[ Pobierz całość w formacie PDF ]
próbowałby pózniej tak otwarcie go zastawić. Po trzecie, zakradający się chyłkiem
złodziej rzadko zostaje mordercą. Po czwarte, skoro jest w więzieniu od soboty, byłby
to zbyt duży zbieg okoliczności, gdyby przypadkiem udało mu się podać dokładny
rysopis Lowena.
Japp potakująco skinął głową.
- Nie twierdzę, że nie ma pan racji. Nie zdoła pan jednak nakłonić ławy
przysięgłych, aby wzięła pod uwagę zeznania kryminalisty. Natomiast dziwi mnie, że
Lowen nie znalazł lepszego sposobu na pozbycie się pierścienia.
Poirot wzruszył ramionami.
- Przecież gdyby znaleziono go w pobliżu domu, niewykluczone, że zaczęto by
utrzymywać, iż Davenheim sam go zgubił.
- Ale po co w ogóle go zdejmował? - zawołałem.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
- Możliwe, że był ku temu powód - odparł Japp. - Czy wiecie, że mała furtka
za jeziorem prowadzi na wzgórze i idąc tamtędy, po niecałych trzech minutach
dochodzi siÄ™ do - jak sÄ…dzicie? - pieca do wypalania wapna.
- Wielki Boże! - zawołałem. - Chce pan powiedzieć, że wapno, które
zniszczyło ciało, nie podziałałoby na pierścień?
- Dokładnie.
- Wydaje mi się - odparłem - że to wyjaśnia wszystko. Co za okropna zbrodnia!
Obaj jednocześnie odwróciliśmy się i popatrzyliśmy na Poirota. Wydawał się
zatopiony w zadumie, czoło miał zmarszczone, jak gdyby w jakimś olbrzymim
umysłowym wysiłku. Poczułem, że w końcu dochodzi do głosu jego błyskotliwa
inteligencja. Jakie będą jego pierwsze słowa? Nie kazał nam długo na nie czekać. Gdy
westchnął, napięcie widoczne w jego postawie opadło i odwróciwszy się do Jappa,
zapytał:
- Być może wie pan, przyjacielu, czy państwo Davenheim dzielili sypialnię?
Pytanie było do tego stopnia niestosowne, że przez chwilę obaj patrzyliśmy
osłupiali ze zdumienia. Po czym Japp wybuchnął głośnym śmiechem.
- Mój Boże, monsieur Poirot, sądziłem, że ma pan na myśli coś naprawdę
ważnego. A co do pańskiego pytania, przyznam, że nie wiem.
- Czy mógłby się pan tego dowiedzieć? - zapytał z dziwną stanowczością
Poirot.
- Och, naturalnie, jeżeli naprawdę chce pan wiedzieć.
- Merci, mon ami. Byłbym bardzo zobowiązany, gdyby dołożył pan w tej
sprawie starań.
Japp przyglądał mu się jeszcze przez kilka minut, ale Poirot sprawiał wrażenie,
jakby zupełnie o nas zapomniał. Detektyw, patrząc na mnie, smutno potrząsnął głową i
mamrocząc Biedny staruszek! Wojna mu chyba pomieszała zmysły! , ostrożnie
wycofał się z pokoju.
Ponieważ wydawało się, że Poirot jest wciąż pogrążony w myślach, wziąłem
kartkę papieru i zacząłem robić notatki. Oderwał mnie od nich głos przyjaciela. Ocknął
się już z zadumy i wyglądał teraz na ożywionego i uważnego.
- Que faites-vous la, mon ami?
- Próbowałem zanotować w punktach to, co w tej sprawie wydaje mi się
najważniejsze.
- Zaczynasz działać metodycznie. Nareszcie! - odparł aprobująco Poirot.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
Ukryłem zadowolenie.
- Czy mam ci przeczytać?
- Oczywiście,
OdchrzÄ…knÄ…Å‚em.
- Punkt pierwszy: Wszystkie dowody wskazują na to, że właśnie Lowen
włamał się do sejfu.
Punkt drugi: %7ływił urazę do Davenheima.
Punkt trzeci: Skłamał, gdy na początku zeznał, że nie opuszczał gabinetu.
Punkt czwarty: Gdyby uznać historię Billy'ego Kelletta za prawdziwą, Lowen
niewątpliwie brał w niej udział.
I cóż? - zapytałem, mając wrażenie, że nie pominąłem żadnego istotnego faktu.
Poirot popatrzył na mnie ze współczuciem, lekko potrząsając głową.
- Mon pauvre ami! Ależ nie masz do tego daru. W ogóle i nie bierzesz pod
uwagę ważnych szczegółów. Twoje rozumowanie też jest błędne.
- Jak to?
- Pozwól mi przeanalizować twoje punkty. Pierwszy: Pan Lowen
prawdopodobnie nie wiedział, że pojawi się przed nim szansa otworzenia sejfu.
Przyszedł na spotkanie w interesach. Nie mógł wcześniej wiedzieć, że pan Davenheim
wyjdzie wysłać list i że w rezultacie zostanie sam w gabinecie.
- Mógł skorzystać z nadarzającej się okazji - zasugerowałem.
- A narzędzia? Miejscy dżentelmeni nie noszą ze sobą na wszelki wypadek
sprzętu potrzebnego do włamań. A nie można włamać się do sejfu za pomocą
scyzoryka, bien entendu!
- Dobrze, a co z punktem drugim?
- Twierdzisz, że Lowen żywi urazę do pana Davenheima. Masz na myśli fakt,
że raz czy dwa okazał się lepszy od niego w interesach. Najprawdopodobniej
transakcje te dostarczyły mu pewnych korzyści materialnych. Poza tym nie żywi się
urazy do człowieka, od którego było się lepszym, częściej bywa na odwrót. Jeżeli w
ogóle można mówić o jakiejkolwiek urazie, to raczej w przypadku pana Davenheima.
- Ale nie zaprzeczysz, że skłamał, mówiąc, iż nie opuszczał gabinetu?
- Tak, ale mógł się przestraszyć. Nie zapominaj, że akurat wyłowiono z jeziora
ubranie zaginionego. Oczywiście, jak zwykle postąpiłby lepiej, mówiąc prawdę.
- A punkt czwarty?
- Przyznaję. Jeżeli opowieść Kelletta jest prawdziwa, Lowen z pewnością jest
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
w niÄ… zamieszany.
- Więc jednak wziąłem pod uwagę choć ten istotny fakt?
- Być może. Ale całkowicie pominąłeś dwie niezwykle ważne kwestie, które
stanowią klucz do całej sprawy.
- Powiedz, proszÄ™: jakie?
- Jedna to pasja, z jaką pan Davenheim w ciągu ostatnich kilku lat kupował
klejnoty. Druga to jego podróż jesienią do Buenos Aires.
- Poirot, chyba żartujesz?
- Mówię zupełnie poważnie. Och, do kroćset, mam nadzieję, że Japp nie
zapomni o moim poleceniu.
Ale detektyw, choć nie opuszczał go nastrój do żartów, pamiętał o nim na tyle
dobrze, że następnego dnia około jedenastej nadszedł od niego telegram. Na prośbę
Poirota otworzyłem go i odczytałem:
- Mąż i żona od ubiegłej zimy zajmują osobne sypialnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]