[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nie jestem w stanie tego panu powiedzie , sir  odpar Hornblower.
Niczego nie mo na by o wywnioskowa ani z tych s ów, ani z niewzruszonego wyrazu jego twarzy.
 Prosz pos ucha , panie Hornblower  ci gn Buckland, uderzaj c d oni w raporty.  Traktuj pana
dobrze. Jak pan si przekona, chwali em pana w sprawozdaniach, ile tylko mog em. Doceni em w pe ni, co pan
uczyni na Santo Domingo i pa sk rol w aborda owaniu okr tu po wszcz ciu na nim buntu przez je ców.
W pe ni doceni em, panie Hornblower. Czy nie móg by& czy nie móg by pan?&
 Nie mog naprawd nic doda do tego, co pan ju wie, sir  odpowiedzia Hornblower.
 Ale co mam mówi , jak zaczn mnie wypytywa ?  martwi si Buckland.
 Po prostu prawd , sir, e znaleziono kapitana pod lukiem i e adne dochodzenie nie zdo o ustali innej
przyczyny jak ta, e wpad tam przypadkowo.
 Chcia bym jednak wiedzie  mówi Buckland.
 Wie pan wszystko, sir, co b dzie kiedykolwiek wiadomo w tej sprawie. Przepraszam sir&  Hornblower
wyci gn r i zdj z klapy Bucklanda nitk paku , a potem ci gn dalej:  Admira b dzie uszcz liwiony,
sir, wiadomo ci , e zlikwidowali my Diegów w Samaná. Pewnie w osy mu siwia y ze zmartwienia o konwoje
przechodz ce przez cie nin Mona. A poza tym przywiedli my trzy pryzy. Dostanie jedn ósm ich warto ci.
Chyba nie s dzi pan, e b dzie si przed tym wzbrania , sir?
 My , e nie  przyzna Buckland.
 Zobaczy przyprowadzone przez nas pryzy  wszyscy na okr cie flagowym gapi si teraz na nie i gadaj
na ten temat. B dzie oczekiwa dobrych nowin. Daleko mu b dzie dzi rano do zadawania pyta , sir. Mo e tylko
spyta, czy woli pan mader czy sherry.
Bush w aden sposób nie umia by powiedzie , czy u miech Hornblowera by naturalny, ale by wiadkiem,
jak nowy duch wst powa w Bucklanda.
 Ale potem&  zacz Buckland.
 Zobaczymy, co b dzie potem. Jednego mo emy by pewni  admira owie nie lubi czeka , sir.
 Chyba ju wyrusz  zgodzi si Buckland.
Po dopilnowaniu gigu Hornblower wróci do kajuty Busha. U miech, tym razem na pewno nie wymuszony,
igra w k cikach jego ust.
 Nie widz adnego powodu do weso ci  zauwa Bush.
Spróbowa zmieni pozycj pod przykrywaj cym go prze cierad em. Teraz, gdy okr t sta w miejscu,
a pobliski l d przeszkadza w swobodnym ruchu wiatru, by o tu znacznie gor cej; s ce pra o bezlito nie
z góry prawie pionowo na pok ad le cy nie wy ej ni o jard nad twarz Busha.
 Ma pan zupe racj , sir  odpowiedzia Hornblower, pochylaj c si nad nim i poprawiaj c po ciel. 
Nie ma absolutnie powodu do weso ci.
 To niech pan przestanie, do diab a, szczerzy z by  mrukn Bush z ironi . Zdenerwowanie i upa
sprawia y, e znowu zaczyna o mu si kr ci w g owie.
 Tak jest, sir. Czy mog zrobi co jeszcze dla pana?
 Nie  odpar Bush.
 Bardzo dobrze, sir. Wróc wi c do moich obowi zków.
Zostawszy sam w kajucie Bush po owa , e Hornblower odszed . Chcia , na ile pozwala a mu jego s abo ,
pomówi o najbli szej przysz ci; le c rozmy la o niej t po, a pot wsi ka w spowijaj ce go banda e. Ale nie
umia zdoby si na logiczne my lenie. Zakl po cichu sam do siebie. Nas uchuj c próbowa odgadywa , co
robi na okr cie, z tym samym miernym skutkiem co poprzednio, gdy duma nad przysz ci . Zamkn oczy,
chc c zasn , ale otworzy je i zacz si zastanawia , jak idzie Bucklandowi u admira a Lamberta.
