[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powoli odliczył do dziesięciu i niespiesznie ruszył korytarzem do mieszkania, które
odwiedził tamten. Zajmie mu tylko chwilę, żeby dowiedzieć się, czego tam szukał. A wtedy...
Obserwator nie bardzo wiedział, co tamtemu chodzi po głowie, ale za długo to wszystko
trwało. Pora zdopingować go, wyrwać z letargu. Wtedy, jak rzadko, poczuł, że przez czarną
chmurę mocy przebija radosny rytm, zachęcający do zabawy, i usłyszał trzepot mrocznych
skrzydeł.
25
Z badań nad ludzmi, które prowadzę całe życie, wynika, że jeszcze nie znalazł się taki,
który wymyśliłby, jak zapobiec nastaniu poniedziałkowego poranka. Oczywiście, wielu próbuje,
ale poniedziałek niezawodnie nadchodzi i tak, i cała trzódka chcąc nie chcąc musi wrócić do szarej
rzeczywistości, wypełnionej daremnym trudem i cierpieniem.
Ta myśl zawsze podnosi mnie na duchu, a że lubię dawać ludziom radość, postanowiłem
choć trochę ukoić ból nieuniknionego poniedziałkowego poranka i przyniosłem do pracy pudełko
pączków. Wszystkie zniknęły w wygłodniałych, ale, co tu dużo mówić, zrzędliwych paszczach,
zanim dotarłem do swojego biurka. Wątpiłem, by ktokolwiek miał lepszy niż ja powód, żeby
marudzić, ale nie sposób było się tego domyślić, gdy widziało się, jak chwytają moje pączki i na
mnie powarkujÄ….
Vince'owi Masuoce wyraznie udzielił się ogólny nastrój stonowanej udręki. Wpadł do
mojego boksu ze zgrozą i niedowierzaniem na twarzy, która to mina musiała sygnalizować, że coś
go wielce poruszyło, bo wyglądała prawie autentycznie.
- Jezu, Dexter - powiedział. - O Jezu Chryste.
- Chciałem ci jednego zostawić - wyjaśniłem w przekonaniu, że głosem tak zbolałym
mówić mógł tylko o nieszczęściu, jakim był widok pustego pudełka po pączkach. On jednak
pokręcił głową.
- O Jezu, to nie do wiary. On nie żyje!
- Jestem pewien, że nie pączki zawiniły - powiedziałem.
- Mój Boże, a ty miałeś z nim się spotkać. I co, byłeś u niego?
W każdej rozmowie przychodzi moment, kiedy przynajmniej jeden z uczestników musi
cokolwiek z niej zrozumieć, i uznałem, że moment ten nadszedł.
- Vince, odetchnij głęboko, zacznij od początku i udawaj, że ty i ja mówimy tym samym
językiem.
Spojrzał na mnie jak żaba na czaplę.
- O kurde. Ty jeszcze nic nie wiesz, co? Jasny gwint.
- Słownictwo ci ubożeje - zauważyłem. - Rozmawiałeś z Deborą?
- Dexter, on nie żyje. Znalezli ciało póznym wieczorem.
- Czyli na pewno pozostanie martwy dość długo, żebyś mógł mnie oświecić, o czym do
cholery mówisz.
Vince zamrugał i jego oczy nagle zrobiły się wielkie i wilgotne.
- Manny Borąue - wybąkał. - Ktoś go zabił.
Przyznam, że miałem mieszane uczucia. Z jednej strony, na pewno nie było mi przykro, że
ktoś inny usunął tego trolla i wyręczył mnie w tym, czego sam nie mogłem zrobić z powodu
obiekcji natury moralnej. Ale z drugiej, teraz musiałem poszukać nowego kucharza - aha, no i
pewnie trzeba będzie coś zeznać detektywowi prowadzącemu śledztwo. Irytacja walczyła o prymat
z ulgą, gdy przypomniało mi się, że nie został już ani jeden pączek.
I to przesądziło. Zwyciężyła irytacja na myśl o tym, ile będę miał zawracania głowy. Harry
jednak wyszkolił mnie na tyle dobrze, że wiedziałem, iż nie jest to stosowna reakcja na wieść o
śmierci znajomego. Dlatego zrobiłem, co mogłem, by przywołać na twarz coś przypominającego
szok, niepokój i poruszenie.
- O kurczę. Nie miałem pojęcia. Wiedzą, kto to zrobił?
Vince pokręcił głową.
- Nie miał żadnych wrogów - odparł, chyba nie zdając sobie sprawy, jak niewiarygodnie to
brzmiało dla każdego, kto poznał Manny'ego. - To znaczy, wszyscy go podziwiali.
- Wiem. Pisali o nim w magazynach i w ogóle.
- Nie mogę uwierzyć, że ktoś zrobił mu coś takiego - powiedział.
Bogiem a prawdą, nie mogłem uwierzyć, że ktoś czekał z tym tak długo, ale uznałem, że
niedyplomatycznie byłoby powiedzieć to na głos.
- Cóż, na pewno wszystko się wyjaśni. Komu to przydzielili?
Vince spojrzał na mnie tak, jakbym spytał, czy jest szansa, że rano wzejdzie słońce.
- Dexter. On miał odciętą głowę. Jak te trzy ciała z kampusu uczelni.
Kiedy za młodu usilnie próbowałem dopasować się do otoczenia, przez pewien czas grałem
w futbol amerykański. Raz dostałem z byka w brzuch i przez kilka minut nie mogłem złapać tchu.
Mniej więcej tak czułem się teraz.
- Aha.
- Czyli, naturalnie, przydzielili to twojej siostrze - postawił kropkę nad i.
- Naturalnie. - Uderzyła mnie nagła myśl i ponieważ od zawsze jestem koneserem ironii,
spytałem: - Chyba nie został też upieczony?
Vince pokręcił głową.
- Nie.
Wstałem.
- Lepiej pójdę pogadać z Deborą - stwierdziłem.
Kiedy wszedłem do mieszkania Manny'ego, Debora nie była w nastroju do rozmowy.
Pochylała się nad Camillą Figg, zbierającą odciski palców wokół nóg stolika pod oknem, i nawet
nie podniosła głowy, więc zajrzałem do kuchni. Tam leżały zwłoki; oglądał je Angel - Bez -
Skojarzeń.
Nie mogłem uwierzyć własnym oczom.
- Angel - spytałem. - Dobrze widzę? To głowa dziewczyny?
Przytaknął i dzgnął głowę długopisem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]