[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mu mgłą, a ręce zaczynały drżeć.
Długo już był sam i nie zamierza! tego zmieniać. Między
innymi dlatego unikał szpitala i ludzi, którzy znali go
wcześniej. Wszystkich oprócz Prudy, a i to tylko dlatego, że
nie mógł przecież unikać najbliższej sąsiadki.
Musiał się mszyć. Wstał i poszedł napić się wody. Miał
ochotę stąd uciec, lecz wrócił i usiadł w miejscu, skąd musiał
dostrzec nadchodzÄ…cego Luke'a.
Było piętnaście po ósmej, kiedy drzwi otworzyły się
wreszcie i pojawił się Luke. Starszy od Boyda o sześć czy
siedem lat, wciąż' był szczupły i wysportowany. Tradycyjnie
spuszczał Boydowi lanie na korcie. Zauważył Boyda,
zatrzymał się w pół kroku i uśmiechnął się szeroko.
- MacAuley, stary łobuzie. - Podszedł i uścisnął Boydowi
rękę. - Cieszę się, że cię widzę. Naprawdę się cieszę.
- Czy tak bardzo, że złamiesz dla mnie parę przepisów?
Luke zmrużył oczy.
- To zależy, o jakie przepisy ci chodzi. Boyd odetchnął
głęboko.
- Chodzi mi o Stacy Patterson. Chciałbym obejrzeć jej
kartÄ™.
- Dobrze, nie ma sprawy.
Luke przeciągnął się i popatrzył na automat z kawą przy
końcu korytarza.
- Masz jakąś ćwierćdolarówkę?
Boyd sięgnął do kieszeni i wyciągnął garstkę monet.
- Wystarczy na dwa kubki tej trucizny - powiedział, kiedy
przeliczył drobne.
- Czyli zakochałeś się w jednej z moich pacjentek, tak? -
rzucił Luke, patrząc, jak Boyd karmi monetami automat.
Boyd spojrzał na niego groznie, a Luke uniósł dłonie w
geście kapitulacji.
- Mój błąd! - zawołał. - Po prostu wyraziłem nadzieję.
- Raczej strzelałeś po omacku. - Wręczył Luke'owi kubek
pełen mętnej czarnej cieczy, wydzielającej aromat palonych
ziaren.
- Smakuje jak olej silnikowy - mruknął Luke. - Człowiek
odzwyczaja siÄ™ od dobrej kawy.
Podeszli do drzwi wychodzących na małe patio, wciśnięte
w betonowy kanion budynku szpitala. Pod parasolami tkwiły
dwa blizniacze stoliki i parę krzeseł. Promienie słońca, które
zdołały sięgnąć tu ponad szpitalnym murem, były blade i
rozproszone.
- Co słychać u Marlyssy? - zapytał Boyd, siadając. Luke
skrzywił się i zajął miejsce naprzeciwko.
- Z tego, co słyszałem, wyszła za księgowego.
- Powinienem powiedzieć, że mi przykro? Luke wzruszył
ramionami.
- Chciałem mieć dzieci, a ona nie.
Marlyssa Evans chodziła do tej samej eleganckiej
prywatnej szkoły, co Karen. Była jej druhną na weselu. Luke
tylko raz spojrzał na kruczowłose dziewczę i wpadł. Energia
seksualna, jaka krążyła między nimi, wystarczyłaby do
oświetlenia miasta i choć personel szpitala obstawiał, że
romans potrwa najwyżej tydzień, przeciągnął się na dobre
cztery czy pięć lat. Trwał dłużej niż małżeństwo Boyda.
- Mów, o co ci chodzi w związku z panią Patterson -
zażądał Luke.
Boyd przyciągnął puste krzesło i oparł nogę o siedzenie.
- O nic nie chodzi. Po prostu opiekuję się nią, póki sama
nie stanie na nogi.
Luke z ponurą miną studiował zawartość swego kubka.
- Powiedziała ci, że wypisała się na własną prośbę?
- Tak. Rozumiem, że nie byłeś tym zachwycony? Luke
wypił kolejny łyk.
- Kłóciliśmy się prawie przez godzinę. Użyłem
wszystkich argumentów. Zrobiłem jej wykład o
nieprzewidywalnych skutkach wstrząsu. Ostrzegłem, że
przedłużony stres może pogorszyć stan dziecka. - Pokręcił
głową i westchnął. - Ta kobieta jest przymilna jak tygodniowy
kociak, ale uparta jak najgorsza oślica, którą miałem pecha
spotkać w życiu.
- Nie ma pieniędzy. Zupełnie. Nazywa to
 porozwodowymi komplikacjami".
- Więc o to chodziło: o moje honorarium. - Luke parsknął
śmiechem. - Do licha, Boyd, nie musiałeś mi stawiać kawy,
żebym z niego zrezygnował.
- Nic z tego. Wiedziałaby, że to jałmużna. - Uniósł głowę,
a kolega przyglądał mu się w zamyśleniu.
- Masz lepszy pomysł?
- Wystaw rachunek na tyle, żeby wyglądało to sensownie,
a mnie przyślij dodatkowy rachunek. - Boyd uniósł kubek i
przełknął gorzki płyn. Ciecz paliła gardło i żołądek, ale
potrzebował kofeiny. - I nie musisz się z tym spieszyć.
- Nie ma sprawy. Jeszcze coÅ›?
- Tylko szczerze, Luke. Jakie pani Patterson ma szanse na
normalny poród?
- Jeśli będzie słuchać zaleceń, unikać stresów, długich
podróży samochodem i nie będzie podnosić niczego cięższego
od książki, to bardzo duże. Powoli może zacząć normalnie
funkcjonować.
- Możesz to określić dokładniej?
- Krótkie jazdy samochodem, lekkie prace domowe,
ograniczone ćwiczenia, siedząca praca - wyjaśniał wolno
Luke. - Spokojny i ostrożny seks z poważnym partnerem,
gdyby cię to interesowało.
- Wypchaj siÄ™, Jarrod.
- To najlepszy lek, jaki lekarz może przepisać. Dla was
obojga.
Boyd, nagle spięty, poprawił się na krześle. Zadał już
wszystkie pytania... oprócz jednego.
- A co z dzieckiem?
- O ile mogę tak powiedzieć, jest idealnie zdrowe. Wody
czyste, puls silny. Wygląda na to, że mała jest twarda jak jej
matka.
Głos Luke'a emanował pewnością siebie.
- Jeszcze jedno pytanie. Dlaczego chciałeś zatrzymać
Stacy na parÄ™ dni?
- Głównie w celach profilaktycznych. - Luke dopił kawę i
zgniótł w dłoni kubek. - Przynajmniej tak napisałem na karcie.
- Co chcesz przez to powiedzieć? Luke wyszczerzył zęby.
- Może nie zauważyłeś, staruszku, ale to bardzo seksowna
babka.
- A może ty nie pamiętasz, staruszku, że to twoja
pacjentka. I jest w ciąży.
- Przykro to mówić, ale masz rację. W obu przypadkach. -
Luke westchnął i odwrócił twarz do słońca. - Muszę się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl