[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W górze szybowały latające stwory, pióroskóry i lotniaki, nadciągnąwszy z lasu po swój udział. W
bezmyślnej rzezi starto wysysola na miazgę i zapomniano o nim. Jego porzucone resztki zagubiły się
w pianie.
- Musimy już iść. - Toy wstała z determinacją. - Czas dostać się na brzeg.
Siedem udręczonych twarzy spojrzało na nią jak na wariatkę.
- Tam w dole umrzemy - powiedziała Poyly
- Nie - odparła ostro Toy. - Teraz nie umrzemy Te stworzenia walczą między sobą, więc będą
zbyt zajęte, by nas skrzywdzić. Potem może być za pózno.
Toy nie miała absolutnego posłuchu. Grupa się wahała. Kiedy Toy dostrzegła rodzący się
sprzeciw, wpadła we wściekłość i dała po uszach Fay i Shree. Ale głównych oponentów znalazła w
Veggym i May.
- Zabiją nas tam, zanim się obejrzymy - odezwał się Veggy. - Nie ma jak dotrzeć do
bezpiecznego miejsca. Czyż nie widzieliśmy przed chwilą, co się stało z wysysolem, który był taki
silny?
- Nie możemy tu zostać i umrzeć - powiedziała Toy ze złością.
- Możemy zostać i czekać, aż coś się stanie - wtrąciła May. - Zostańmy, proszę.
- Nic się nie stanie. - Poyly stanęła po stronie swej przyjaciółki, Toy. - Najwyżej coś złego.
Tak musi być. Sami musimy zatroszczyć się o siebie.
- Zginiemy - powtórzył z uporem Veggy. Zdesperowana Toy zwróciła się do Grena,
najstarszego dziecka mężczyzny:
- A co ty sÄ…dzisz?
Gren obserwował całe to zniszczenie z kamienną twarzą. Nie rozpogodziła się, gdy ją zwrócił
do Toy.
- Ty przewodzisz grupie, Toy. Kto jest w stanie cię słuchać, musi tak zrobić. Takie jest prawo.
Toy wstała.
- Poyly, Veggy, May i reszta - za mną! Idziemy teraz, gdy oni wszyscy są zbyt zajęci, żeby nas
zauważyć. Musimy wrócić do lasu.
Bez wahania przerzuciła nogę przez kopulasty wierzchołek przypory i zaczęła zjeżdżać stromym
zboczem. Nagła panika, że mogłaby ich opuścić, opanowała pozostałych. Poszli za Toy. Przelezli
przez parapet, ślizgając się i gramoląc za nią. U dołu zatrzymali się na chwilę, przytłoczeni szarym
ogromem wieży Trwoga wstrzymywała ich w miejscu. Zwiat wyglądał płasko, nierealnie. Ponieważ
ogromne słońce płonęło dokładnie nad nimi, ich cienie kładły się jak odrobina więcej kurzu pod
stopami. Wszędzie brakowało cienia, co nadawało krajobrazowi płaski wygląd - był martwy jak
kiepskie malowidło.
Temperatura przybrzeżnej bitwy rosła. W tej erze, jak zresztą zawsze w pewnym sensie,
istniała tylko natura. Natura była panią wszystkiego - a wychodziło na to, że rzuciła przekleństwo na
dzieło własnych rąk. Toy ruszyła naprzód, pokonując obawę. Gdy biegłi za nią, oddalając się od
zagadkowej wieży, czuli szczypanie w stopach: kamienie pod ich nogami były poplamione brunatną
trucizną, która w żarze wyschła i utraciła swą moc. Zgiełk bitwy wypełniał im uszy. Przemoczyła ich
piana, lecz walczący nie zwracali na nich uwagi, zbyt pochłonięci swym bezmyślnym antagonizmem.
Eksplozje orały powierzchnię morza jedna za drugą. Pewne drzewa Ziemi Niczyjej, oblegane
stulecie po stuleciu na wąziutkim skrawku swojego terytorium, zagłębiły korzenie w jałowe piachy w
poszukiwaniu nie tylko pokarmu, lecz także sposobu obrony przed napastnikami. Odkryły węgiel
drzewny, wyciągnęły siarkę, dobyły azotan potasu. W swych węzlastych trzewiach oczyściły to i
zmieszały. Otrzymany proch strzelniczy wędrował zielonymi żyłami na najwyższe gałęzie do łupin
orzechów. Teraz te gałęzie rzucały swoje pociski na wodorosty. Nieruchome uprzednio morze
kipiało pod bombardowaniem. Plan Toy nie był dobry, powiódł się bardziej dzięki szczęściu niż
przemyślności. U nasady półwyspu wielki kłąb wodorostów wytoczył się daleko od wody,
pokrywając drzewo prochowe. Zgiął je wpół samym swym ciężarem i rozgorzała walka na śmierć i
życie. Maleńkie istoty ludzkie przebiegły obok, zmykając pod osłonę wysokiego perzu. Dopiero
wtedy zdali sobie sprawę, że nie ma wśród nich Grena.
Gren ciągle jeszcze leżał w oślepiającym słońcu, skulony za obwałowaniem wieży. Strach
stanowił główny, lecz nie jedyny powód tego, że tu pozostał. Czuł, że tak jak powiedziała Toy,
dyscyplina jest bardzo ważna. Z natury jednak ciężko przychodziło mu słuchać. Szczególnie w tym
wypadku, kiedy przedstawiony przez Toy plan zdawał się zawierać tak nikłą nadzieję przeżycia.
Miał też swoją własną ideę, choć nie potrafił wyrazić jej słowami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]