[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 E! ona tak zawsze!  śmieli się inni  lubi piwo, a chmiel z nią
czyni, co chce, gotowa jeszcze pójść w skoki...
A Jaruha szła, biegła, oglądała się poza siebie strwożona i kijem
kędyś pokazywała. Włos miała rozwiany w nieładzie, bieliznę pomiętą
i zdartą, nogi pokrwawione. Dobiegłszy zdyszana pod same wrota,
krzyknęła:
 Uciekajcie! Uciekajcie! Jedzie, toczy siÄ™ smok, gadzina! Pomorcy
idą! Wrogi tuż, za mną w ślad...
Usłyszeli wszyscy, ale nikt nie chciał wierzyć własnym uszom i
szalonej kobiecie.  Tuman się toczy, dymy kłębią  tętni ziemia.
Uciekajcie, uciekajcie, komu życie miłe. Ludzie, ratujcie się. Pomorcy
idÄ…!
Podniosła ręce obie do góry krzycząc i upadła zmęczona. Stary
Mirsz popatrzał w dal muczący i wpadł do chaty.
 Kto żyw, na konie!  zawołał.  Jaruha przybiegła z wieścią, na-
wała Pomorców się toczy. Uciekać! Stara oszalała może, może stado
owiec za Pomorców wzięła. Niech kto jedzie, podpatrzy. Tumany ja-
kieś widać w dali.
Popłoch padł na taneczników, jak gdy kania się nad stadem kuro-
patw uwiesi, ale głowom zagrzanym nie bardzo się wierzyć chciało.
Mężniejsi się ku drzwiom rzucili, a dziewczęta i niewiasty do komory 
krzyki zastąpiły śpiewy, głośniejsze od nich.
Doman też wypadł z chaty za rękę wiodąc Milę przestraszoną i pła-
czącą, która czoło i oczy tuląc w dłonie wołała:
 O doloż moja  o dolo!
W podwórku zwijając się, wszyscy jak poszaleli wołali głosami
różnymi:  Niemcy  Kaszuby  wrogi!
Młodzież biegła po konie na paszę. Ale cóż mogła ta mała garstka
przeciwko nawale nieprzyjaciela, o obronie myśleć było niepodobna,
chyba o ucieczce jednej. Parobczak, który pierwszy świerzopę starą
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
31
pochwyciwszy u płota na wzgórze się dostał, zobaczył tuman w dali,
usłyszał szczęk i wrzawę i nawrócił wnet, wołając.
 IdÄ…, idÄ…!
Głowy tracili wszyscy  nie było czasu prawie pomyśleć o schro-
nieniu się gdziekolwiek, chyba na ostrów, na Lednicę  a tu już czółna,
jakie były u brzegów, pierwsi, co ich dopadli, pozajmowali i zamiast
wioseł chwyciwszy żerdzie  odbijali na głębinę.
Doman do szopy biegł po siwego, Mila za nim z rozpuszczonym
włosem, bez wianka, ręce łamiąc, we łzach cała.
Nie myśląc już o drugich mąż ją wpół chwycił i na konia rzucił,
skoczył nań sam, wybiegł przed chatę, obejrzał się krzycząc na swoich:
 Za mnÄ…, druhy!
Drużby też konie prowadzili i jak kto stał, jakiego kto dopadł, ucie-
kali. Niewiasty biegły nad brzeg ręce łamiąc i padając. Czółen brakło.
Niektóre z nich śmiało rzucały się w wodę i płynęły.
W wirze tym i popłochu  kto gdzie mógł, szukał kryjówki myśląc
o sobie. Mirsz stary miał jamę w ziemi wygrzebaną, do której wnijście
było skryte, przy ludziach zdradzić jej nie chciał, z synem tylko, zoba-
czywszy Domana uciekającego, spojrzeli po sobie, zawrócili się gdzieś
ku szopom i znikli. Nie pierwszą to napaść podobną stary zdun w ko-
palnej jamie, której szyja dobrze była zakrytą, przesiedział bezpieczny.
Za górą coraz silniej tętniało i dzikie słyszeć się dawały okrzyki.
Chmura Pomorców i Kaszubów leciała z tumanem kurzawy, pędząc
nad jezioro. Niekiedy z tego obłoku migały głowy i dzidy.
Jaruha zmęczona, jak martwa leżała na ziemi dysząc sił ostatkiem.
Chata, przed chwilą brzmiąca weselem, stała otwarta i pusta. Z
korowajem obłamanym na stole, z kadziami piwa i beczkami nie
dopitego miodu. W podwórku nie było żywej duszy  psy u wrót
ujadJedni koni dopadłszy, ratując siebie i niewiasty, gnali czwałem po
ały.
brzegu jeziora, drudzy czekali wroga, aby dopiero gdy bliżej naskoczy,
rzucić się wpław i próbować ujść śmierci lub niewoli.
Po wrzaskach nastąpiło milczenie, straszniejsze od nich jeszcze.
Gdzie i jak kto mógł, krył się, tulił, pełzał, przypadał. Starsze nie-
wiasty, opuszczone, w kupkę się zbiwszy u wierzb stały na stoku nad
wodą. W dali już widać było drużynę Domana i białe szaty Mili, które [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl