[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tropić ludzi... Ale znam kogoś kto je posiada.
- No to na co czekamy?
- Pamięta pani, co mówiłem u pani siostry? O cenie?
- Tak. I co z tego? Zapłacę każdą cenę.
- Wiem o tym. Muszę jednak panią ostrzec: mój znajomy może się nie skusić na
zapłatę...
- Nie rozumiem.
- Najlepiej będzie, jak go pani przedstawię. Wtedy się okaże, czy zechce pani pomóc.
- W porzÄ…dku. Kiedy siÄ™ z nim spotkam?
***
Gdy wróciła do domu, czuła się podenerwowana i zniecierpliwiona. W domu było
zimno i cicho. Zegar w korytarzu stanął, wypalone polana czerniły się w kominku.
Skierowała się do pralni za kuchnią, w której Sierżant ucinał sobie drzemkę. Pies przebudził
się i obrzucił swoją panią wzrokiem tak smutnym, że można było pomyśleć, iż pragnie
powrotu dzieci bardziej niż ona sama.
Przykucnęła obok niego i delikatnie potargała go za uszy.
- Nie martw się, piesku. Mamcia znalazła pana, który ich odszuka. Przynajmniej ma
takÄ… nadziejÄ™.
Sierżant zaskomlał i polizał ją po dłoni.
Zadzwonił telefon. Po drugiej stronie był agent Kellog.
- Mamy doniesienie z Estherville, parę kilometrów za granicą z Iowa. Widziano dzieci
bardzo podobne do Tashy i Sammy ego. Tamtejsza policja stanowa przesłała nam e-mailem
zdjęcia tych dzieciaków. Niestety to nie one. Przykro mi, bo chciałem zrobić pani spózniony
prezent na święta.
Lily aż kusiło, by powiedzieć Kellogowi, co Shooks odkrył w stodole Sibleya - że to
Jeff porwał jej dzieci i prawdopodobnie zabrał je gdzieś na południe - jednak zrezygnowała.
Uznała, że Kellog i Rylance nie byliby zachwyceni, gdyby się dowiedzieli, że w ich
dochodzenie wtrąca się jakiś amator. Zwłaszcza jeśli tym amatorem jest jakiś pół-Indianin, w
dodatku potrafiący mówić głosami innych ludzi.
Wybrała się z Sierżantem na spacer. Ulice pokryte były warstwą śniegu, panowała
niezmącona cisza. Bezlistne gałęzie rosnących wzdłuż ulicy dębów obsiadły setki wron, jakby
dusze wszystkich zmarłych w Minneapolis dzieci zgromadziły się na czuwaniu.
Lily wierzyła, że Tasha i Sammy żyją. Zastanawiała się, w jaki sposób inne matki
potrafią znieść świadomość, iż ich dzieci zginęły. Przypuszczała, że pustka i poczucie straty
muszą je doprowadzać do szaleństwa.
Gdy przemierzała pusty park, rozdzwoniła się jej komórka.
- Pani Blake, John Shooks z tej strony. Mój znajomy powiedział, że możemy się z nim
spotkać jutro w południe.
- Czy przekazał mu pan, że jestem gotowa zapłacić każdą sumę?
- Szczerze mówiąc, nie poruszaliśmy tego tematu.
- Jak to? Rozumie pan przecież, że muszę odzyskać dzieci. Dostanie wszystko, czego
zażąda...
- Pani Blake, zadzwonię w tej sprawie jutro - oznajmił Shooks i rozłączył się.
Lily rzuciła okiem na wyświetlacz. Shooks miał zastrzeżony numer.
Stała w środku pustego parku, otoczona śniegiem i ciszą, po raz pierwszy w życiu
czując się tak, jakby była jedyną żywą istotą na Ziemi.
ROZDZIAA 5
Gdy nazajutrz rano siedziała w jadalni nad kubkiem kawy i ulotką o osiedlu Shingle
Creek, ktoś zadzwonił do drzwi.
W drzwiach stał Bennie, w czapce z baraniej skóry, co najmniej o dwa numery za
małej.
- Wchodz! - zawołała Lily.
- Jechałem do Tangletown i pomyślałem, że wpadnę po drodze...
- Chcesz kawy?
Bennie otupał obuwie na wycieraczce i odparł:
- Nie, nie... mam tylko chwilę. Muszę pokazać ludziom posiadłość w Starling.
- No, no. Jeżeli sprzedasz tę ruderę po cenie zbytu, ta będziesz lepszy ode mnie.
Bennie zdjął pikowaną kurtkę, a czapkę zatknął na kolumience poręczy schodów.
- Widziałaś się wczoraj z Shooksem? - zapytał.
- Owszem, i nawet robimy postępy. Mamy się dziś przed południem spotkać z jego
znajomym.
- Bardzo dobrze - skwitował Bennie, po czym dodał: - To znaczy, mam nadzieję, że
będzie dobrze.
- Co to znaczy mam nadzieję ? Mówiłeś, że ten facet jest drugim Sherlockiem
Holmesem.
- Lii, sam nie wiem... Chociaż może to nieważne... Wczoraj widziałem się z
Myronem. Powiedziałem mu, że John Shooks wziął twoją sprawę, na co Myron odparł, że to
dobrze i że na pewno odnajdzie dzieci. Mimo to nie sprawiał wrażenia zadowolonego.
Zapytałem go, czy coś jest nie tak, ale zaprzeczył. Potem spytałem, ile Shooks od niego wziął,
chciałem, żebyś miała pojęcie, ile może cię to kosztować. A Myron odparł, że nie zapłacił
pieniÄ™dzmi.»
- Jak to nie pieniędzmi?
- Tak odpowiedział, ale drążyłem dalej i zapytałem: Jeśli nie pieniędzmi, to czym? .
Myron mi na to, że swoim sumieniem.
Lily aż przysiadła na stole.
- Sumieniem? Nie powiedział ci nic więcej?
Bennie wyciągnął wielką, zieloną chustkę i wysmarkał się w nią.
- Oświadczyłem, że nie rozumiem i że ma mi powiedzieć, czy umowa z Shooksem
niczym ci nie grozi. W końcu nie chcę, Lii, żeby coś poszło nie tak. Myron stwierdził, że
jeżeli robi się interesy z Johnem Shooksem, trzeba mu zapłacić tyle, ile zażąda, choćby nie
wiem co. Dlatego powinnaś się porządnie zastanowić, zanim zgodzisz się na jego pomoc.
Lily nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. Nie mogła sobie wyobrazić niczego, czego
nie byłaby w stanie dać Shooksowi. Chciała odzyskać Sammy ego i Tashę za każdą cenę -
nawet jeżeli Shooks zażądałby miliona dolarów, była pewna, że je zdobędzie.
Była doświadczonym handlowcem. Dobrze wiedziała, jak robi się interesy i negocjuje
umowy. Zanim wynajęła Shooksa, przemyślała dokładnie całą sprawę, analizując ją pod
każdym kątem, zarówno prawnym, jak i finansowym. Była prawie pewna, że Shooks nie da
rady wyciąć jej żadnego numeru - jak na przykład przetrzymywanie dzieci do czasu
uregulowania rachunku. Nie sądziła jednak, by był zdolny do czegoś takiego.
- Być może robię z igły widły - odezwał się Bennie. - Myron miewa swoje humory,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]