[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nawet lekarzowi.
Amanda czuła, jak mocno bije jej serce. Uwa\aj, mówiła do siebie, dla
niego to tylko gra, a graczem jest świetnym. Nie pozwól, \eby cię
skrzywdził.
Chyba ju\ pójdę - powiedziała wstając gwałtownie. - Robi się pózno.
Porozmawiaj ze mną, Amando  poprosił Jace.
O czym? O mojej matce? O mnie? Jesteśmy dziwkami, jak powiedziałeś,
i wszystko o nas wiesz, bo jesteś Jace Bóg Wszechmogący Whitehall! -
wybuchnęła i nie dopuszczając go do głosu, wbiegła do domu.
Następnego dnia równie nieszczęśliwa Amanda wybrała się do stajni
obejrzeć nowo narodzonego, śnie\nobiałego araba. Przypomniały się jej
dawne czasy na ranczu ojca, kiedy spędzała całe godziny w stajniach,
podziwiając zrebięta.. Pogrą\ona we wspomnieniach, dopiero w ostatniej
chwili usłyszała kroki zbli\ającego się ku niej Jace'a.
Jesteś sama? - zapytał ostro. - A gdzie się podziewa braciszek Duncan?
Jest w biurze - odparła.
- A inni? - dodał, unikając wymówienia imienia Bei.
- W mieście na zakupach Ale nie za twoje pieniądze. Amanda z trudem
powstrzymywała się od rzucenia się mu w ramiona. Tak bardzo chciała
poczuć jego ciało, zapach, pocałunki Odwróciła wzrok i próbowała
uspokoić oddech.
- Piękny jest ten zrebak - zmieniła temat.
Jace stanął tu\ za nią. Była jak w pułapce. Czuła ciepło jego ciała, jego
zapach.
- Czy... czy masz jeszcze jakieś inne?  ciągnęła niezbyt pewnie.
Poczuła jego oddech na swoich włosach.
Pachniesz kwiatami - szepnÄ…Å‚.
To szampon.
Jace przysunÄ…Å‚ siÄ™ jeszcze bli\ej.
Ile masz teraz arabów? - zapytała dziwnie obcym głosem.
Sporo - szepnął i przywarł ustami do jej szyi.
Jason!
DotknÄ…Å‚ ustami ucha, potem skroni.
- Masz cudowną skórę. Jak aksamit. Atłas.
Jej ciało nie słuchało głosu rozsądku, czuła, \e za chwilę się podda.
Nie, Jasonie! - błagała. - Nie po tym wszystkim, co powiedziałeś!
Niemnie nie obchodzi, co powiedziałem - odparł. - Tak bardzo cię
pragnÄ™!
Amanda próbowała się odsunąć, ale Jace obrócił ją ku sobie i przywarł
do niej całym ciałem. Spojrzała na niego błagalnie oczami pełnymi tez.
- Po co ta gra? - zapytał. - Wiem, jak na ciebie działam, czuję to. Czy
musisz udawać? Nic mnie nie obchodzi, czy jesteś doświadczona, czy
nie!
Puść mnie! - krzyknęła. - Nie jestem doświadczona, nie jestem łatwa i
niczego nie udajÄ™!
Myślisz, \e w to uwierzę? Przecie\ dr\ałaś w moich ramionach. Chciałaś
tego tak samo, jak ja!
Nigdy z nikim nie spałam!
Ale twoja matka owszem - odparł ostro.
Spojrzała mu prosto w oczy.
Mo\e oszczędzisz sobie tych uwag, pastuchu?
Jego oczy błysnęły niebezpiecznie.
Przyłapałem ją w sypialni mojego ojca - wypalił.
- Miesiąc przed jego śmiercią. Wcią\ jeszcze była \oną tego twojego
nieszczęsnego tatusia.
Amanda pobladła. To niemo\liwe! Jace kłamie! Na pewno! Ale w jego
spojrzeniu nie było ani śladu niepewności.
- Moją matkę? - powtórzyła z niedowierzaniem.
Twoją matkę. Na szczęście nikt o tym nie wiedział, nawet Duncan, a
przede wszystkim moja matka. Tylko ja. I od tamtej pory, ile razy jÄ…
widzę, mam ochotę ukręcić jej tę piękną szyję!
A więc to nie miało związku z tym, \e traktowała cię z lekcewa\eniem? -
zapytała Amanda z trudem przełykając ślinę.
Nie. Dlatego, \e miała romans z moim ojcem i nie mogłem temu
zaradzić. Mogłem tylko próbować chronić moją matkę. To mi się udało,
ale Bea skróciła \ycie mojego ojca.
Amanda zamknęła oczy.
