[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Chodz, nie jesteś w nastroju. Odwiozę cię do domu
- zaproponował Ricky.
- Nie, zaraz dojdę do siebie. - Nie chciała go stąd
wyciągać, to by nie było w porządku. Wiedziała, że mu
zależało, aby wziąć udział w tym wieczorze. - Idz, przy�
witaj się z gośćmi. Wyjdę na chwilę zaczerpnąć świeżego
powietrza.
- Pójdę z tobą.
- Chyba wolę być sama.
- Jesteś pewna, że się dobrze czujesz?
- Tak, nic mi nie jest.
Justin stał na tarasie, dokąd uciekł, nie mogąc znieść
widoku Angeli z Rickym. Dobrze, że zebranych zaczęła
już pochłaniać gorączka licytacji, bo przynajmniej mógł
liczyć na chwilę ciszy i spokoju.
Czuł się jak skończony osioł. Nie umiał sobie wytłu�
maczyć, czemu zawsze daje się Angeli wystrychnąć na
dudka. Przypomniał sobie stare porzekadło:  Jeśli raz zro�
bisz z kogoś głupca, powinieneś się wstydzić. Ale jeśli
zrobisz z niego głupca dwa razy, to on powinien się wsty�
dzić". Zrobiła z niego głupca dwa razy. Zły na siebie,
że na to pozwolił, a jeszcze bardziej, że tak go to boli,
zacisnął powieki.
Wciągnął głęboko zapach nocy - zapowiedz deszczu
w powietrzu, woń świeżo skoszonej trawy, słodki aromat
kwiatów. Po chwili odprężył się nieco i otworzył oczy,
patrząc na wypielęgnowany ogród rozkwitły czerwienią,
czytelniczka
scandalous
żółcią i bielą. Ale widok tych kwiatów znów skojarzył
mu się z Angelą. Przypomniał sobie, jak lubiła przyjeż�
dżać do klubu i przechadzać się tu pośród drzew i krze�
wów, jak planowała założyć ogród przed ich domem.
Wez się w garść, Wainwright. Musisz przestać myśleć
o tej kobiecie. Wybij ją sobie z głowy raz na zawsze.
Z irytacją przesunął ręką po włosach i ruszył w kie�
runku rzędu oszklonych drzwi, za którymi widać było
tłum gości - tłum, do którego nie zamierzał się przyłą�
czać. Postanowił czym prędzej pożegnać się i wyjść, kie�
dy jedno skrzydło drzwi po drugiej stronie tarasu otwo�
rzyło się i wyszła przez nie Angela.
Względny spokój, jaki udało mu się osiągnąć, prysł
w jednej chwili. Zesztywniał z napięcia i wbrew woli
poczuł ucisk w sercu. Choć powiedział sobie, że powi�
nien wejść do środka, nie czekać, aż przyjdzie za nią
Ricky, nie ruszył się z miejsca.
Kiedy skierowała się na środek tarasu, pomyślał, że
go wypatrzyła i obiecał sobie nie dać się omamić niczym,
co powie. Ale Angela skręciła w prawo i zatrzymała się
przy balustradzie nad ogrodem, gdzie sam przed chwilą
stał. Powiew lekkiego wiatru zaszeleścił jej sukienką, gdy
oparła się o barierkę, wbijając oczy w dal.
Blask księżyca i miękkie światło lamp tarasowych kładły
się srebrną poświatą na jej włosach, na tych włosach, które
jeszcze tak niedawno owijały się wokół jego palców, kiedy
się kochali. Jej gołe ramiona, kruche i delikatne, miały sub�
telną, mleczną barwę. Nie widział jej twarzy, ale w jej po�
stawie, w skulonych plecach, była jakaś rezygnacja i bez�
bronność, które poruszyły w nim czułą strunę.
czytelniczka
scandalous
Aapiąc się na tym, zmełł w ustach przekleństwo. Musi
czym prędzej stąd odejść, uciec od niej jak najdalej. Sięgnął
do klamki, kiedy nagle powstrzymał go jakiś instynkt, jakiś
szósty zmysł przedstawiciela prawa. Uświadomił sobie, że
noc zastygła w złowrogiej ciszy. Umilkły pohukiwania so�
wy z pobliskiego drzewa, popiskiwania wiewiórek, kum�
kanie żab nad stawem. Zaniepokojony, wrócił wzrokiem
do Angeli, omiatając spojrzeniem taras. I wtedy to zobaczył.
Ruch w ciemnościach przy jednym z okien kilka me�
trów dalej i cień ręki z wyciągniętym pistoletem.
- Angela, uważaj! - krzyknął i rzucił się w tym kie�
runku.
Usłyszał stłumiony wystrzał. I krzyk Angeli. Poczuł
palący ból w ramieniu i ziemia nagle usunęła mu się spod
nóg. Sukinsyn użył tłumika, pomyślał jeszcze, a potem
świat zaczął się kręcić w zwolnionym tempie.
- Justin! O mój Boże, Justin!
Mógłby przysiąc, że słyszy głos Angeli, jej wołanie
o pomoc, widzi jej zalaną łzami twarz, czuje jej ręce uno�
szące mu głowę. I gdy zapadał w ciemność, dobiegło go
błagalne:
- Justin? Justin, słyszysz mnie? Proszę, Justin, otwórz
oczy...
- Proszę, Justin, otwórz oczy...
Uchwycił się tego błagalnego głosu i wydobył z ota�
czającej go ciemnej chmury na powierzchnię. Zobaczył
nad sobą pobladłą twarz Angeli i w jednym przebłysku
wszystko mu się przypomniało. Wycelowany w nią pi�
stolet. Stłumiony wystrzał.
czytelniczka
scandalous
- Nic ci nie jest? - spytał, próbując usiąść i jęknął
głośno, gdy przeszywający ból w ramieniu przygwozdził
go do ziemi.
- Spokojnie - nakazał Michael 0'Day, przytrzymując
go w miejscu ręką zdumiewająco silną jak na mężczyznę,
który spędzał życie w sali operacyjnej. Kardiochirurg
uśmiechnął się do niego czarująco, tym swoim uśmie�
chem, którym zdobył serce jego siostry, Susan. - Am�
bulans jest już w drodze, żeby zawiezć cię do szpitala.
Nie ruszaj się i daj mi posłuchać serca.
- Nie potrzebuję żadnego ambulansu. I nie jadę do
żadnego szpitala.
- Owszem, jedziesz, jeśli chcesz mieć usuniętą tę kul�
kę z ramienia. - oświadczył Michael, zdejmując steto�
skop. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl