[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dziewczyna przeprosiła i spuściła oczy.
- O co chodziło? - zapytał Anderson, kiedy Ann wyszła.
Karen sprawiała wrażenie zakłopotanej.
- Biorę na ochotnika galomycynę - wyjaśniła. - Ciągle gdzieś zostawiam te pastylki. W zeszłym tygodniu
zapomniałam je stąd zabrać i pan Allan wziął jedną przez pomyłkę, bo sądził, że to jego kapsułki. Jeśli myśli
pan, że Ann Veitch okazała złość, to trzeba było zobaczyć, jak wściekł się pan Allan.
- Miał powód - powiedział Anderson.
- Wiem.
- Dlaczego Allan brał jakieś kapsułki? - zapytał Anderson, przypominając sobie, że patolog przeprowadzający
sekcję zwłok
Kaya nie wspomniał w protokole o jakichkolwiek dolegliwościach zmarłego, które wymagałyby leczenia.
- Na wszelki wypadek. Skaleczył się, badając zwłoki jednego ze zwierząt.
Musiał dostać zastrzyk przeciwtężcowy i stosować...
Antybiotyki osłonowe. Tak to chyba nazwał.
Anderson pokiwał głową.
- Czy wie pani, czym było zakażone to stworzenie?
- Nie, ale pan Allan zbytnio się tym nie przejął. W książce wypadków przy pracy musi być wpis. - Karen
zdjęła z półki nad biurkiem mocno sfatygowany notes w twardej oprawie i przerzuciła kartki. - Przecięcie o
długości trzech cali na lewej dłoni, między kciukiem a palcem wskazującym. Skaleczenie skalpelem podczas
sekcji zwłok świnki morskiej. Protokół autopsji numer trzysta dwanaście... Osobnik zdrowy... Nie stwarza
zagrożenia...
Co za zbieg okoliczności, doktorze Anderson! To ta pańska świnka.
Krew odpłynęła z twarzy Andersona. Osunął się na obrotowe krzesło, które kiedyś należało do Allana, i oparł
łokciami na biurku. Zwiat zawirował mu w oczach, kiedy do jego świadomości dotarła straszliwa prawda.
Musiał się pogodzić z tym faktem.
Przez chwilę masował czoło końcami palców.
- Dobrze siÄ™ pan czuje, doktorze Anderson?
Anderson nie odpowiedział. Myślał o ukrytym znaczeniu usłyszanych przed chwilą słów. Allan badał zwłoki
świnki morskiej, której wstrzyknął PZ 9, i wtedy się skaleczył. Plazmid mógł się dostać do jego organizmu.
Sam w sobie nie był szkodliwy, ale pózniej Allan zażył galomycynę i to go zabiło!
Połączenie PZ 9 z galomycyną! W przypadku Martina Kleina stało się podobnie. Ta kombinacja niosła
śmierć!
Anderson nagle zdał sobie sprawę, że Karen Davies dziwnie mu się przygląda.
- Karen. Chcę, żeby poszła pani na kilka dni do szpitala.
W oczach dziewczyny odmalowało się zdumienie.
- Ale po co? CzujÄ™ siÄ™ dobrze.
- Na wszelki wypadek. To... Zwykły środek ostrożności. - Anderson za wszelką cenę usiłował nadać swemu
głosowi spokojne brzmienie. - Tylko na obserwację. Na kilka dni. To wszystko...
Nie udało mu się jej przekonać. Na twarzy dziewczyny zobaczył strach.
- Coś jest nie w porządku, prawda? Grozi mi jakieś niebezpieczeństwo...
Niech pan mi powie. Chcę wiedzieć... Mam prawo!
Anderson położył ręce na jej ramionach.
- Najprawdopodobniej nie ma powodu do obaw. Ale może pojawić się jakiś problem w związku z
przyjmowaniem galomycyny -
powiedział łagodnym tonem. - A jeśli tak, to chcę, żeby miała pani dobrą opiekę. A to może zapewnić
tutejszy szpital. Chyba mówię z sensem, prawda?
Dziewczyna przytaknęła skinieniem głowy i zdobyła się na blady uśmiech.
- Dobrze - powiedział Anderson. - A teraz niech pani zatelefonuje do swojej mamy i zgłosi się do siostry
Vane.
Zawiadomię ją. Będzie na panią czekać.
Zgoda?
- Tak, panie doktorze. - Karen odwróciła się, zamierzając odejść.
- Aha, Karen?
- Tak?
- Proszę mi dać swoje kapsułki.
- Dziewczyna wręczyła mu buteleczkę.
Anderson zajrzał do gabinetu tymczasowej szefowej pracowni,
- Panno Veitch, wszystko pani pózniej wytłumaczę, a na razie proszę zrobić trzy rzeczy. Po pierwsze,
zamknąć całą zwierzętarnię, kiedy wyjdę.
Nikomu, ale to nikomu nie wolno tu wchodzić. Po drugie, odszukać szczepionki, których użyto podczas testu
numer trzysta dwanaście. Po trzecie, dokładnie ustalić, co się stało z trzema świnkami morskimi, poddanymi
temu testowi. Zrozumiała pani?
- Zrozumiałam - odrzekła chłodno Ann Veitch.
Anderson pobiegł podziemnym korytarzem, za jego plecami rozległ się odgłos ryglowanych drzwi. Wpadł do
pokoju Kerra, ale nie zastał szefa. Jasna cholera! Porwał z widełek słuchawkę telefonu i kazał się połączyć z
Lennox-Adamsem.
- Doktor Lennox - Adams jest chwilowo nieobecny - usłyszał głos sekretarki. - Może coś przekazać?
Anderson wyłączył się bez słowa. Po chwili poprosił o połączenie z siostrą Lindą Vane... tak, siostro. Tylko
na obserwację... W izolatce... %7łeby była sama.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]