[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marylkę tak bardzo, że dziewczyna przegapiła zielone światło. Szybko wrzuciła jedynkę, ale było już za
pózno. Właśnie zapaliło się żółte. Z pokorą przyjęła karcące spojrzenia innych kierowców, wtulając
głowę w ramiona i udając, że jej nie ma.
Masz, podpisz mi tutaj, że dostałaś. Laura wetknęła jej w dłoń plastikową kartę i wydrukowaną
tabelkę, w której widniały jakieś tajemnicze, zaszyfrowane symbole. TRX, ABT, TBC, F2F, zumba,
bokva i inne.
Co to jest?
Nie widzisz? Karnet do tego najnowszego fitness klubu. Wiesz, tego wypasionego, co go mijasz po
drodze, po lewej. Pomysł szefostwa na zagospodarowanie funduszu socjalnego i podniesienie morale
zespołu.
Karnet na siłownię& Rozumiem, dzięki.
No, skoro nawet dowództwo uznało, że należy mi się abonament, jestem najwyrazniej zbyt gruba!
jęknęła w duchu Marylka. Bliska rozpaczy przyszykowała sobie kawę. Już za drzwiami gabinetu, niemal
płacząc, siorbnęła łyk i nagle parsknęła na dywan gorącym płynem. Najwyrazniej mleko nie stało
w lodówce i nie ochłodziło naparu.
Klnąc dosadnie pod nosem, Marylka uklękła na podłodze i rozkładając chusteczki higieniczne,
próbowała wyczyścić prawie nową wykładzinę.
Tak zastał ją Marcel. Uśmiechnięty jak zwykle.
Cześć moja najulubieńsza koleżanko z pracy!
Oczywiście prezentował się jak z żurnala i oczywiście nie przepuścił okazji, by uważnie otaksować
wypięty w stronę drzwi krągły tyłeczek Marylki.
Cześć warknęła wściekła, że zastał ją w takiej pozie.
JakaÅ› awaria?
%7ładna awaria. Poparzyłam sobie przełyk i naplułam na dywan. Czego chcesz?
Przyszedłem się przywitać. A przy okazji zapytać, czy nie poszłabyś ze mną kiedyś na zajęcia do
fitness klubu.
Na tę siłownię?
Moja droga, na siłownię to chodzi Pudzian albo Gołota. Eleganckie babeczki, biznesmeni
i menedżerowie chadzają do fitness klubów sprostował. Skoro nasi szefowie tak dbają o kondycję
fizyczną personelu, wypadałoby spróbować. Nie sądzisz?
Ty też dostałeś karnet? zapytała zdziwiona Marylka.
Sylwetce Marcela nic nie dolegało.
Jasne. Wszyscy dostali.
Serio? Wszyscy? dopytywała niepewnie, zachwycona, że poranny gest kierownictwa to
rozwiÄ…zanie systemowe, a nie wymowny przytyk.
Tak, skarbie. Zrobić ci nowej kawy? zapytał Marcel z ironią i nie czekając na odpowiedz,
z uśmiechem wycofał się do sekretariatu. Laura już wiedziała, co robić.
Aajza!
Szczęśliwa Marylka uśmiechnęła się szeroko, że nie jest tak zle, jak myślała na początku. Po chwili
jednak ogarnęła ją panika. Nie mam sportowego ubioru! Nigdy w życiu nie byłam w takim przybytku,
a moja odzież do fitnessu to zaledwie polarowa bluza i czarne legginsy! Ani myślę paradować w nich
publicznie! Pasują może do dłuższej tuniki, ale do zwykłego podkoszulka? Nigdy!
Po dokonaniu analizy wydatków Marylka postanowiła dać sobie spokój ze zorganizowanym wysiłkiem
fizycznym. Co z tego, że Marcel chce chodzić? Ona nie ma chęci. Nigdy nie przepadała za ćwiczeniami,
więc i teraz ich nie polubi. I nawet darmowy karnet nie sprawi, że wyda kilkaset złotych na stosowny
strój. A przynajmniej nie w tym miesiącu.
Do argumentów na nie dodała jeszcze nadchodzący koniec świata i uznała, że nie ma sensu zaczynać,
skoro za kilka tygodni wszystko przestanie istnieć. Ona, Marylka, i jej fałdka na brzuchu też.
Chwilowo rozgrzeszona, wygodnie umościła się na obrotowym fotelu.
Rozległ się dzwonek telefonu nowi klienci pragnęli podziękować za profesjonalną obsługę
i zapewnili o chęci dalszej współpracy. Po chwili zadzwonił również Gawłowicz. Zidentyfikowany
numer sprawił, że Marylka spięła się w sobie jak dziki kot gotowy do ataku, ale o dziwo usłyszała miły
głos.
Normalnie cud nad Wisłą, pomyślała.
Wymagający klient najwyrazniej miał dobry dzień, ale nauczona doświadczeniem dziewczyna
pozostała czujna do końca rozmowy. O tak, zna doskonale ten typ, wredny i podstępny. Nie z nią takie
numery! Owszem, będzie miła i kompetentna, więc ten wyrachowany, zimny sukinsyn jej nie podskoczy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]