Do kajuty wszed ma y apiduch  sanitariusz lazaretowy  z dzbankiem i szklank . Nala do niej p ynu
i podtrzymuj c Bushowi g ow przy do jego ust. Poczuwszy ch ód napoju i jego orze wiaj cy zapach Bush
nagle zda sobie spraw , jak bardzo by spragniony i zacz pi chciwie, opró niaj c szklank do dna.
 Co to jest?  zapyta .
 Lemoniada, sir, od pana Hornblowera, z pozdrowieniami.
 Pana Hornblowera?
 Tak. Przy burcie stoi ód przekupniów i pan Hornblower kupi cytryn i kaza , ebym je wycisn dla
pana.
 Przeka panu Hornblowerowi podzi kowania.
 Tak jest, sir. Mo e jeszcze szklaneczk ?
 Dobrze.
Teraz poczu si lepiej. Pó niej us ysza odg osy, których nie umia sobie wyja ni , tupot obutych stóp na
pok adzie, g no rzucane rozkazy, wios a, coraz wi cej wiose przy burcie. Za drzwiami kajuty rozleg y si
kroki i Clive, lekarz okr towy, wprowadzi chudego, siwow osego m czyzn o ywych niebieskich oczach.
 Jestem Sankey, chirurg ze szpitala marynarki wojennej na l dzie  oznajmi przybysz.  Przyby em
zabra pana, b dzie tam panu znacznie wygodniej.
 Nie chc opuszcza okr tu  broni si Bush.
 Powinien pan by zd si nauczy  zauwa Sankey z zawodow pogod  e w s bie zawsze
musi si robi to, na co si nie ma ochoty.
Odrzuci prze cierad o i patrzy na spowite w banda e cia o Busha.
 Musi pan mi wybaczy  ci gn tym samym niezno nie pogodnym tonem  ale mam obowi zek
pokwitowa przyj cie pana  a pan sam, poruczniku, chyba nigdy nie podpisa kwitu przyj cia zapasów na
okr t nie zbadawszy przedtem ich stanu.
 Niech pan idzie do diab a!  mrukn Bush.
 Co za brzydki humor  zauwa Sankey rzucaj c spojrzenie na Clive'a.  Nie zapisa pan chyba
wystarczaj cej ilo ci przepisowych leków.
Po d onie na Bushu i z pomoc Clive'a zr cznie obróci go plecami do góry.
 Wydaje si , e Diegowie nielicho pana pokrajali  przemawia do bezbronnych pleców Busha. 
Naliczy em dziewi ran.
 I pi dziesi t trzy szwy  doda Clive.
 W sam raz dla  Gazette  zauwa Sankey i zachichota , a potem mówi jak gdyby cytuj c:  Porucznik
 e  Bush odniós nie mniej ni dziewi ran w czasie heroicznej obrony, lecz mam przyjemno stwierdzi ,
e szybko zdrowieje .
Bush spróbowa obróci si twarz do niego, eby burkn co w odpowiedzi, ale szyja by a najbardziej
bolesnym miejscem jego cia a i móg tylko mrucze niezrozumiale; odwrócili go na plecy dopiero, kiedy
przesta mamrota .
 A teraz porwiemy naszego ma ego kupidynka  oznajmi Sankey.  Chod cie tu z noszami.
Wyniesionego na pok ad g ówny Busha o lepi o s ce i Sankey pochyli si , aby zakry mu oczy
prze cierad em.
 O, nie!  zawo Bush, domy liwszy si jego zamiaru, i w g osie jego tyle by o dawnej stanowczo ci, e
Sankey da spokój.  Chc widzie !
Teraz zrozumia przyczyn st pa i zamieszania na pok adzie. Na ródokr ciu nierze jednego z pu ków
zachodnioindyjskich trzymali stra , wszyscy na baczno , z bagnetami na broni. Z luków wyprowadzano po
trapach je ców hiszpa skich, by ich za adowa na stoj ce przy burtach odzie i zawie na l d. Bush rozpozna
Orteg , który szed , kulej c, podtrzymywany z obu stron przez dwóch ludzi; przez przeci nogawk spodni
ukaza si banda na biodrze; banda i druga nogawka by y czarne od zasch ej krwi.
 Wida , e to zbójecka za oga  odezwa si Sankey.  A teraz, je li si pan ju dosy na nich napatrzy ,
wrzucimy pana do odzi.
Nadbieg Hornblower z pok adu rufowego i ukl przy noszach.
 Dobrze si pan czuje, sir?  pyta zatroskany.
 Tak, dzi kuj  odpar Bush.
 Dopilnuj , eby spakowano pa skie rzeczy i prze je za panem na l d, sir.
 Dzi kuj . [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl