomyślała, że nie dojdzie do dyżurki sióstr, kiedy poczuła (Wyobraziłam to sobie!) na
plecach zimny oddech ścigającego ją trupa. To dodało jej sił i energii, w końcu znala-
zła się na głównym korytarzu szpitalnym, widziała już windy, w pobliżu których prze-
bywały dyżurne pielęgniarki, chciała krzyknąć, ale wciąż nie mogła wydobyć z siebie
głosu, puściła się ściany, rzuciła środkiem korytarza w stronę dyżurki. W stronę pomo-
cy. W stronę bezpieczeństwa.
* * *
Siostra Tina oraz pulchna, czerwona na twarzy pielęgniarka, Beth Howe, zrobiły dla
Susan tylko tyle, ile ona sama była w stanie dla siebie uczynić: uspokajały ją tak, jak
McGee uspokajał czubków w szpitalu w Seattle. Wzięły ją do siebie do dyżurki i po-
sadziły w fotelu z odchylanym oparciem. Następnie podały jej szklankę zimnej wody.
Przemawiały do niej łagodnie, kojąco, słuchały tego, co miała im do powiedzenia,
a przynajmniej sprawiały takie wrażenie.
%7ładna z nich nie potrafiła jednak do końca przekonać Susan, że będzie bezpieczna,
gdy wróci do sali 258, do jej sali. Susan domagała się miejsca w innym pokoju, chociaż
na tÄ™ noc.
 Bardzo mi przykro, ale to niemożliwe  powiedziała siostra Tina.  W ciągu
ostatnich kilku dni mamy bardzo dużo przyjęć i ledwo wystarcza miejsc. W tej chwili
w ogóle nie ma wolnych łóżek. A zresztą 258 to sala jak każda inna. Przecież pani do-
skonale wie, że nic jej tam nie grozi, prawda? Przecież zdaje sobie pani sprawę z tego,
że to, co się wydarzyło, to tylko kolejny atak. Jeszcze jeden wybryk nie funkcjonującego
jak należy umysłu.
Susan przytaknęła, aczkolwiek nie była pewna, co naprawdę o tym wszystkim my-
śleć.
 Ja wciąż... Ja... nie chcę tam wracać...  oznajmiła szczękając zębami.
Siostra Tina wysłała koleżankę, by sprawdziła salę 258, a sama przez ten czas bawiła
pacjentkę rozmową. Po kilku minutach siostra Beth wróciła i stwierdziła, że wszystko
jest w porzÄ…dku.
 A pani Seiffert?  spytała Susan.
 Leży w łóżku, tam gdzie jej miejsce  odparła pielęgniarka.
119
 Czy jest siostra pewna, że to o n a?
 Oczywiście. Zpi jak zabita.
 I nic siostra nie zauważyła?
 Nie  zapewniła ją pielęgniarka.
 Może on się gdzieś schował?
 Nie ma tam dużo kryjówek.
 Czy szukała siostra?
 Oczywiście. Nikogo tam nie ma poza panią Seiffert, oczywiście.
Wsadziły Susan na wózek i razem zawiozły do sali 258. Im były bliżej, tym bardziej
trzęsła się Susan na wózku.
Zasłony znów szczelnie zakrywały łóżko. Siostry pchały wózek w jego stronę.
 Chwileczkę!  krzyknęła Susan, wyczuwając, co chcą zrobić.
 Musi się pani sama przekonać  powiedziała Beth Howe.
 Nie! Ja nie chcÄ™!
 Musi się pani przekonać  powtórzyła pielęgniarka.
 Tak, tak  wtórowała koleżance siostra Tina.
 Ale... ja nie wiem... czy to wytrzymam...
 Jestem pewna, że wytrzyma pani.  Siostra Tina próbowała dodać Susan od-
wagi.
Dojechały do samej krawędzi łóżka. Beth Howe odsunęła zasłony. Susan zamknęła
oczy. Zacisnęła dłonie na oparciu wózka.
 Niech pani spojrzy  powiedziała siostra Tina.
 No, proszę  odezwała się siostra Beth.  To tylko biedna pani Seiffert.
 Widzi pani?
 Tylko biedna pani Seiffert.
Pod zamkniętymi powiekami Susan wciąż miała obraz martwego chłopca, którego
kiedyś chyba nawet kochała, a którego teraz się bała, albowiem żywy człowiek zawsze
boi się śmierci. Wciąż widziała oczyma wyobrazni, jak nieboszczyk podnosi się na łóżku
i uśmiecha do niej, a jego usta przypominają pęknięcie na skórce gnijącego owocu.
Pomyślała nagle, że być może to, co ujrzy, naprawdę jest mniej straszne od powracają-
cych wspomnień, więc zdecydowała się otworzyć oczy.
W łóżku leżała starsza kobieta, tak mała i tak wysuszona przez chorobę, że  o iro-
nio losu!  wyglądała jak małe dziecko, przez pomyłkę położone do łóżka dla do-
rosłych. Jedynie skóra zdradzała wiek chorej  była zniszczona, pokryta plamami,
o żółtawym zabarwieniu. Daleko jej było do różowości i delikatności skóry dziecka.
Pomarszczone, rozchylone spierzchnięte wargi z widocznym trudem łapały powietrze.
Siwe włosy miały żółtawy, niezdrowy odcień. Tuż przy łóżku stała kroplówka, do któ-
rej podłączona była pani Seiffert. Jej ręka, z której wystawała igła, była tak drobna jak
ręka dziecka.
120
Oto pani Jessica Seiffert, powiedziała do siebie Susan. Poczuła wreszcie ulgę, że ta
osoba naprawdę istnieje. Jednocześnie szokował ją fakt, że jej umysł z taką łatwością
i sugestywnością przekształcił ciało staruszki w zwłoki młodego mężczyzny.
 Biedaczka  skwitowała siostra Beth.
 Jak sięgam pamięcią, była to najpopularniejsza postać w naszym mieście  stwier-
dziła siostra Tina.
 A Tina sięga pamięcią daleko  wyjaśniła druga pielęgniarka.
 Wszyscy jÄ… kochali.
Pani Seiffert nieprzerwanie spała i tylko jej usta drgały, gdy wciągała do płuc powie-
trze.
 Każdego dnia byłyby tu dziesiątki odwiedzających, ale pani Seiffert nie życzy
sobie wizyt  oświadczyła Beth Howe.
 Jakby rak w jakiś sposób czynił ją kimś gorszym.
 A w końcu wszyscy kochali Jessie za to, co miała w środku.
 Dokładnie.
 Czy już pani lepiej?  Siostra Beth wróciła do tematu Susan.
 Chyba tak.
Howe zasunęła zasłony.
 Czy zaglądała pani do łazienki?  spytała Susan.
 Oczywiście  odrzekła siostra Beth.  Nie ma tam nikogo.
 Jeśli nie ma siostra nic przeciwko temu, chciałabym się osobiście o tym przekonać
 powiedziała Susan. Czuła się jak idiotka, ale wciąż była więzniarką swego strachu.
 Proszę bardzo  odrzekła przychylnie pielęgniarka.  Zaraz tam podjedziemy,
żeby mogła pani zajrzeć do łazienki i uwolnić się od niepokoju.
Siostra Tina pchnęła wózek w stronę otwartych drzwi łazienki, a jej koleżanka zapa-
liła światło.
Zajaśniały białe kafelki i urządzenia sanitarne. W środku nie ukrywał się żaden
trup.
 Naprawdę czuję się jak skończona idiotka  wyznała Susan, czując, że czerwie-
niejÄ… jej policzki.
 To nie pani wina  skwitowała Beth.
 Doktor McGee przekazał nam dokładną notatkę na temat pani kondycji. Wiemy, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl