[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sobie, że tak nie jest i że jest ich więcej. Samców i
samic zdolnych spłodzić kolejne pokolenie, podczas
gdy te, które są, będą nadal rosły i szalały na naszym
wybrzeżu. Chryste, może to, co dotąd widzieliśmy
jest wierzchołkiem góry lodowej? Miejmy nadzieję,
że się mylę, i że ktoś przesadził z tymi rozmiarami!
Wargi Grisedale'a ściągnęły się w cienką, bez-
krwistą linię. Zaschło mu nagle w ustach, a skóra
zaczęła cierpnąć. Teoria Davenporta była
zatrważająca! Gdyby ją rozważać, można by
wylądować w domu wariatów, widząc wokół siebie
gigantyczne kraby, niszczÄ…ce wszystko i wszystkich.
- Wracam do Lianbedr. - Davenport podniósł się
zmęczony. - Jeśli będziesz mnie potrzebował,
zadzwoń do hotelu Yictoria. A jeśli chcesz mojej
rady, to odpocznij trochÄ™.
Grisedale kiwnął głową, patrząc jak profesor
opuszcza pokój, a potem zamknął za nim drzwi. Cliff
Davenport wygląda jakby przeżył dziesięć lat w
ciągu ostatnich paru dni - pomyślał. Na pierwszy
rzut oka wziÄ…Å‚byÅ› go za czterdziestopiÄ™-ciolatka.
Sprawy musiały stać naprawdę zle, jeśli
205
doprowadziły takiego faceta jak Davenport, do
takiego stanu.
Człowiek z ministerstwa spojrzał na notatki zrobione
podczas rozmowy telefonicznej z pułkownikiem
Matthews'em. O jednej sprawie zapomniał
powiedzieć Davenportowi; ugryzł się w język z
irytacji. Ci głupi żołnierze załadowali nadmiernie
ciężarówkę betonowymi blokami i kierowca stracił
nad nią panowanie na stromym wzgórzu niedaleko
Barmouth. Teraz majÄ… solidnÄ… blokadÄ™ tam, gdzie
jej wcale nie chcieli!
Dziewczyna, która szła tamtędy, została zabita, a jej
ciało nie nadawało się do identyfikacji. Trzeba było
uodpornić się na śmierć w okolicznościach takich jak
te. Bardzo dużo ludzi uznano za zaginionych,
szczególnie od czasu, gdy pokazały się kraby.
Znajdowano też zniekształcone ciała, których nigdy
w życiu nie da się zidentyfikować. Nigdy. Trzeba się
liczyć, że nie rozpoznanych ofiar będzie coraz więcej,
zanim się to wszystko nie skończy. Jeśli w ogóle się
skończy!
Grisedale zamknął notatnik, wyciągnął się na krześle
i postanowił przymknąć oczy na kilka minut. Dopóki
znów nie zadzwoni telefon.
Tak, zapomniał powiedzieć Cliffowi Davenportowi o
wypadku, ale profesor pewnie i tak nie byłby tym
zainteresowany. Miał zresztą dość na głowie. Tak jak
i wszyscy.
Rozdział 15
Wtorkowe popołudnie - Blue Ocean
Gordon Smallwood pogodził się z faktem, że nie uda
mu siÄ™ uciec przed krabami. Umrze jak Charlie i
inni; zmówił szybką modlitwę (nie był religijnym
człowiekiem, ale w głębi duszy wierzył w Istotę
Boską), prosił by koniec nadszedł szybko i był
możliwie bezbolesny.
Słyszał stukanie ich odnóży po powierzchni skały,
podniecony klekot szczypiec. Niech to diabli, gdyby
ten cholerny imbecyl nie uderzył go, mógłby
przeskoczyć rozpadlinę, która nie była szersza niż
metr. A tak, dostał zawrotu głowy, potknął się,
skręcił kostkę i spadając uderzył o coś głową. Ten
cholerny dzieciak był zagrożeniem dla otoczenia i nie
powinien wychodzić bez opieki. Cóż, nie będzie
sprawiał więcej kłopotów. Tak samo jak nie będzie
miał ze sobą kłopotów Gordon. Miał przed sobą
raczej sekundy życia niż minuty.
Roześmiał się; było w tym więcej ironii niż histerii.
Lepiej by zrobił, pozostając na kempingu. Coś
przydarzyło się Jean Ruddington, czuł to.
207
Cokolwiek się stało, nie zobaczy jej już nigdy. Jeżeli
jeszcze żyła, to i tak nie wróci. Mógł ją teraz
przejrzeć na wylot, zobaczył wiele rzeczy, na które
wcześniej był ślepy. To nie była miłość lecz
zaślepienie; sposób w jaki podniecała go swoim
ciałem sprawiał, że nie zauważał jej wszystkich wad.
Może nie zawsze była taka. Przed wypadkiem
samochodowym mogła być zupełnie inna i dopiero
śmierć męża zmieniła jej osobowość. Sympatia, nie
miłość, to było właśnie to, co do niej czuł. Ogarnął go
smutek, ale miał nadzieję, że minie szybko. Teraz
myślał o Irey, ale to też nie przynosiło mu ulgi. Nie
miało to zresztą znaczenia, gdyż wkrótce umrze. Jej
los będzie podobny, gdy kraby zaatakują kemping.
Wszyscy umrÄ….
Było całkowicie ciemno; co stało się z księżycem?
Próbował cokolwiek dostrzec, ale było to niemożliwe.
Tylko smolista czerń. Niebo musiało się zachmurzyć.
Nie, nie powinno, bo gdy słuchał radia w pokoju
Irey, nie zapowiadano zachmurzenia. Było wciąż
gorąco, na deszcz nie można liczyć.
Próbował się ruszyć, ale nie było to możliwe. Czuł się
jak uwięziony w zbyt wąskiej marynarce. Roześmiał
się bezmyślnie. Czyżby stał się majaczącym
szaleńcem, którego związali i zamknęli w domu
wariatów w ciemnym pokoju. A może kraby istniały
tylko w jego wyobrazni, zwariowana
208
halucynacja, która dla niego stała się
rzeczywistością.
Klik - klik - klik - klikety - klik.
A jednak były rzeczywistością, słyszał je. Blisko.
Odgłosy drapania, jakby próbowały rozsadzić skałę.
Dlaczego, do diabła, nie skończyły z nim jeszcze?
Gra, oto czym to było, sadystyczna gra. Odnosił
wrażenie, że zamierzały przywieść go do szaleństwa.
Dokoła czuł wibrację, solidna skała drżała pod ich
cielskami. Dochodził go ich zapach. Zacisnął nos,
próbując powstrzymać oddech i nie wdychać tego
plugawego odoru. Jak gnijące wodorosty. W końcu
musiał jednak odetchnąć, a po chwili przyzwyczaił
siÄ™ do otaczajÄ…cego go smrodu.
Wciąż jeszcze tu były. Słyszał desperackie drapanie.
Coś posypało się na niego i musiał wypluć kamienny
pył. Miał go również w oczach.
Stukot szczypiec zaczął zamierać, a wibracje
słabnąć. Nadstawił uszu i wyłowił wiele głosów, z
których część przypisywał swojej wyobrazni.
Dlaczego nie zabiły go jak Charliego i pozostałych?
Nie znalazł na to odpowiedzi.
Ogarnęło go zmęczenie. Obolałe ciało pragnęło snu,
oczy zaczęły mu się zamykać. Jeśli zaśnie, będzie to
bez znaczenia; może wtedy zabiją go i nie zauważy
śmierci?
Miał dziwne, niespokojne sny, na wpół realne,
8 - Zew krabów 209
jak dziecko majaczące w gorączce. Odległe strzały,
pełne przerażenia głosy zwierząt. I znowu
klekotanie, wibracja skały pod ciężarem
powracających krabów. A potem cisza, bardzo długa
cisza.
Obudziło go delikatne, szare światło wstającego dnia.
Zmusiło do otwarcia oczu i przypomnienia sobie
ostatnich wydarzeń. Po kilku minutach zdał sobie
sprawę, gdzie jest i dlaczego jeszcze żyje i dlaczego
gigantyczne kraby go nie zabiły.
Leżał w wąskiej, skalistej rozpadlinie, zaledwie nieco
szerszej niż jego ciało - tej, którą usiłował
przeskoczyć! Zapewne wpadł w nią na głębokość
kilku stóp i leżał poza zasięgiem szczypiec krabów!
W końcu skorupiaki poddały się i ruszyły gdzie
indziej, a po jakimś czasie powróciły. O Boże, na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl