[ Pobierz całość w formacie PDF ]
resztkÄ™ czerwonego wina.
Sala restauracyjna zdawała się lekko kołysać, ale nie miało to nic
wspólnego z butelką pinot noir, którą wypili. Powodem był Philip. Z
wahaniem, lecz szczerze opowiadał jej o swoim małżeństwie, o swoim
życiu, karierze, ona zaś słuchała ze ściśniętym gardłem i z każdym
słowem kochała go coraz bardziej. Wiedziała już, że jest kochającym
ojcem i szlachetnym, wrażliwym, wielkodusznym człowiekiem. Całą
winę za rozpad małżeństwa brał (jej zdaniem niesłusznie) na siebie. Starał
się przy tym nie okazywać rozczarowania.
- Pozostaliście przyjaciółmi? - spytała, gdy mówił o powtórnym ślubie
byłej żony.
- Tak. Pomijając wszystko inne, Laura jest matką Mackenzie. Wiele było
pomyłek w tym małżeństwie, ale moja córka na pewno do nich nie należy.
Zawsze będę wdzięczny Laurze za to, że urodziła Mackenzie.
Carrie łzy napłynęły do oczu. Bardzo mu współczuła, a z opowieści
Mackenzie wiedziała, że jego byłej żonie daleko było do ideału matki. Do
ideału żony pewnie także.
75
- Co robisz jutro? - zapytał niespodziewanie Philip.
- W niedzielę? - Oparła łokcie na białym lnianym obrusie i usiłowała
sobie przypomnieć rozkład zajęć na najbliższe dni. - Idę na spotkanie
świąteczne u Manningów. Wżeniłyśmy się z mamą w taką ogromną,
wspaniałą rodzinę. Jason ma czworo rodzeństwa. Jest już tyle wnuków, że
naprawdę trudno zapamiętać, które dziecko jest czyje. Może przyjdziecie
z Mackenzie i poznacie wszystkich?
Zawahał się.
- JesteÅ› pewna?
- Całkowicie... tylko że... A, nieważne - stwierdziła w końcu, odrzucając
wszelkie wątpliwości. Spojrzała mu w oczy i dodała: - Byłabym toardzo
zadowolona, gdybyś przyszedł, Philipie.
- W takim razie przyjdę. - Ujął jej dłoń i lekko ścisnął.
Philip szybko zrezygnował z próby zapamiętania wszystkich imion.
Pierwszych dziesięciu krewnych, którym Carrie go przedstawiła, jeszcze
jakoś rozróżniał, ale reszta stała się po prostu tłumem twarzy bez imion.
Mackenzie zniknęła gdzieś zaraz po przybyciu, Doug i Dilłon powitali go
radośnie i pobiegli w ślad za jego córką. Philip złapał szklankę jakiegoś
napoju, znalazł cichy kącik i usadowił się wygodnie. Miał szczęście, że w
ogóle znalazł miejsce do siedzenia.
Ze swojego stanowiska mógł obserwować, jak Carrie rozmawia z
kolejnymi członkami rodziny. Zledził ją wzrokiem, kiedy z wprawą
przeciskała się przez pokój, zdaje się, by znalezć matkę i przedstawić
Philipa obojgu rodzicom. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Jej policzki
były zarumienione ze szczęścia, oczy lśniły podnieceniem. Weszła do tej
rodziny przez małżeństwo matki, ale widać było, że uważają ją za swoją.
76
- Czy mogę się przyłączyć? - zapytała nagle kobieta, która podeszła
niespodziewanie z kieliszkiem w dłoni.
- Ależ proszę - ustąpił jej swoje krzesło.
- Nie, nie, proszę siedzieć. Ja tylko na chwilkę. Pan musi być Philipem...
- Tak. - Przyjrzał się jej bliżej i od razu się domyślił, że ta ciemnowłosa
piękna kobieta jest matką Carrie. - Pani Charlotte Manning? - zapytał na
wszelki wypadek.
- Co za domyślność - uśmiechnęła się. - Tak - wyciągnęła rękę, którą ujął
i uścisnął.
- Philip Lark.
- Tak też myślałam.
Teraz, kiedy stała przed nim, dziwił się, że nie rozpoznał jej wcześniej.
Charlotte i Carrie miały takie same błękitne oczy o łagodnym, pogodnym
wejrzeniu. Rozmawiali przez chwilę o drobnych, mało ważnych
sprawach, zdaje się, że po to, by pani Manning mogła wyrobić sobie
zdanie na jego temat. Wypadł chyba niezle w jej oczach, sam też ją
polubił, co było zresztą całkowicie zrozumiałe, skoro tak bardzo lubił jej
córkę.
- A więc to pan jest kawalerem Carrie. - Mąż Charlotte, Jason Manning,
dołączył do żony i objął ją w talii. - Witam. A gdzie Carrie? Widzę, że
zostawiła pana i musi pan sam o siebie zadbać?
- Z tego, co zrozumiałem, poszła poszukać państwa. Cała trójka
rozmawiała parę minut, po czym Jason odwrócił
się i zawołał przez ramię:
- Paul! Chodz poznać chłopaka Carrie!
Po chwili wokół Philipa zebrała się spora grupka. Nawet nie próbował
zapamiętać wszystkich twarzy. Przywitał się z dwoma wujami, jakąś
ciotką, ścisnął dłoń jakiegoś podlotka. Wkrótce gdzieś wśród gwaru
rozległo się głośne Ho, ho, ho, czy są tu jakieś dzieci?" i najmłodsi
członkowie rodziny Man-
77
ningów zgromadzili się z przejęciem przy wejściu, gdzie pojawił się
Zwięty Mikołaj, czyli ojciec Jasona w odpowiednim przebraniu.
Wkroczył do pokoju, pobrzękując dzwonkiem i niosąc wór prezentów, a
dzieci zapiszczały radośnie i rzuciły" się w jego stronę.
Philip odetchnął z ulgą, gdy uwaga wszystkich odwróciła się od niego.
Usiadł w fotelu i odprężył się, zadowolony, że przestał być ośrodkiem
zainteresowania. Zaraz potem obok niego pojawiła się Carrie. Usiadła na
poręczy fotela i rzuciła mu przepraszające spojrzenie.
- Wybacz, nie chcieli mnie puścić.
- Zauważyłem. - Poklepał jej dłoń. - Poznałem w międzyczasie twojego
ojczyma,'matkę, dwóch wujków, ciotkę...
- Prawda, że są wspaniali? - przerwała mu ze śmiechem.
- Musiałbym być informatykiem, żeljy zapamiętać, kto jest czyim mężem
i czyją żoną.
- Nie przejmuj się, to przyjdzie z czasem. Ciesz się, że nie wszyscy dzisiaj
przyszli.
- To znaczy, że jest ich więcej? Carrie pokiwała głową.
- Taylor i Christy mieszkają w Montanie. Mają sześcioro dzieci...
- O rany!
- Wszystkie własne. Jason, który ma tylko dwójkę, jest w tej rodzinie
niechlubnym wyjÄ…tkiem.
- Poznałem jego chłopaków. Doug i Dillon, dobrze pamiętam? Mackenzie
świetnie sobie z nimi radzi.
- I nie tylko z nimi. Doug i Dillon uważają, że jest równie fajna, jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]