[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ale w tym roku za rzuciliśmy tą tradycję. Od czasu zeszłotygodniowej kłótni, która, wybuchła
podczas oglądania  Pamiętnego romansu , nasza przyjazń nie była jut taka sama jak dawniej.
- Cain i James nie przepadają za sobą - wyjaśniłam, ustawiając talerze na stole w taki
sposób, by zostało dużo miejsca na srebrne świeczniki, które mama wyjmowała na specjalne
okazje.
- Szkoda - powiedziała, - Babcia bardzo się cieszyła, że zobaczy Caina. Mówi, że on
zawsze potrafi ją rozśmieszyć, dzięki czemu zapomina o artretyzmie.
Wzruszyłam ramionami.
- Powinna się cieszyć, że pozna Jamesa. To on jest moim chłopakiem.
- Nie jeż się tak, córeczko, Jestem pewna, że babcia i dziadek nie mogą się doczekać,
kiedy poznają Jamesa. Napomknęłam tytko, że lubią Caina.
- Może odwiedzi nas w święta Bożego Narodzenia, mamo.
Gdy zadzwonił telefon, poczułam bolesny skurcz żołądka. To musiała być moja
kobieca intuicja. Poszłam do kuchni i drżącą ręką podniosłam słuchawkę.
- Halo?
- Cześć, Delio - powiedział James, Jego glos brzmiał jak zwykle bardzo męsko.
- Cześć, James. - Odetchnęłam głęboko. Może dzwoni, żeby zapytać, czy ma coś
przynieść.
- Posłuchaj, nie będę mógł przyjść dziś wieczorem.
- Szkoda - powiedziałam, starając się nie okazać, jak bardzo jestem rozczarowana. - A
co się stało? Rodzice nie chcą cię puścić?
Spojrzałam na mamę, która udawała, że nie słucha.
- Tak, właśnie. Wiesz, jak to bywa. Przyjeżdżają dziadkowie i w ogóle.
- No tak. Moi dziadkowie także będą na kolacji. - Naciągnęłam kabel, ile tylko się
dało, żeby znalezć się poza zasięgiem słuchu mamy.
- Mogę do ciebie zatelefonować w weekend? - zapytał.
- Jasne. - Odłożyłam słuchawkę, zbierając siły przed indagacjami mamy.
Spodziewałam się, że wytknie mi przynajmniej tyle, że Cain nigdy nie odwołał wizyty w
ostatniej chwili.
Ale mama otworzyła wahadłowe drzwi jadalni i zawołała:
- Kolacja gotowa! Przerwijcie grÄ™!
Usiadłam na moim miejscu i nałożyłam sobie na talerz górę pokrojonego w plastry
indyka, który znajdował się na półmisku obok nakrycia taty. Ten biedny indyk był w niewiele
lepszym stanie niż ja. Nagle straciłam apetyt.
Gdy rozległ się dzwonek, zerwałam się od stołu i pomknęłam ku drzwiom.
Spodziewałam się, że zobaczę Jamesa, może nawet z bukietem kwiatów w dłoni. Zamiast
niego ujrzałam Caina. Przyniósł dyniowe ciasto. Miał kurtkę przyprószoną śniegiem.
- Specjalna dostawa dla rodziny Byrne - powiedział, wchodząc.
Pod wpływem impulsu rzuciłam mu się na szyję. Jak mogłam zapomnieć, że na Caina
mogę liczyć w każdej sytuacji? Cain potrafił rozproszyć mój smutek nawet wtedy, gdy
postanowiłam pogrążyć się w rozpaczy.
- Wydawało mi się, że miałeś zanieść ciasto twojej mamy do domu Rebeki -
powiedziałam.
Cain rozpiÄ…Å‚ suwak i zdjÄ…Å‚ parkÄ™.
- Pojechali do Nowego Jorku odwiedzić przyjaciół. A poza tym chyba nie myślałaś, że
zapomnę o naszej tradycji? - Pociągnął mnie za koński ogon i wszedł do jadalni.
- Cain Parson! - wykrzyknęła babcia. - Czyżby padał śnieg? Cain podszedł do babci i
ucałował ją w policzek.
- Właśnie zaczął, pani Byrne. Matka natura musiała się zwiedzieć, że zawita pani do
naszego miasta.
Jak już wspominałam, Cain miał dar wprawiania ludzi w dobry nastrój. Bez względu
na to, jak kiepskie były jego żarty, babcia śmiała się z nich, jakby słuchała samego
Johnny'ego Garsona. - Oj, dzieciaki - powiedziała. - Tak się cieszę, że cię tu widzę. Delia
snuła się po domu smętna, jakby zgasł dla niej ostami promyk słońca.
Cain spojrzał na mnie ponad głowami zebranych. Uniósł brwi. Wzruszyłam
ramionami.
- Nie stój tak z deserem w ręce - wtrącił się mój tata. - Wez sobie talerz i siadaj.
Cain posłusznie poszedł do kuchni, a ja wróciłam na swoje miejsce przy stole.
Dyniowe ciasto wydało mi się doskonałym lekarstwem na moje zmartwienia.
- Chodzmy się przejść po śniegu - zaproponował Cain godzinę pózniej.
Skończyliśmy ciasto, które przyniósł Cain, oraz wypieki mojej mamy i siedzieliśmy
wszyscy przy kominku. Dziadek i babcia drzemali w fotelach, a tata wyglądał jak ktoś, kto
także zaraz zaśnie. Na dworze padał gęsty śnieg i nasz trawnik pokrył się warstwą lśniącej
bieli.
- Idzcie koniecznie - powiedziała mama. - Do jutra zostanie z niego tylko ciapa.
- Po tych wszystkich ciastach przyda mi się trochę ruchu - orzekłam, zrzucając
kraciasty pled, którym się przykryłam.
Cain poszedł za mną do holu i przyniósł nasze parki. Podczas gdy się ubierałam, Cain
pogrzebał w szafie, gdzie znalazł koszyk pełen czapek, szalików rękawiczek i łapawic.
Wybrał starą wełnianą czapkę w czerwone i zielone paski i nasadził mi ją na głowę.
- Ejże, w tym nie wyjdę - zaprotestowałam. - Nie chcę z siebie robić pośmiewiska.
- Jeśli ty wyjdziesz w tym, ja włożę to - powiedział i wyjął zza pleców rękę, w której
trzymał jaskrawo pomarańczową czapkę, którą mój tata kupił na swoje jedyne polowanie.
Miała zwisające nauszniki i napis na daszku: Uwaga, jeleń!
Zachichotałam, obwiązując sobie szyję starym szalikiem.
- Skoro tak, nie mogę odmówić! Lećmy wystraszyć sąsiadów!
Cain otworzył drzwi i wypadliśmy na dwór, wzniecając spod nóg śniegową zamieć.
Na ulicy skręciliśmy w lewo. Kilka przecznic od mego domu znajdowała się prawie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl