[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wiedział, że wzbudził zainteresowanie przede wszy-
stkim z powodu ubiegłorocznych plotek. Jeśli choć jesz-
cze chwilę zostanie w tym towarzystwie, skończy jak pa-
plający błazen. Gdzie, u diabła, jest Hilary?
- Ale ja chciałam przepiórki! Zamawiałam przepiór-
ki! Nie mogę uwierzyć, że mi ich nie dostarczono!
Ostry i nieprzyjemny głos Margo zagłuszył rozmowy
w salonie. Devlin odwrócił się i zamarł zdziwiony. Te
słowa skierowane były do Hilary stojącej w progu jadalni.
Dev zauważył, że stonowane kolory bluzki i spódnicy nie
zdołały ukryć jej pięknych kształtów.
S
R
- Tak mi przykro, Margo - tłumaczyła się Hilary z lek-
ką ironią w głosie. Pomimo nieprzyjemnej sytuacji potra-
fiła zachować zimną krew. - Tłumaczyłam ci już, to danie
przedstawia pewien problem.
- Kompletnie zepsułaś mi obiad! - krzyknęła niezado-
wolona gospodyni. - I nie obwiniaj mnie, skoro wina jest
twoja!
- Oczywiście - odparła Hilary, przytakując grzecznie.
- Mam nadzieję, że żeberka jagnięce, którymi zastąpiłam
przepiórki, zadowolą cię.
- Nie sądzę - odburknęła kobieta - ale niestety nie mam
wyjścia.
Hilary pochyliła głowę i zniknęła w jadalni. Dev za-
mrugał oczami. Cała scena rozegrała się w ciągu zale-
dwie kilku sekund. Wszyscy goście stali i patrzyli, dobrze
siÄ™ przy tym bawiÄ…c.
Nagle Devlin bez słowa opuścił towarzystwo i poszedł
za Hilary. Nie podobał mu się sposób, w jaki została po-
traktowana i w jaki patrzyli na nią zebrani. Już dawno te-
mu odkrył, że uprzejmość w towarzystwie to rzecz bar-
dzo względna. Przechodząc obok gospodyni, mruknął
pod nosem:
- Przydałaby się lekcja dobrych manier, droga pani.
Margo żachnęła się. Odczuł niemałą satysfakcję. Za
plecami usłyszał głos babki:
- %7łeberka jagnięce Hilary są absolutnie wyśmienite,
moja droga. Nie robi ich dla byle kogo. Margo, ona
w żadnym wypadku nie zepsuła ci obiadu...
Dev uśmiechnął się, wchodząc do jadalni. Właśnie
w takich momentach naprawdę lubił babcię. Zatrzymując
się przy wielkim jadalnym stole, zobaczył Hilary znikają-
cą za drzwiami w drugim końcu sali. Szybko podbiegł
i po chwili znalazł się w kuchni.
S
R
Panował tam duży rozgardiasz. Każdy centymetr stołu
zajęty był garnkami, rondlami i szklankami. Dwoje ludzi
ustawiało naczynia w wysokie stosy, Hilary zaś miotała
najgorsze przekleństwa.
- Pierwszy, no, może drugi raz widzę cię w normalnej
sytuacji - wykrztusił Dev, przysłuchując się wyrzucanym
z szybkością karabinu maszynowego obelgom.
Na dzwięk jego głosu odwróciła się momentalnie, za-
czerwieniona ze wstydu. Opuściła ją nagle cała złość.
- Devlin? Co tu robisz? - spytała wreszcie, po czym
dodała: - Odejdz. Nie mam czasu. Nie ma dziś kelnerów,
a dla Margo to wystarczający powód, żeby zrobić mi nie-
ziemską awanturę i przy okazji zniechęcić kilku starych
i nowych klientów do moich usług. Mogę się założyć, że
jeszcze potrąci mi z rachunku. Szlag by to trafił! Przecież
mówiłam temu babsztylowi, że nie możemy zrobić dwu-
dziestu sześciu przepiórek w sosie jagodowym, ponieważ
jej kuchnia nie ma odpowiedniego wyposażenia.
- Więc mogłaś jej to przy wszystkich powiedzieć - za-
uważył Dev, choć doskonale wiedział, że Hilary nigdy by
tego nie zrobiła.
- %7łartujesz chyba! To byłby totalny brak dobrych ma-
nier - odrzekła, potwierdzając jego przypuszczenie. -
Dev, idz stąd, proszę. Nie mam czasu, żeby się tobą zaj-
mować.
- Babka właśnie wychwala cię pod niebiosa. Wygląda
na to, że jesteś najlepszą specjalistką od czasów tego fa-
ceta od kawy. Jeśli nie starcza ci rąk, oddaję do
dyspozycji
swoje. - Wyciągnął dłonie. - Proszę bardzo. Zadecyduj,
w czym mogą ci pomóc.
Zanim Hilary odzyskała mowę, odezwała się rudowło-
sa kobieta:
- Poukładaj na tamtych talerzykach kawałki czekola-
dy w syropie, ponacinaj ładnie i przy każdej porcji połóż
S
R
kawałek tego ciasta kremowego. Potem... upchnij to
gdzieś... w lodówce. - Kobieta, wydając polecenia, ani
razu nie podniosła głowy znad garnka, w którym coś za-
wzięcie mieszała. Trzecią pracującą w kuchni osobą był
młody chłopak o drobnej sylwetce i dziewczęcej buzi.
- Jane, to gość - upomniała ją Hilary.
- Gość, nie gość, wszystko jedno. Nie ma czasu na ta-
kie głupoty.
- No dobrze - zgodziła się Hilary. - Dev, wez się do
roboty. Jeremy, przygotuj warzywa na przybranie do sa-
łatki. Ja rzucę na grill ostrygi. Jane, uważaj na risotto. Je-
śli coś się z nim stanie, to koniec.
- Masz całkowitą rację - powiedziała Jane, mieszając
jedną ręką, drugą zaś dolewając wody do stojącego obok
wielkiego rondla. - Chyba mi ręka odpadnie.
Dev zdjął marynarkę i sięgnął po czekoladę. Nie bar-
dzo wiedział, po ile pasków ma kłaść na każdym talerzy-
ku, ale nie chciał zawracać im głowy bezsensownymi py-
taniami.
- Niech mnie! - wykrzyknÄ…Å‚, nacinajÄ…c czekoladÄ™. -
Hej! Spójrz na to!
Hilary podniosła głowę znad ostryg.
- Aadnie!
Powrócił do pracy. W kuchni, jeszcze przed chwilą
przypominającej pobojowisko, wszystko zaczęło powra-
cać do normy. Z rozmów wynikało, że Jane i Jeremy mają
spore udziały w interesie. Współpraca, całej trójki prze-
biegała harmonijnie. Cenili się i szanowali. Dev nigdy nie
myślał, że Hilary może mieć przyjaciół. Kiedy zobaczył,
jak ciężko pracują, było mu wstyd, że skomentował nie-
poważną, jego zdaniem, profesję Hilary. Zresztą mylił się
co do niej nie tylko w tym jednym względzie.
Kończyli przygotowywać kolejne dania kolacji. Praca
stawała się coraz cięższa. Trójka zawodowców przyrzą-
S
R
dzała przystawki, zamieniając muszle na półmisku w ist-
ne dzieła sztuki. Kuchnia była dosyć dużym pomieszcze-
niem, ale kiedy przyszło w niej gotować dla dwudziestu
sześciu osób, okazała się małą norą. Przygotowane na
półmiskach przystawki zajmowały wszystkie możliwe
miejsca z wyjątkiem podłogi.
Nagle do kuchni weszła Margo, by sprawdzić, czy
wszystko jest przygotowane. WidzÄ…c Devlina przy pracy,
zaniemówiła. Na szczęście powstrzymała się od komen-
tarzy na temat jego obecności w tak nietypowym miejscu.
Nie wspomniała także o przepiórkach.
- Jeremy, ty i ja będziemy podawać - zadecydowała
Hilary.
Poprawiła włosy. Jeremy zdjął fartuch i odwinął ręka-
wy. WyglÄ…dali oboje jak rasowi kelnerzy. PrzyglÄ…dajÄ…c
siÄ™
dziewczynie, Dev ciągle nie mógł uwierzyć, że zdolna
jest do takich przekleństw.
- Devlin, odłóż na razie tę robotę i przygotuj się do po-
siłku...
- Chyba żartujesz! Teraz? Muszę wszystko przystroić.
- Poza tym będzie mi potrzebny do głównego dania -
wtrąciła Jane.
- Widzisz, jaki jestem potrzebny!
- Devlin, - Potarła dłonią czoło. - Jestem ci ogromnie
wdzięczna za pomoc, ale moi klienci nie lubią, jak goście
pracują w kuchni. Mogę ich przez ciebie stracić.
- To im wytłumacz, że się zle poczułem i pojechałem
do domu.
Spojrzała na niego przerażona.
- Powiedzą, że to przez jedzenie, poza tym Margo cię
tu widziała.
- Przecież i tak ją już straciłaś - odparł i zaraz dodał:
- Powiedz im, że praktykuję albo że chciałem wszystko
S
R
poznać od środka, bo myślę o zainwestowaniu w taki in-
teres.
- Całkiem niezła wymówka - wtrącił Jeremy.
- Według podręcznika to wielkie faux pas - odrzekła
Hilary.
- Faux pas od czasu do czasu jest dobre dla duszy -
odparował bez namysłu. - Obawiam się, że jeśli nie za-
niesiesz im wreszcie jedzenia, wszyscy popełnią ogrom-
ne faux pas, przychodzÄ…c tutaj i domagajÄ…c siÄ™ obiadu.
Poddała się, wybuchając śmiechem. Wybrała cztery
[ Pobierz całość w formacie PDF ]