[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ten czas będziecie pozbawieni dowództwa. Zrozumiano?
W twarzy sierżanta nie drgnął żaden mięsień, ale jego ramiona zgarbiły się nieznacznie. - Tak
jest, sir - odparł krótko.
- Możecie odejść. Zajmijcie swoje stanowisko przy wyrzutniach. Za sierżantem zamknęły się
drzwi i wtedy podniósł się szmer.
- Dlaczego go ukarałeś, Mallow? - wtrącił się Twer. - Wiesz o tym, że Korelianie zabijają
schwytanych misjonarzy.
- Działanie wbrew moim rozkazom jest karygodne bez względu na to, co można znalezć na
jego usprawiedliwienie. Bez mojego zezwolenia nie wolno było nikogo wpuszczać ani wypuszczać
ze statku.
Porucznik Tinter mruknÄ…Å‚ buntowniczo:
- Siedem dni bezczynności. W takich warunkach nie można utrzymać dyscypliny.
- Ja mogę - rzekł lodowato Mallow. - Dyscyplina w idealnych warunkach to żadna sztuka. Albo
utrzymam ją w obliczu zagłady, albo jest w ogóle niepotrzebna. Gdzie ten misjonarz?
Przyprowadzić go tu!
Handlarz usiadł. Wprowadzono ostrożnie postać zakutaną w szkarłatny płaszcz.
ż- Jak się nazywasz, wielebny ojcze?
- Hę? - postać w szkarłatnych szatach obróciła się całym ciałem w stronę Mallowa. Jej
oczy patrzyły tępo. Na skroni widniał potężny siniak. Aż do tej pory misjonarz nic nie
powiedział ani, o ile Mallow zauważył, nie -poruszył się.
- Jak się nazywasz, wielebny ojcze? W drżące ciało misjonarza zaczęło nagle powracać życie.
Wyciągnął ramiona, jakby chciał nimi objąć Mallowa.
- Synu... moje dzieci! - wyszeptał. - Oby Duch Galaktyki miał was zawsze w swej opiece! Twer
postąpił krok w stronę Mallowa. Wzrok miał zmartwiony, a głos ochrypły.
- Ten człowiek jest chory. Niech go ktoś zaprowadzi do łóżka. Każ go położyć, Mallow, i zająć
się nim. On jest ciężko poturbowany.
Mallow odsunął go swą potężną ręką z drogi.
- Nie wtrącaj się, Twer, bo każę cię stąd wyrzucić. Jak się nazywasz, wielebny ojcze?
Misjonarz złożył naraz ręce w błagalnym geście.
- O oświeceni, wybawcie mnie z rąk pogan! - z ust jego popłynął rwący potok słów. - Ocalcie
mnie przed tymi bestiami błądzącymi w ciemności! Ocalcie mnie przed tymi, którzy mnie tropią i
zasmucają swymi zbrodniami Ducha Galaktyki! Jestem Jord Parma ze światów anakreońskich.
Kształciłem się w Fundacji, w samej Fundacji, dziatki moje. Jestem sługą Ducha,
wprowadzonym we wszystkie tajemnice wiary, który udał się tam, gdzie kazał mu iść jego głos
wewnętrzny - przerwał i z trudem łapał powietrze. - Cierpiałem z rąk tych synów ciemności. O
dzieci Ducha, chrońcie mnie w Jego imię przed nimi!
Naraz rozległ się głos, któremu towarzyszył metaliczny dzwięk dzwonków alarmowych:
- Oddziały wroga w polu widzenia. Czekamy na rozkazy. Oczy wszystkich skierowały się
automatycznie na głośnik. Mallow zaklął siarczyście. Włączył nadajnik i wrzasnął:
- Trwać w pogotowiu! To wszystko. Wyłączył nadajnik i przecisnął się do okna. Za jego
dotknięciem rozsunęły się ciężkie zasłony i ponuro wyjrzał na zewnątrz.
Oddziały wroga! Dobrych parę tysięcy oddziałów w osobach pojedynczych Korelian
tworzących złowrogi tłum. Falujący motłoch wypełniał całą przestrzeń portu, a w zimnym, ostrym
świetle magnezjowych rakiet jego najbardziej wysunięte do przodu macki przybliżały się z wolna
do statku.
- Tinter! - Mallow nie odwrócił się nawet, ale jego kark poczerwieniał. - Włącz głośnik
zewnętrzny i dowiedz się, czego chcą. Spytaj, czy jest wśród nich jakiś przedstawiciel prawa.
śadnych obietnic ani grózb, jeśli ci życie miłe.
Tinter odwrócił się i wyszedł.
Mallow poczuł na ramieniu szorstką dłoń. Strącił ją. Za nim stał Twer. Wysyczał mu gniewnie
do ucha:
- Mallow, twoim obowiązkiem jest zatrzymać tego człowieka. Inaczej nie ma mowy o tym,
żebyśmy mogli wyjść z tego cało i z honorem. On jest z Fundacji, a poza tym to kapłan. Te dzikusy
na zewnątrz... Słyszysz, co mówię?
- Słyszę, Twer - głos Mallowa nabrał ostrości. - Mam tu coś ważniejszego do roboty niż
ochraniać misjonarzy. Zrobię to, co będę chciał i - na Seldona i całą Galaktykę - jeśli spróbujesz
mnie powstrzymać, to wyrwę ci ten parszywy jęzor! Nie wchodz mi w drogę, Twer. bo będzie to
twój koniec.
Odwrócił się i przeszedł obok niego.
- Hej, ty! Wielebny Parmo! Wiedziałeś o tym, że zgodnie z konwencją żaden misjonarz z
Fundacji nie może się znalezć na terytorium Korelii? Misjonarz trząsł się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]