- I myślisz, \e ja jestem taka sama szepnęła. - Stąd to przekonanie,
\e sypiam z Terrym.
- Coś w tym sensie - parsknął śmiechem Jace.
- Chyba nie przypuszczałaś, \e jestem zazdrosny?
Z gorzkim uśmiechem pokręciła głową.
Nigdy mi to nie przyszło do głowy. Spakuję się i jeszcze dzisiaj wyjadę.
Jeszcze nie. A co z kontraktem? Twój wspólnik będzie wściekły.
Dlaczego mnie po prostu nie zastrzelisz? - krzyknęła ze łzami w oczach.
- Dręczysz mnie od tak dawna... i jeszcze matka i te jej wydatki... i teraz
mówisz... \e oszukiwała mojego ojca... o, Bo\e, tak bym chciała umrzeć!
Jakąś nadludzką siła wyrwała się z jego ramion i wybiegła ze stajni. Przy
drzwiach stał koń Jace'a. Bez chwili namysłu wskoczyła na siodło i,
ignorując protesty Jace'a, ruszyła przed siebie.
Zwierzę, jakby wyczuwając nastrój jezdzca, pędziło szybkim kłusem.
Nagle poprzez łzy Amanda zobaczyła nisko zwisający, gruby konar. Za
pózno. Poczuła przerazliwy ból i ogarnęła ją ciemność.
ROZDZIAA ÓSMY
Amanda otworzyła oczy. Pokój, w którym się znajdowała, był du\y, biały i
pełen jakiejś aparatury medycznej. Okropnie bolała ją głowa.
- Mo\e to głupie pytanie - powiedziała ze słabym uśmiechem do
siedzącego obok łó\ka Duncana - ale chciałabym wiedzieć, kto mi tak
przyło\ył?
-Konar orzecha - wyjaśnił Duncan biorąc ją za rękę. - Nie uchyliłaś się.
- Nie zdą\yłam. - Pomacała pulsujące bólem czoło. - Długo tu jestem?
- Całą noc. Jace przez ten czas snuł się po korytarzach, palił papierosa
za papierosem i wrzeszczał na ka\dego, kto się do niego zbli\ył.
Jace! Przypomniała sobie wszystko. Całą kłótnie, powód, dla którego tak
bardzo nienawidził jej i Bei, swoje własne przera\enie. Przymknęła oczy.
- Co on ci powiedział, Mandy? - zapytał cicho Duncan.
- Nic - skłamała.
- Nie kłam - powiedział bez złośliwości. - Nigdy tego nie robiłaś. Zranił
ciÄ™, prawda?
- To sprawa tylko miedzy nami - odparła. - A \e spadłam z konia? No,
có\, to się mo\e przydarzyć ka\demu.
- Jace czuje się cholernie winny - powiedział, przyglądając się jej
uwa\nie. - Co chwila tu zaglądał i patrzył na ciebie.
- Daj sobie spokój, Duncan, nic ci nie powiem.
- Twoja matka przyjdzie niedługo - poinformował ją, rezygnując z
wypytywania. - Była tu ju\ wcześniej.
- Kiedy będę mogła wrócić do domu?
- Chcą jeszcze zrobić kilka badań.
- Nie potrzebuję \adnych badań - oznajmiła zdecydowanie, myśląc o
rachunku za te usługi.
Duncan właściwie odczytał malujący się na jej twarzy niepokój.
- Nie martw się o pieniądze - powiedział. - Rachunkiem my się zajmiemy.
-Mowy nie ma! - krzyknęła Amanda siadając gwałtownie. - Nie,
Duncanic, nie chcę mieć \adnego długu u Jasona Whitehalla.
Duncan, oczywiście, próbował wykorzystać tę uwagę.
- O jakim długu mówisz? - zapytał ostro. Amanda zaczerwieniła się i
spojrzała w okno,
unikajÄ…c jego wzroku.
- To miło z twojej strony, \e mnie odwiedziłeś, Duncanie - wywinęła się
ze słodkim uśmiechem. - Kiedy będę mogła iść do domu? - powtórzyła
pytanie.
- Zapytam lekarza, dobrze? - westchnÄ…Å‚ z rezygnacjÄ… Duncan.
- Powiedz mu, \e opuszczam szpital jutro rano i \e mo\e zrobić badania
i...
- Spokojnie, spokojnie - mitygował ją Duncan. Nachylił się i odsunął jej
włosy z czoła. - O, Bo\e, będziesz miała bliznę! - szepnął.
- Mam nadzieję, \e purpurową - oświadczyła wesoło Amanda. - Mam
wspaniałą bawełnianą suknię haftowaną w purpurowe kwiaty, będzie
znakomicie pasować. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl