[ Pobierz całość w formacie PDF ]

konstatacje matki, o tyle teraz najpierw spoglądała na Valentego, by sprawdzić, czy uda
mu się powstrzymać wybuch śmiechu. Valente niezmiennie bawiły pozy i afektacja te-
ściowej.
Przez dwa lata, jakie minęły od dnia ich ślubu, ich stosunki z rodzicami bardzo się
ociepliły. Caroline często się z nimi widywała. Regularnie latała do Anglii na weekendy,
zabierała rodziców do Toskanii na dłużej. Stan zdrowia ojca bardzo się poprawił. Isabel
Hales nadal poruszała się z trudem, ale zamontowanie windy w rezydencji i pomoc przy-
jęta do prowadzenia domu znacznie ułatwiły jej życie. Dzięki temu mogła częściej za-
praszać przyjaciółki do siebie na herbatę.
Kotka Koko doczekała się przyjaciela. Samiec kota syjamskiego miał na imię
Whisky. W pracowni Caroline urzędowały więc teraz dwa koty. Dwa koty próbowały
wślizgiwać się do biur i dwa koty trzeba było trzymać z dala od sypialni. Starając się za-
pobiec kociej inwazji, Valente stwierdził, że nie ma mowy o kociętach. Caroline, która
R
L
T
wywalczyła dom dla bezdomnego Whisky, fundując Valentemu najbardziej łzawą kocią
historię, jaką zdołała wymyślić, z ociąganiem przystała na jego warunki. Jednak ostatnio
Koko się zaokrągliła i teraz Caroline zastanawiała się, jak najlepiej przekazać Valentemu
nowinę o kociętach w drodze.
Firmy Hales Transport i Bomark Logistics połączyły się w jedno duże przedsię-
biorstwo. %7ładen z pracowników nie stracił posady. Joe lubił wpadać do Hales-Bomark
Haulage, by przyjrzeć się funkcjonowaniu firmy. Potem dzielił się swoimi obserwacjami
z Valentem. Jej mąż stał się częścią rodziny. W najśmielszych snach nie przypuszczała,
że stanie się to w tak naturalny sposób. Dobre stosunki Valentego z rodzicami wiele dla
niej znaczyły.
Kiedy rodzice zjechali windą na parter, by tam oczekiwać przybycia ich pierw-
szych gości, Caroline stanęła nad łóżeczkiem i uśmiechnęła się na widok spokojnego snu
synka. Ciążę i poród zniosła bardzo dobrze. Pietro wszedł w ich życie, jakby był w nim
od zawsze. Po narodzinach dziecka ich szczęście małżeńskie zyskało nowy wymiar.
Krótko przed porodem Caroline wzięła udział w konkursie na biżuterię artystyczną i za-
jęła pierwsze miejsce. Od tego czasu zyskała tylu nowych klientów, że musiała rozsze-
rzyć działalność. Teraz skupiała się bardziej na projektowaniu wzorów niż na samym
wykonywaniu biżuterii, dlatego częściej mogła sobie pozwolić na czas wolny.
Wróciła do sypialni. Chciała sprawdzić, czy Valente, który dopiero co przyleciał na
przyjęcie teściów, zdążył się już przebrać w strój wieczorowy.
Stał przed lustrem w eleganckim smokingu, próbując okiełznać grzebieniem nie-
sforne włosy. Odwrócił się do niej i obrzucił uważnym spojrzeniem. W jego oczach do-
strzegła szczery zachwyt.
- Pięknie wyglądasz w tym kolorze, ale ja najbardziej lubię twoją suknię ślubną -
przyznał. - Nie mogę uwierzyć, że w przyszłym miesiącu miną już dwa lata, tesora mia.
Caroline wpadła w jego otwarte ramiona niczym gołąb pocztowy wracający do
domu.
- Uhm - westchnęła, przywarłszy do niego całym ciałem. - Nie mogę się doczekać
balu maskowego.
- Nie znoszę kostiumów - jęknął Valente.
R
L
T
- Będziesz niewiarygodnie seksowny w stroju jednego z twoich przodków - zapo-
wiedziała Caroline. Projekt ich kostiumów na bal powstał na podstawie kilku portretów
członków rodziny Barbierich, które ona wybrała.
Valente spoglądał na jej drobną twarz rozkochanym wzrokiem. Wiedział, że
zniszczy jej makijaż, jeśli ulegnie pokusie i ją pocałuje. Bez względu na wszystko i tak
miał zamiar to zrobić.
Wiedziona tym samym pragnieniem Caroline złapała go za poły smokinga i przy-
ciągnęła ku sobie. Skwapliwie skorzystał z tego zaproszenia do pocałunku. Ich szalona
namiętność i czuła tęsknota splotły się w jedno.
- Trzy dni bez ciebie dłużą się jak miesiąc, tesoro mia - przyznał Valente.
- Ja też się za tobą stęskniłam - zawołała Caroline, zarzucając mu ręce na szyję.
Stali przez chwilę, spleceni w uścisku. Bliskość Caroline zrobiła swoje.
Valente zadrżał z podniecenia.
- Jak myślisz, ile możemy się spóznić na przyjęcie? - zapytał z szelmowskim
uśmiechem.
- Nie możemy, to wykluczone - zaoponowała Caroline.
Gwałtownie wciągnęła powietrze, gdy palce Valentego powędrowały po jej gład-
kim udzie i podniosły brzeg sukienki.
Nie pierwszy raz to słyszał, ale niełatwo było zbić go z tropu. Wytrwałość przynio-
sła owoce, pokusa zatriumfowała. Jakiś czas pózniej urocza para pozbierała swoje ubra-
nia i doprowadziła się do porządku, chociaż ani Caroline, ani Valente nie wyglądali tak
nieskazitelnie jak przed gorÄ…cym powitaniem.
Kiedy schodzili po schodach na przyjęcie, Caroline spojrzała na swojego męża i
wzięła głęboki oddech.
- Już od jakiegoś czasu chcę ci to powiedzieć... Koko jest w ciąży. Pojawią się ko-
cięta. Pomyślałam, że kiedy podrosną, mogłyby zamieszkać w willi...
Valente posłał swojej żonie rozbawione spojrzenie.
- Nie mogłaś wybrać lepszego momentu, tesoro mia.
Caroline uśmiechnęła się i uścisnęła mu dłoń. Ze wzruszenia odjęło jej mowę...
R
L
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl