[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Co, wy?
 A co będzie z nami, zanim wy wypadniecie z krzaków?
 Będziecie się bronić.
 Ja dziękuję  jęknął Susuł  zanim wy wypadniecie, oni nas rozniosą. Ja
dziękuję. Niech to robi kto inny  otarł pot.  Ja dzisiaj i tak się napracowałem.
Dlaczego wciąż ja?. . .
 Musisz to zrobić, Susuł.
 Dlaczego?
 Bo jesteś zachęcający.
 Zachęcający. Niby jak to?
 Zachęcasz do bicia. No, rozumiesz?
 Niezupełnie  zamrugał oczyma Susuł.
 Przejrzyj siÄ™ w lusterku, to zrozumiesz.
Susuł, mrucząc, przejrzał się w lusterku i wzruszył ramionami. Nie mógł zro-
zumieć, dlaczego jest zachęcający.
 Dobra  powiedział  ja się jeszcze raz poświęcę za ogół, ale za to po
bitwie zostanę mianowany pułkownikiem.
 Oszalałeś?! To niemożliwe!  powiedział Zenon.  Jesteś dopiero sier-
żantem.
 No, to chociaż majorem. Marian jest majorem.
158
 Masz za duże wymagania, Susuł. Czy wiesz, że wielki wódz Czarniecki
otrzymał buławę hetmańską dopiero na łożu śmierci? Nie wiesz. Oczywiście. I nie
odróżniasz buku od wiązu. Nie, stanowczo nie zasługujesz na oficerską rangę.
 Ale za dzielność. No, chociaż kapitanem  dopraszał się Susuł.
Zenon chrzÄ…knÄ…Å‚.
 Nie, jak będziesz spełniał wszystkie rozkazy, zostaniesz porucznikiem.
Susuł westchnął pod nosem. Co robić? Jak się jest tylko sierżantem, to i ranga
porucznika nie jest do pogardzenia.
 Tak jest, admirale!  zasalutował i krzyknąwszy na nieletnich, pobiegł na
stanowisko.
Rozdział XVIII
Andrzej czekał niecierpliwie przy magazynie Zakładów na przybycie Micha-
ła. Zbiórkę zarządził na dziewiątą. %7łeby się chłopakom nie nudziło, pozwolił im
pograć sobie w piłkę na starym boisku za murem fabrycznym.
Ledwo zaczęli grać, już byli czarni jak żużlowcy na zawodach motorowych.
To od sadzy, której pełno na wydeptanym boisku. Nie tylko zresztą na boisku.
Pełno jej także w zadymionym powietrzu.
%7łeby jak najprędzej uporządkować Ogród! Zrobić tam nowe boiska i bieżnie.
Od wczoraj nabrał otuchy, że wszystko zrobi szybciej, niż planował. Włączy do
akcji wszystkich chłopaków i dziewczęta. Wspólna akcja przeciw włamywaczom
ich zjednoczy. Po tej akcji wszyscy razem wezmÄ… siÄ™ do roboty. Jeszcze w sierpniu
zagrajÄ… pierwszy mecz.
Ten Michał to całkiem przyjemny chłopak. Widocznie nie wszyscy Tubylcy
są nieokrzesani, dzicy, fałszywi, kradną i piją wódkę, jak niesie wieść na Nowej
Kolonii Osiedla. Musi być w tym dużo plotek. Ale trudno się dziwić. Sami sobie
nawarzyli piwa. Taką sobie wyrobili opinię. Wszystko dlatego, że są zle zorga-
nizowani. Według staroświeckich wzorów. Gdyby ich Andrzej zorganizował. . .
Ho, ho. . . Co to za idiotyzm bawić się w Piratów i wywieszać czarne flagi! An-
drzej uśmiechnął się pogardliwie. Ciemnota. Zacofanie. Gdyby jeszcze bawili się
w kosmonautów albo w komandosów, albo chociaż w partyzantów. Ale Piraci?
A w ogóle wszystko u nich jest pomylone. Piraci, to znaczy przecież rozbójnicy
morscy. A tu przecież nie ma morza ani nawet sadzawki czy rzeki, gdzie można
by pływać. Piraci muszą mieć okręt, a oni nie mają nawet balii. Poza tym Pi-
raci są zli. A ci idioci na swojej fladze wywiesili hasło:  Zmierć kolonizmowi
i imperializmowi . Kto kiedy widział takich Piratów? Zupełnie bez wyrobienia
politycznego i bez kręgosłupa ideowego! Andrzej zna się trochę na tym. Kiedy
był mały i ojciec nie miał go przy kim zostawiać, zabierał go na wszystkie zebra-
nia. Andrzej siedział pod stołem nakrytym czerwonym suknem. A czasem nawet
na krześle w prezydium zasiadał. Jak się od małego w prezydium siedziało, to ma
się to wyrobienie i ten kręgosłup, proszę was.
Dlatego gdy przybyli w zeszłym roku z Warszawy do tego głupiego Niekłaja,
od razu poczuł się trochę jak aktywista w terenie.
160
Tak, teraz Andrzej obejmie kierownictwo ideologiczne. Dawno już marzył
o ucywilizowaniu tutejszych dzikich, tubylczych plemion. Skończą się wojny,
marnowanie czasu i poszukiwanie skarbów. Będą robić same pożyteczne akcje,
a bawić się w modelarni i na boisku. O, już Andrzej potrafi wziąć się za nich.
Tym bardziej, że przecież wszyscy są harcerzami, a Andrzej zostanie chyba w tym
roku przybocznym i będzie nosił zielony sznur. Doktor Otrębus, który jest instruk-
torem, dał mu to do zrozumienia. Mogą co prawda być trudności ze względu na
wiek, ale Andrzej ma już prawie piętnaście lat, stopień ćwika oraz jedenaście
sprawności, więc chyba jednak zostanie tym przybocznym.
I wtedy zorganizuje tych chłopców w nowoczesną paczkę. Ale pomyślał, że
to już jest marzycielstwo, i wzdrygnął się. Powinien być człowiekiem czynu i pla-
nować, a nie marzyć. Planować zaś można tylko z ołówkiem w ręku: tak mówi
ojciec i doktor Otrębus. Z ołówkiem, a nie z gwizdkiem. Bo Andrzej ma właśnie
w ręku gwizdek. Czy już zagwizdać na zbiórkę?
Spojrzał na zegarek. Było pięć po dziesiątej.
 Andrzej, na co czekamy?  Jurek Reksza podszedł do niego ze zniecierpli-
wioną miną. W ręce miał mieszek do nadymania kajaków i gumowych łodzi. 
To rozpylacz  wyszczerzył zęby w uśmiechu.
 Nie bądz śmieszny, na co ci to?
 Na co?  Reksza przymrużył chytrze kocie oczy.  A na to!  klapnął
deseczkÄ… przyrzÄ…du.
Tuman duszącego pyłu wydostał się z miecha. Andrzejowi momentalnie
wszystkie świeczki stanęły w oczach. Zaczął kichać i kaszleć. Przez mgłę wi-
dział tylko czubek strzyżonej na jeża głowy Rekszy. Aobuz, rżąc z uciechy, dął
dalej.
 Dosyć! Zwariowałeś?!
Reksza opuścił mieszek.
 Ale co, pracuje jak ta lala! Całe kilo krupczatki, do tego naftalina z papryką
i sześć pudełek Azotoxu. Mieszanka bojowa.
 Bojowa?  zdziwił się Andrzej.
 Będziemy przecież kropić Tubylców.
 Skąd ci to przyszło do głowy?
 No, no, nie zalewaj. Przecież zarządziłeś specjalną zbiórkę. Ja rozumiem.
Tajna mobilizacja, język za zębami, żeby się wróg nie skapował, ale nasze chło-
paki się domyślili. Masz rację, bracie. Najwyższy czas dać bobu tym Tubylcom.
Raz, a dobrze! Wszyscy chcą im dać bobu. Patrz, poprzychodzili z bronią.
Dopiero teraz Andrzej zauważył, że wielu Kolonistów miało za pasem miecze
grunwaldzkie, pistolety sprężynowe, a niektórzy dziwnie wypchane kieszenie, zaś
pod murem fabrycznym leżały jakieś drągi czy żerdzie.
 To dzidy  wyjaśnił Reksza  niektórzy przynieśli jeszcze proce i łuki,
ale nic nie umywa się do rozpylaczy. Mamy ich jeszcze cztery  poinformował.
161
Andrzej skrzywił się na ten widok. Nawyki wojownicze tkwiły mocno w Ko-
lonistach i raz po raz podnosiły się żądania ataku zbrojnego na Tubylców. Prawdę
mówiąc, nie bez racji. Piraci zasłużyli sobie na lanie. Ostatnio honor i skóra Ko-
lonistów mocno ucierpiały od zdradzieckich napadów tubylczej dziczy, wczoraj
znów ich pobili i zrabowali narzędzia. Nic więc dziwnego, że żądza  krwawego
odwetu rozpalała serca chłopaków.
Istotnie, sytuacja domagała się rozwiązania. Albo oba związki będą pracowa-
ły razem, albo jedni z nich muszą opuścić Ogród, a ponieważ, rzecz jasna, nikt
nie opuści dobrowolnie Ogrodu, więc tylko współpraca albo wojna. . . Trzeciego
wyjścia nie ma.
Oczywiście Andrzej wzdryga się na myśl o wojnie. Nie dlatego, żeby był tchó-
rzem, ale że wojna nie doprowadziłaby do niczego. Nie tylko nie zdobyliby Ogro- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl