[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dzwięk znienawidzonego imienia sprowadził Anastazję na ziemię.
Miotła, mop, wiadro i ścierka to była jej rzeczywistość i tym powinna
się zająć, a nie jakimiś głupimi mrzonkami. Po co w ogóle tam szła, do
tej całej Piwnicy? Po co? %7łeby zobaczyć, że ludzie żyją inaczej? No i co
z tego! A niech sobie żyją. Każdy ma swoje życie. I musi sobie z nim
radzić. A gdy zobaczy się, że można inaczej, to potem jeszcze gorzej
boli. Jak teraz...
Dzień dobry, pani Gosiu. Anastazja-Kryśka uśmiechnęła się,
choć wcale nie było jej do śmiechu. Ale przecież pani Gosia Rudnicka
zasługiwała na uśmiech. Zawsze życzliwie zagadała. Dla niej nie było
ważne, czy ktoś jest zwykłą sprzątaczką, uczniem, dyrektorem czy
nawet samym ministrem. Dla niej liczył się człowiek. Nic więc
dziwnego, że uczniowie ją lubili. Ostatnio wygrała nawet szkolny
plebiscyt na najsympatyczniejszego nauczyciela. I na kółko historyczne
co roku było najwięcej chętnych, ponieważ pani Gosia ciekawie
opowiadała. Anastazja coś o tym wiedziała, bo kiedy przychodziła na
pierwszą zmianę i sprzątała korytarz, lubiła sobie czasami postać pod
drzwiami sali historycznej i posłuchać. A raz to się tak zasłuchała, że
dyrektorki nie zauważyła, i kiedy usłyszała nagle: A pani co tu robi? ,
tak się przestraszyła, że aż miotła jej wypadła z ręki i narobiła
strasznego huku. Nie miała pojęcia, co powiedzieć, więc powiedziała
prawdÄ™:
Pani Gosia tak pięknie o tym Mieszku I mówi, że aż chce się
słuchać...
A więc to głód wiedzy przygnał panią pod te drzwi? Wobec
tego nie będę przeszkadzać. Dyrektorka wcale nie powiedziała tego
ironicznie, tylko tak po prostu, ale Anastazji i tak było wstyd.
Anastazja... Od kiedy tym imieniem przedstawiła się w Piwnicy
pod Liliowym Kapeluszem, coraz częściej myślała o sobie jako o
Anastazji. Co jej wtedy przyszło do głowy? Przecież tyle lat nie używała
tego imienia. Wyrzuciła je z pamięci. Tak było wygodniej. Prościej. Bo
życie wyprane ze złudzeń mniej bolało. Bez marzeń. Bez oczekiwań.
Liczyło się tylko, żeby przetrwać. Do następnego dnia. Do następnego
miesiąca. Po co? Gdyby nie miała dziecka, może myślałaby inaczej.
Może...
Anastazja zaginiona księżna... zmartwychwstała...
I Krycha Karpieluk nikt...
Pani Krysiu, proszę sobie nie przeszkadzać, ja tylko poszukam
dokumentów i zaraz zmykam. Historyczka wyrzuciła na podłogę
zawartość dwóch szuflad. Parę minutek tylko.
Anastazja zapamiętale ścierała parapety, starając się powstrzymać
cisnące się jej na usta pytanie. Ale kiedy nauczycielka westchnęła z
ulgą, wrzucając do torby znaleziony właśnie dokument, straciła na
chwilę czujność i wymknęło się jej:
Pani Gosiu... czy pani słyszała o tej księżnej Anastazji, co to ją
mieli zabić w Rosji, ale ona uciekła i gdzieś się ukrywała?
Wielka księżna Anastazja Nikołajewna Romanowa, najmłodsza
córka ostatniego cara... Pewnie, że o niej słyszałam. Historyczka
spojrzała z zaciekawieniem na ściskającą ścierkę kobietę. A o co
chodzi?
Bo mi babcia kiedyś trochę o tej Anastazji opowiadała, ale już
nie pamiętam. Ja mam tak na imię jak ona, ta księżna znaczy się, babcia
mi tak dała, a Krystyna to na drugie.
Anastazja... tak nazywała się moja ulubiona ciotka. Miała włosy
prawie do ziemi. I ja tak strasznie, ale to strasznie też chciałam mieć
takie jak ona. I widzi pani, jakie mam! Zaśmiała się nauczycielka,
potrząsając swoją krótką fryzurką. Myślałam, że może gdybym miała
na imię Anastazja, to te włosy rosłyby mi jakoś szybciej. A pani woli
być Krysią?
Wcale nie zaprotestowała Anastazja. Tylko że nikt mnie
inaczej nie nazywa.
A ja mogę mówić do pani Anastazja?
Pewnie, że tak.
Gdyby się zastanowiła, może by tego nie powiedziała, bo jak
koleżanki usłyszą, to w głowę się będą pukać, że coś jej się porobiło,
Anastazji się jej nagle zachciało, a przecież wszyscy wiedzą, że jest
Kryśką i już. Ale nie zastanowiła się na szczęście czy też na
nieszczęście, w każdym razie dzięki temu ustawiając krzesła, ścierając
podłogę i szorując umywalki, słyszała cały czas echo słów pani Gosi:
Do widzenia, pani Anastazjo . I powtarzała sobie to Anastazjo w
myślach, mówiła tak sama do siebie, bo to słowo sprawiało, że jakoś
robiło się jej dziwnie na sercu, jakby ktoś otulił ją miękkim, ciepłym
szalem... Naciągała go sobie na ramiona, chroniła się w nim jak w
kokonie, ale gdzieś pod skórą czaił się lęk, że ten szal to nie na zawsze,
że ktoś go zabierze, a wtedy będzie jeszcze zimniej niż przedtem.
To wydarzyło się wczoraj, a dzisiaj pani Gosia Rudnicka
przyniosła wydrukowane z internetu informacje o księżnej Anastazji.
Kryśka-Anastazja (chwilami już sama nie wiedziała, kim jest) nie
znalazła jeszcze czasu, żeby je przeczytać, ale złożyła starannie kartkę i
wrzuciła do przegródki w torebce, gdzie spoczywała już równie
starannie złożona ulotka, którą wtedy wzięła z Piwnicy pod Liliowym
Kapeluszem i od tej pory przeczytała pewnie z pięćdziesiąt razy. Korciło
ją, żeby znowu do niej zajrzeć, ale najpierw jeszcze do tej kartki o
Anastazji; tylko że miała trzy klasy do posprzątania. A Jasia, która
zamykała szkołę, miała dzisiaj jakąś imprezę i chciała, żeby wcześniej
skończyły. Gdyby nie Jasia, toby się jej nawet specjalnie nie spieszyło,
bo i niby do czego miałoby się spieszyć. Tu w pracy wiedziała
przynajmniej, czego się spodziewać, a tam nigdy.
Gdy jego nie było w domu, byle szelest czy stukot na schodach
sprawiał, że jej ręce zaczynały drżeć, a serce kurczyło się ze strachu.
Jędrek też już jej specjalnie nie potrzebował. Ostatnio coraz trudniej
było utrzymać chłopaka w domu. A właściwie to i po co miałaby go
trzymać? %7łeby w jakąś nerwicę wpadł? Widziała przecież, że i on
nasłuchuje dzwięków ze schodów. Podskakuje na krześle, gdy słyszy
kroki. Blednie, gdy poruszy się klamka. To już wolała, żeby tak nie
siedział i nie czekał. Tylko że ona myślała o jakichś kółkach
zainteresowań w szkole albo o harcerstwie, a on wolał włóczyć się z
kolegami po ulicach. Czasami śmierdziało od niego papierosami.
Tłumaczyła mu, krzyczała, że to nałóg, że nie urośnie, że głupota, a on
spuszczał głowę, nic nie mówił i potem przez jakiś czas był spokój. Aż
do następnego razu. Ale alkoholu na szczęście nigdy od niego nie
wyczuła. Ja nie piję mówił nie zamierzam być taki jak ojciec .
Wierzyła mu, naprawdę mu wierzyła, tylko że... pamiętała siebie w jego
wieku, kiedy z podobną żarliwością zarzekała się, że nie zamierza mieć
takiego życia jak matka. I że z pijakiem nigdy.
Wykrzyczała to matce kiedyś, a wtedy ona... Anastazja nie mogła
zapomnieć tej sceny, bo matka skuliła się nagle, jakby dostała cios w
brzuch, i wyszeptała tak cicho, że ledwie można było rozróżnić słowa:
Ja też tak mówiłam . I było w niej coś takiego, że Anastazja
powstrzymała się, żeby nie wykrzyczeć: To czemu, do cholery, nie
dotrzymałaś tych słów! a potem zamknęła się w łazience i płakała,
tym razem nie nad sobÄ…, tylko nad matkÄ….
Gdyby ktoś jej wtedy powiedział, że powtórzy los matki i babci,
nie uwierzyłaby. Dzisiaj wiedziała już, że same dobre chęci to za mało. I
dlatego drżała o syna.
No, Kryśka, skończyłaś? W rękach Jasi niecierpliwie
pobrzękiwały klucze od budynku. Dziewczyny już prawie gotowe.
Ja też. Jeszcze tylko podłoga w piętnastce i mogę się zbierać.
Kryśka zwracały się tak do niej od dawna, ostatecznie sama
im się tak przedstawiła, ale teraz nagle zaczęło ją to drażnić. Ale co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]