[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Kto tam? - zawołała Josephine głosem zachrypniętym od płaczu.
- Obiad, proszę pani - odpowiedział młody głos. Usłyszała zgrzyt klucza w zamku.
Drzwi otworzyły się i światło z korytarza wślizgnęło się do pokoju. Weszła Janet, ostrożnie
niosąc wypełniona jedzeniem tacę.
- Och, Janet...
Josephine usiadła, automatycznie próbując naciągnąć na siebie kołdrę. Gdy zdała sobie
sprawę z tego co robi, opuściła rękę.
- Czy mogę zapalić światło? - spytała pokojówka.
- Tak, proszÄ™.
Zamrugała oczami, gdy światło rozbłysło. Spojrzała na tacę, zastawioną naczyniami. Pokój
napełnił się zapachem mięsa i wina.
Była bardzo głodna.
Obserwowała, jak dziewczyna przesuwa tacę z herbatą w stronę łóżka, zamieniając ją
miejscami tacą z obiadem. Sprawiała wrażenie cichej, dobrej służącej, zaabsorbowanej pracą.
Nagle Josephine wyciągnęła rękę i dotknęła jej ramienia.
-Janet, ja...
Dziewczyna odwróciła głowę i spojrzała na nią. Jej usiana piegami twarz była spokojna,
wyrażała gotowość spełniania życzeń, a jasne oczy były tak zapuchnięte, że prawie nie było
ich widać.
Josephine słyszała jej oddech.
- Przepraszam - powiedziała. - Ja naprawdę...
W oczach Janet pojawił się wyraz zakłopotania. Przez chwilę Josephine miała wrażenie, że
dziewczyna nie wie o co jej chodzi.
- W porządku, madame - odparła wreszcie Janet. -
-Ale...
- NaprawdÄ™ wszystko w porzÄ…dku, madame.
-Ale ja...
Janet stała przy łóżku z tacą w ręku, patrząc w dół, na nagą kobietę.
61
Patrząc w jej spokojną twarz Josephine nie wiedziała, od czego powinna zacząć.
Zrezygnowana upadła w tył na poduszki.
Janet rozejrzała się po pokoju.
- Czy mam zaciągnąć zasłony, madame?
- Jeśli chcesz... Janet stała bez ruchu.
- Tak, Janet, proszę, zasłoń okna.
- Czy mam tu trochę posprzątać?
Nie czekając na odpowiedz przeszła przez pokój, zamknęła drzwi szafy, które Josephine
zostawiła otwarte, przesuwając po drodze kilka mebli. Podniosła stołek, po który posłała ją
gospodyni i wyniosła go z pokoju.
Josephine odchyliła nakrochmaloną serwetkę i zobaczyła kieliszek czerwonego wina.
Zbliżyła go do ust i upiła łyk. Było wyborne.
Pokojówka wróciła. Schyliła się i podniosła coś z podłogi. Była to szczotka do włosów.
Poszła do łazienki i położyła ją na powrót na półeczce.
- %7łyczę pani dobrej nocy, madame - powiedziała zabierając tacę.
- Czy jest już dr Hazel? - spytała Josephine.
- Jeszcze nie, ale wkrótce przybędzie, madame.
- Czy możesz... nie sądzę, że mogłabyś zostawić mi klucz, prawda?
- Nie, madame - pokojówka zbierała się do wyjścia.
- Janet?
- Tak, madame?
Jej cierpliwość była automatyczna i niewyczerpana.
-Dziękuję Janet.
- Tak, madame. Dobranoc, madame.
- Dobranoc, Janet.
Została sama. Zjadła obiad, siedząc na łóżku w pończochach i kołnierzyku, a następnie
rozebrała się, wślizgnęła naga do pościeli i natychmiast zasnęła.
Zniło się jej, że znajduje się w wesołym miasteczku i usiłuje gdzieś wspiąć. Pod skórą dłoni
czuła twardą, chropowatą ścianę, przypominającą skorupę orzecha kokosowego. Wieża była
bez końca. Na półpiętrach i korytarzach, oświetlonych niemiłym światłem, stały grupy oficjeli
ubranych w szare garnitury. Sprzeczali się gwałtownie nad rozpostartymi gazetami. Podczas
wspinaczki zauważyła przed sobą dziwne stworzenie. Czasem było dzieckiem, dziewczynką
sześcio - czy siedmioletnią o blond włosach, zaplecionych w warkoczyki; kiedy indziej
czarno-białym terierem lub uciekającym, dyszącym potworkiem z olbrzymią ilością nóg.
Chwilami przystawało, a gdy podchodziła do niego z tyłu, kwiczało i uciekało z chichotem.
Nagle obudziła się, oślepiało ja jasne światło. Nie miała pojęcia gdzie się znajduje. Wysoka
postać mężczyzny stała nad nią, świecąc latarką w oczy.
- Słyszałem, że pytałaś o mnie - powiedział wysokim, spokojnym, stanowczym głosem
zawodowego powiernika.
-Dr Hazel?
-Tak, to ja.
ROZDZIAA 10
Josephine podparła się na łokciu, uniosła głowę i odwróciła wzrok od oślepiającego
strumienia światła.
-Nie...
Mężczyzna skierował światło latarki na ścianę, odnalazł przełącznik i nacisnął go. Josephine
nakryła się kołdrą. Dotarł do niej zapach kosmetyków, wody po goleniu - drogiej i w dobrym
gatunku.
62
Nad łóżkiem zapłonęła lampka nocna. Mężczyzna zgasił latarkę i schował ją do kieszeni.
- Przepraszam - powiedział, siadając nieproszony na łóżku. - Spała pani bardzo niespokojnie.
Usta Josephine były suche i spieczone. W głowie czuła zamęt.
- Wino - powiedziała. - Coś do niego wsypali. Wykonała gest w kierunku czerwono
zabarwionego kieliszka, stojącego na tacy. Mężczyzna uniósł brwi.
- Coś wsypali? - powtórzył. W jego głosie dało się wyczuć pobłażanie, jakby myślał, że jest w
błędzie i należy jej łagodnie wyperswadować tę myśl.
- Narkotyk... - dodała Josephine. Czuła się całkiem wyczerpana, niezdolna do normalnego
funkcjonowania.
Mężczyzna podniósł kieliszek, przybliżył go do nosa i powąchał jak koneser, nie spuszczając
z niej żartobliwego spojrzenia. Była pewna, że sobie z niej żartuje i daje jej szansę, aby mu
się lepiej przyjrzała, przyciągając jej wzrok.
Był wysoki, pomiędzy trzydziestką a czterdziestką. Miał jasne, złociste włosy, wystające
kości policzkowe i łagodne rysy Skandynawa. Ubrany był w elegancki, jasnoszary garnitur w
delikatne, niebieskie prążki i rozpiętą pod szyją koszulę w łagodnym, kremowym kolorze.
Odstawił kieliszek bez żadnego komentarza i uśmiechnął się odsłaniając rząd drobnych,
idealnie równych zębów.
- Przepraszam, że nie mogłem się stawić na umówione spotkanie w Londynie - powiedział. -
Coś mi wypadło. Bez wątpienia Jackie wytłumaczyła to pani.
- Jackie? Czy to ta kobieta, która udawała pielęgniarkę?
- Tak, moja pielęgniarka.
- Nie - odparła Josephine, czując, że siły jej wracają. - Jackie nic mi nie wyjaśniła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]