[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zamaskowanego wśród roślin i błota Peetę. Z zadowoleniem orientuję się, że dzięki
nawałnicy wysoka woda strumienia zatopiła i rozmyła wszelkie ślady kryjówki. W razie
potrzeby będziemy mogli wrócić do jamy, nie ryzykując, że Cato nas tam wytropi.
Głazy stopniowo przybierają rozmiary kamieni, kamienie zmieniają się w kamyki, aż
wreszcie oddycham z ulgą, bo ponownie stąpamy po sosnowych igłach i wspinamy się po ła-
godnym, leśnym wzniesieniu. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że mamy jeszcze jeden
problem. Wędrówka z chorą nogą po skalistym terenie... no cóż, nie jest bezszelestna. Jednak
224
Peeta nawet na miękkiej ściółce z igliwia stąpa głośno. I to naprawdę głośno, zupełnie jakby
rozmyślnie sobie przytupywał. Odwracam się i spoglądam na niego.
Tak, słucham? odzywa się.
Musisz iść ciszej wyjaśniam. Mniejsza z Catonem, przede wszystkim płoszysz
króliki w promieniu piętnastu kilometrów.
Poważnie? dziwi się stropiony. Wybacz, nie miałem pojęcia.
Wznawiamy wędrówkę. Jest odrobinę lepiej, ale choć mam niesprawne ucho, i tak
podskakuję przy każdym stąpnięciu Peety.
Możesz ściągnąć buty? pytam.
Tutaj? Wpatruje się we mnie z niedowierzaniem, zupełnie jakbym kazała mu chodzić
boso po rozgrzanych węglach. Powtarzam sobie w myślach, że nie jest przyzwyczajony do
leśnych wypraw, bo nie zapuszcza się za ogrodzenie Dwunastego Dystryktu. W jego
mniemaniu las jest przerażającym, zakazanym miejscem. Wspominam Gale'a i jego
bezszelestny sposób poruszania się po lesie. Aż dziw bierze, że robi tak mało hałasu, skrada
się cicho nawet po opadniętych liściach, kiedy w ogóle trudno jest wędrować, nie płosząc
zwierzyny. Jestem pewna, że teraz patrzy i zwija się ze śmiechu.
Tak potwierdzam cierpliwie. Sama też pójdę dalej na bosaka. W ten sposób oboje
będziemy robili mniej hałasu. Tak jakbym to ja zachowywała się głośno. Tak czy owak,
ściągamy buty oraz skarpety. Jest lepiej, ale i tak mogłabym przysiąc, że Peeta za wszelką
cenę próbuje nadepnąć na każdą napotkaną gałąz.
Rezultat jest taki, że przez kilka godzin wędrówki do mojego dawnego obozu, gdzie byłam z
Rue, nie udaje mi się ustrzelić ani jednego zwierzęcia. Gdyby woda w strumieniu opadła,
mogłabym spróbować złowić parę ryb, ale prąd nadal jest zbyt silny. Zatrzymujemy się, aby
odpocząć i wypić parę łyków wody. Gorączkowo usiłuję wymyślić jakieś wyjście.
Najchętniej obarczyłabym Peetę prostym zadaniem, dajmy na to kazałabym mu wykopywać
korzonki, a sama wyruszyła na łowy. W takiej sytuacji zostałby jednak tylko z nożem, którym
nie obroniłby się przed silniejszym, uzbrojonym w oszczep Catonem. Dlatego na czas
polowania muszę ukryć go w bezpiecznym miejscu. Czuję jednak, że tego typu sugestia może
się okazać nie do zniesienia dla ego Peety.
225
Katniss, powinniśmy się rozdzielić słyszę. Odstraszam zwierzynę, to jasne.
Tylko dlatego, że boli cię noga zauważam wspaniałomyślnie. Tak naprawdę to tylko
ułamek problemu.
Wiem wzdycha. Mam pomysł. Dalej powędrujesz sama, ale wcześniej pokażesz mi,
które rośliny warto zbierać. W ten sposób oboje będziemy użyteczni.
Chyba że przyjdzie Cato i cię zabije. Zamierzałam to powiedzieć po przyjacielsku, ale i
tak wyszło na to, że uważam Peetę za słabeusza.
Dziwne. Jest rozbawiony, nie wygląda na obrażonego.
Poradzę sobie z Catonem deklaruje. Ostatecznie już wcześniej z nim walczyłem,
prawda?
Owszem, a jak świetnie ci poszło. Omal nie umarłeś w błocie nad strumieniem. Chcę to
powiedzieć, ale nie mogę. Ostatecznie uratował mi życie, stając w szranki z Catonem. Próbuję
innej taktyki.
A może wdrapiesz się na drzewo i będziesz obserwował okolicę, aby w razie potrzeby
ostrzec mnie przed niebezpieczeństwem? Usiłuję to przedstawić tak, jakbym proponowała
mu niesłychanie ważne zajęcie.
A może pokażesz mi, co tutaj rośnie jadalnego, a sama pójdziesz po mięso? Peeta
naśladuje mój ton. Tylko się zbytnio nie oddalaj, na wypadek, gdybyś potrzebowała
wsparcia.
Wzdycham i pokazuję mu, co warto wykopywać. Zdecydowanie potrzebujemy żywności.
Jedno jabłko, dwie bułki i porcyjka sera nie wystarczą na długo. Spróbuję zapolować nie-
opodal, miejmy nadzieję, że Cato jest daleko stąd.
Uczę Peetę ptasiego gwizdu. Nie jest to melodia Rue, tylko prosty, dwutonowy sygnał, ale
nadaje się do zakomunikowania, że nic nam nie grozi. Na szczęście Peeta potrafi niezle
gwizdać. Zostawiam mu plecak i wyruszam na łowy.
Znowu czuję się jak jedenastolatka, choć tym razem nie kręcę się w pobliżu bezpiecznego
ogrodzenia, lecz nieopodal Peety. Oddalam się o dwadzieścia, trzydzieści metrów. To
wystarczy, żeby las ponownie ożył, słyszę odgłosy zwierząt. Pokrzepiona regularnym
226
pogwizdywaniem Peety, oddalam się bardziej i wkrótce zgarniam nagrodę: dwa króliki i
tłustą wiewiórkę.
Uznaję, że to wystarczy. W razie potrzeby zastawię jeszcze wnyki lub złowię parę ryb. Razem
z wykopanymi przez Peetę korzonkami powinniśmy mieć całkiem przyzwoite zapasy.
Wyruszam w krótką drogę powrotną i nagle uświadamiam sobie, że od dłuższego czasu nie
wymienialiśmy sygnałów. Gwiżdżę, ale nie doczekuję się odpowiedzi, więc biegnę. Po chwili
odnajduję plecak, a obok schludny stosik korzeni. Na ziemi leży plastikowa płachta, na której
suszy się w słońcu pojedyncza warstwa jagód. Brakuje tylko Peety.
Peeta! wrzeszczę ogarnięta paniką. Peeta!
Odwracam się w kierunku krzaków, w których słyszę szelest i niemal przeszywam Peetę
strzałą. W ostatniej chwili szarpię łukiem w bok i trafiam w pień dębu z lewej strony. Peeta
odskakuje do tyłu i mimowolnie rzuca w zarośla garść jagód.
Mój strach przeradza się w złość.
Co ty wyprawiasz? Powinieneś być tutaj, a nie ganiać po lesie!
Znalazłem jagody nad strumieniem tłumaczy, wyraznie zdezorientowany moim
wybuchem.
Gwizdałam. Dlaczego nie odpowiadałeś? warczę.
Nie słyszałem. Pewnie woda za głośno szumi. Podchodzi bliżej i kładzie mi dłonie na
ramionach. Dopiero wtedy czuję, że cała drżę.
Byłam pewna, że Cato cię zabił! prawie krzyczę.
SkÄ…d, nic mi nie jest. Obejmuje mnie, ale ja nie reagujÄ™. Katniss?
Wyślizguję się z jego uścisku, staram się zapanować nad emocjami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]