[ Pobierz całość w formacie PDF ]
talizman. Ręce jej drżały. Po tylu latach oszukiwania i poniżania go, gdy wierzyła, że prowadzi
życie eunucha... to ją oszukano w ostatecznym rozrachunku. Mógł pozwalać jej na zastraszanie i
obrażanie go gdy tylko miała na to ochotę ponieważ miał swoją tajemnicę swój prywatny azyl.
Zabrała zapalniczkę do swego pokoju. Wahała się, gdzie ją położyć. Zauważy jej zniknięcie i
zacznie szukać. Nigdy nie zajrzy do jej torebki. Włożyła ją do zamykanej na zamek przegródki i
zamknęła torebkę.
Kiedy nie zdoła jej znalezć będzie zapewne musiał zapytać.
Wtedy nadejdzie chwila zemsty.
Spojrzała na zegarek; wciąż jeszcze lekko drżała. Była jedenasta trzydzieści. Zeszła na dół
chcąc sprawdzić, czy poustawiano wazony z kwiatami i pomówić z gospodynią o menu na kolację.
Spodziewała się tego wieczoru osiemnaściorga gości.
** ** **
To interesująca sytuacja przyznał Loder. Ciekawe, jak długo ten skurwiel będzie ją
urabiał, zanim spróbuje wciągnąć do roboty?
To na pewno zależy od dziewczyny. Fergus sączył wino, pysznego lekkiego reislinga,
który, jego zdaniem, stanowił doskonałe delikatne uzupełnienie jedzonej ryby.
Loderowi też chyba wszystko smakowało; jadł nie przestając gadać przez cały czas. Poruszyli
ten temat, ponieważ Fergus wspomniał o swojej rozmowie z Patersonem. Loder wyraził opinię o
kapitanie nie używając w tym celu zbyt wielu słów. Rozmowa w sposób naturalny zeszła na Judith
Farrow.
Wiem, że nie lubi pan zbytnio mojej sekcji rzucił Loder. Uważa pan to, co robimy,
za brudną robotę; wsadzanie nosa w prywatne życie innych ludzi. Ale ktoś musi to robić, panie
Stephenson.
Wiem, że to konieczne. Po prostu to niezbyt smaczne. %7łal mi tej dziewczyny, pani Farrow.
Jeśli mówi prawdę, ten związek to całkowicie niewinna sprawa.
O, na pewno tak przyznał Loder. Nie byłem tego pewien ale teraz jestem. Ona nie
ma złych zamiarów, ale to nieuchronne, że już niedługo on zacznie ją przyciskać. Mówiłem jej to,
ale nie chciała tego przyjąć do wiadomości. Chwilami robiła wrażenie dość naiwnej dupy.
Fergus uśmiechnął się słysząc to słowo, chociaż powinien się skrzywić. Coraz bardziej lubił
Lodera. Jak Francuzi nazywali taki związek nostalgie de la bou. Było to nieprzetłumaczalne
określenie impulsu do przebywania i zawierania przyjazni wśród ludzi niższego pochodzenia, chęci
unurzania się w błocie. To sformułowanie było tylko kiepską, niezręczną próbą oddania zwięzłego
francuskiego zwrotu po angielsku. Tym niemniej, czy odnosiło się to do niego, czy też nie, Fergus
uważał przebywanie w towarzystwie Lodera za odświeżające doświadczenie.
Jest pan pewien, że ten Swierdłow będzie próbował szantażować ją albo wywierać inne
naciski? zapytał. Czy to nie może być po prostu... hm, przyjazń?
Nie w jego przypadku. Wiemy o nim wszystko, panie Stephenson. Nie jest to człowiek, z
którym się można zaprzyjaznić. Trochę czasu zajęło nam właściwe zaszeregowanie go. Przebywał
tu jakieś półtora roku, zanim skojarzyliśmy go ze Swierdłowem, który był ich głównym mordercą
na Węgrzech.
Jak do tego doszliście?
Dzięki rutynowej kontroli; to jedna z tych rzeczy, które powinniśmy robić częściej, ale nie
robimy, ponieważ musimy zmagać się z wielką ilością nudnej papierkowej roboty. Sprawdziłem
jego dossier. W ciągu dwóch lat awansował z porucznika na pułkownika stało się to w czasie
powstania na Węgrzech. Potem został wysłany na kiepską placówkę w Kopenhadze. To zakrawało
na skok w niewłaściwym kierunku; ten awans wskazywał, że to gruba ryba, a Kopenhaga to
martwa woda. Okazało się, że nie wysłano go tam na długo chodziło po prostu o zatarcie śladów i
umożliwienie mu odpoczynku po ciężkiej pracy w Budapeszcie. Spędził tam cztery lata nie licząc
krótkiego pobytu we Wschodnim Berlinie i przerwy oznaczającej, że przebywał w Moskwie.
Potem przyjechał tutaj jako asystent tego starego wojskowego muła, Golicyna. Zacząłem grzebać w
tym życiorysie odkrywając, że on i Swierdłow, który oczyszczał Budapeszt, to ta sama osoba. To
czyniło z niego pracownika KGB i, moim zdaniem, raczej zwierzchnika generała, a nie jego
podwładnego. Jest więc raczej mało prawdopodobne, że zaprasza panią Farrow na obiady,
ponieważ lubi niebieskie oczy, nie sądzi pan?
Racja. Jeśli to taki człowiek, to rzeczywiście na to nie wygląda.
Loder zapalił papierosa. To rzeznik. Mordował Węgrów; procesy o zdradę, egzekucje, to
wszystko jego sprawka. Nie powiedziałem jej jeszcze o tym, ale kiedy dojdzie do najgorszego,
zrobię to. Zobaczymy, jak zareaguje. Może to być dla niej takim szokiem, że zgodzi się
współpracować z nami przeciwko niemu.
Ale czy to nie byłoby niebezpieczne? Fergus spojrzał na niego zaskoczony.
Tak, bardzo. Ale to cena jaką się płaci za zadawanie się z takimi ludzmi. Spróbuję, bo chcę
się przekonać, czy ona zapłaci tę cenę.
Jeśli nie ma pan nic przeciwko mojej opinii powiedział Fergus to naprawdę jest
brudna robota. I nadal żal mi tej kobiety.
Tak czy owak, udało mi się uspokoić Amerykanów stwierdził Loder. Zostawiają
sprawę nam. Regularnie wysyłam raporty i każę śledzić Farrow. Sądząc po tym, co pan mówi,
kapitan Paterson nie spotka się już z nią, tak więc największy problem mamy z głowy.
W gruncie rzeczy proponował że będzie na nią donosił. Ale to dlatego, że nie wiedział, co
powiedzieć. Nie podoba mi się jego zachowanie. Moja żona też nie ma o nim zbyt pochlebnej
opinii. Od czasu do czasu powoływał się na swoją żonę, aby stwarzać pozory normalności.
Ona potrafi dobrze oceniać ludzi przyznał Loder. Ale Paterson nie stanowi
zagrożenia dla naszego bezpieczeństwa. Wydaje mi się, że doniósłby na własną matkę, gdyby coś
zagrażało jego karierze.
Przyniesiono im kawę, a Stephenson zamówił mały kieliszek Williama; ostry zapach gruszek
dotarł do nozdrzy Lodera. Zwrócił uwagę na to, jak powściągliwy jest pierwszy sekretarz
ambasady; pił niewiele, ale zawsze były to trunki w najlepszym gatunku; palił rzadko i nigdy
między daniami. Zamówił likier, o którym Loder nigdy nie słyszał chociaż podobał mu się jego
zapach. Dziwny to był człowiek: łagodny, ale nie pozbawiony cynizmu; naukowiec, który wyzbył
się arogancji i zarozumiałości.
Towarzystwo Lodera było dla niego zachętą, by dać z siebie wszystko. Nigdy nie uwierzyłby
że można polubić kogoś na stanowisku Stephensona. A teraz cieszył się przyjaznią, która z każdą
minutą nabierała wartości.
Pomyślał o tej lubieżnej krowie o farbowanych włosach i wielkopańskich manierach, którą
obrabia taki pionek jak Macleod. Słownik używany przez niego w duchu osiągnął dno, gdy
przychodziło do opisywania wielce szanownej Margaret Stephenson. Córka jakiegoś cholernego
para mająca wśród przodków wielu polityków i jednego szkockiego księcia rżnie się dwa razy w
tygodniu w obskórnym pokoju motelowym z facetem mogącym być jej synem.
Myślał o niej z niechęcią.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]