[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żadnego żołnierza. Na widok samotnego czołgu rosyjskiego kłęby myśli przemknęły mi przez
głowę, a serce waliło jak młotem. Niedosłyszalny, wewnętrzny głos wołał: Nie! to niemożliwe!
czyżby Rosjanie zajęli naszą wieś? Nie, nie, nie wierzę, że żyję! Stłumiłam łzy! Wróciłam do
dzieci i zajęłam się nimi. Starałam się skoncentrować na tym, co robię. Ale czułam, że coś się we
mnie kotłuje. Nagłe podniecenie i przesuwające się w wyobraźni obrazy z przeszłości nie
pozwalały skupić się. Pragnienie wolności wzmagało się. Chciałam pofrunąć do siostry do
Cegłowa. Szlochać z nią razem nad barbarzyńską tragedią, jaka spotkała mój naród żydowski. Nie
mam rodziców, nie mam domu. Nie mam rodziny, bliskich ani koleżanek, nie mam nikogo. Czy
została mi siostra? - pytałam Boga.
Przy obiedzie gospodarze zachowywali się spokojnie, milczeli jak zwykle. Oczekiwałam, a
raczej spodziewałam się po nich, że usłyszę cokolwiek o nowych wydarzeniach w naszej okolicy.
Ponieważ żaden dźwięk nie wydostał się z ich ust, i ja udawałam obojętną, tak dyktował mi
instynkt.
Tego wieczoru przyszło kilku żołnierzy rosyjskich. Rozsiedli się dookoła kuchennego stołu.
Chcieli jeść i pić, byli głodni. Gospodarze uprzejmie ich ugościli, stawiając na stole świeży chleb,
zsiadłe mleko i duży dzban gorącego mleka. Po godzinnym odpoczynku żołnierze opuścili nasz
dom.
Wtedy już byłam pewna, że to Rosjanie szli naprzód, oczyszczając polską ziemię z
niemieckiego wroga. Powoli uspokajałam się, a mózg coraz bardziej uwalniał się od natłoku myśli.
Zrozumiałam, że nocny ruch w domu był spowodowany zbliżaniem się wojska rosyjskiego i
właściciele szykowali się do przyjęcia żołnierzy Armii Czerwonej.
Po ich wyjściu zaczęli przychodzić do naszego domu sąsiedzi ze wsi. Zebrało się ich sporo.
Między innymi pewna staruszka, która wodziła tu rej. Wiejską gwarą opowiadała:
- Docekaliśmy się klęski Swabów. Ale jak to będzie z Rusią, dopiero zobacymy. Ja tam nie
wierze Moskalom. Jesce pamiętam, kiedy byli nasymi wrogami. Niecha cort weźmie wszystkie
wojny, dosyć bijatyki. I po co to zabijać ludzi!
Gospodarz przerwał staruszce wywody i poprosił żonę, aby przyniosła wódkę.
- Napijmy się po kieliszku. Jutro Polska będzie nasza! Wódki nie brak, pijmy więc za naszą
wolność! - wykrzyknął.
Zrobiło się gwarno i wesoło. Humor, radość i śmiech napełniły serca Polaków. Rozmowy
były głośne, swobodne i ciągnęły się do późna w nocy.
Chciałam się cieszyć razem ze wszystkimi, być przez chwilę szczęśliwą, ale nie mogłam.
Pomimo zmiany na froncie wciąż tkwiłam w cieniu śmierci. Ogarnęła mnie rozpacz i gorycz po
stracie najdroższych. Co mi po życiu, kiedy nie mam dokąd iść! Kto na mnie czeka? - pytałam
siebie.
Rozbita na drobne kawałeczki, musiałam zebrać je w nową całość. To był rozkaz życia.
Wreszcie sen utulił mnie w swoich ramionach.
Rano zauważyłam na szybach, że złośliwy mróz złagodniał. Wyjrzałam na chwilę. Akurat
złociste słońce wyłaniało się ze swego ukrycia. Zajrzało do naszego dziecinnego pokoju. Nagle
poczułam się lżejsza, jakby kamień usunął się z serca, zaczęło bić wolniej. Dość się wypłakało.
Zaczęło szeptać matczynym głosem:
- Wyprostuj się, dziecko, podnieś głowę wysoko, jeszcze wyżej. Idź śmiało przez twarde
życie! Daj nowe życie życiu. . .
15 stycznia 1945 roku zostałam oswobodzona. Dwa dni później pożegnałam gospodarzy i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]