[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uzyskać możliwie dużo przyjemności.
- Mówisz jak prawnik.
Była to bezczelna prowokacja i Eliot natychmiast
ją ukarał. Pochylił się i pocałował ją tak, że sama
chciała przedłużyć pocałunek.
Ktoś lekko zagwizdał, zaczęto wiwatować.
- Nie znoszę cię - odpowiedziała uśmiechając się
do niego, do tego człowieka, który robił z nią, co chciał.
- Wiem. Szkoda, bo ja cię raczej lubię. Ale to nie
ma znaczenia, ponieważ nasz związek nie opiera się
na uczuciach, a na czymś, co w znacznie mniejszym
stopniu podlega woli i rozumowi.
- Namiętność - szepnęła.
- Właśnie. Jest to zapewne najsilniejsze uczucie na
świecie. Pomyśl, Tiffany, gdybyśmy się nie spotkali,
wyszłabyś zapewne za jakiegoś miłego chłopca, który
sypiałby z tobą trzy razy w tygodniu bez specjalnych
subtelności. Zgadzałabyś się na to, zmieniałabyś
pieluszki dzieciom i zastanawiała, skąd wziąć pieniądze.
Byłabyś z tego wszystkiego całkiem zadowolona
i uważałabyś, że kobiety nie potrzebują seksu tak jak
mężczyźni.
- A ty - powiedziała udając, że się uśmiecha
- ożeniłbyś się z ładną, dobrze wychowaną dziewczyną,
która w niczym nie zagrażałaby twojemu spokojowi,
mielibyście dwoje dzieci, w pełni panowałbyś nad
swoim życiem i był, dzięki temu, szczęśliwy.
Dotknęła go w czułe miejsce, ale nie zmienił wyrazu
twarzy. Elli, która przyglądała się im uważnie, mogło
się wydawać, że Eliot uśmiecha się ciepło, ale on
przez chwilę zacisnął usta i oczy mu zabłysły.
132
133
- Masz rację - zgodził się i przytulił ją mocniej do
siebie. - Czy myślisz, że takie banalne życie byłoby
dla ciebie lepsze? Ze mną będziesz znacznie bardziej
szczęśliwa, Tiffany.
Miękki głos na chwilę ją uwiódł, ale udało się jej
opanować.
- Nie można spodziewać się szczęścia ani wybierać
szczęścia - powiedziała możliwie spokojnie. - Ono
przychodzi niezależnie od nas. Powinniśmy jednak
mieć prawo do podjęcia decyzji. - Zaczęła jednak
mówić bardziej gwałtownie. - Nie miałeś prawa
pozbawić mnie tej możliwości.
- A jaki miałem wybór?
- Zawsze jest możliwość wyboru - odpowiedziała,
mimo że zrozumiała znaczenie gorzkich słów Eliota.
Zaśmiał się, odrzucił głowę do tyłu; tak jakby był
niezmiernie zadowolony. Tylko Tiffany rozpoznała
jego śmiech i usłyszała słowa.
- I w tym punkcie właśnie, moja najdroższa,
całkowicie się mylisz. Namiętność zabawia się z nami
w taki sposób, że nie mamy możliwości wyboru.
Następuje bankructwo woli. Mówisz, Tiffany, że
pogardzasz mną. Na pewno jednak nie tak, jak
ja tobą.
Serce Tiffany niemal pękło. Cierpiał, a ból spowo­
dował, że był taki niemiły. Gdyby tylko nauczył się
ją kochać! Takie nadzieje były jednak bezpodstawne.
Nienawidził jej, ponieważ namiętność stanowiła, jego
zdaniem, słabość, a ona wyzwalała w nim słabość.
Tiffany westchnęła. Otoczył ją silnym ramieniem.
- Uspokój się, Tiffany. Wiesz przecież, że walka
jest już teraz bezużyteczna. Tylko się zmęczysz. Mamy
tak wiele... moglibyśmy mieć tak wiele, gdybyś tylko
nie przeciwstawiała się. A poza tym, chociaż to
banał, to jednak prawdziwy, otóż rankiem sprawy
inaczej się przedstawiają.
NIEROZERWALNE WIĘZY
NIEROZERWALNE WIĘZY
- Chciałabym... - Ale nie wiedziała, czego chce,
skoro jego miłość była nieosiągalna. Znowu westchnęła,
a on podniósł jej głowę do góry.
- Nie zachowuj się tak, jakbyś przeżywała tragedię,
bo ludzie pomyślą, że cię prześladuję.
- Obchodzi cię, co ludzie myślą?
- Ani trochę - odparł spokojnie. - W przeciwnym
razie nie żeniłbym się z kobietą, o której mówiło się,
że była kochanką mojego wuja, prawda? Ale prawnik
musi mieć nieskazitelną opinię.
Żartował z niej i Tiffany nagle się uśmiechnęła do
niego z sympatią. Jakże zmienny jest Eliot, myślała,
ciągle inny. Dobry i nagle ostry. Pełen nienawiści,
gniewu i troski zarazem. Tiffany rozumiała, że dla
tak silnego mężczyzny namiętność jest w pewien
sposób denerwująca. Rozumiała jego okrucieństwo,
ale nie mogła wybaczyć.
Nagle przeraziła się. A co się stanie, jeżeli Eliot
przestanie jej tak namiętnie pragnąć? Czy może wręcz
liczy na to? Musi jakoś się wymknąć. Musi uciec. Nie
do przyjęcia była dla niej ewentualność, że jest tylko
zabawką w rękach Eliota. Nie mogła znieść tej myśli.
Woli raczej umrzeć, myślała z rozpaczą. Zabije jego
i siebie zanim zobaczy w jego oczach znudzenie
i zniechęcenie.
Nie! Wpadasz w histerię, powiedziała sobie stanow­
czo. Eliot taki nie jest, nie może być potworem
mężczyzna, którego pokochała. Spojrzała szeroko
otwartymi oczami. Nic nie powiedział, ale uśmiechnął
się surowo i okrutnie, czując jej desperację. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl