[ Pobierz całość w formacie PDF ]

działo się o tym UB, które zaczęło go nękać wezwaniami na przesłuchania. Wyglądało to na
tyle groznie, że w końcu ksiądz Piwowarczyk  zapewne zresztą za radą Sapiehy  postanowił
usunąć się z Krakowa. Wyjechał wtedy na wieś do swego przyjaciela, który był proboszczem
76
w Zebrzydowicach. Kiedy pózniej  Tygodnik został wznowiony i ksiądz Piwowarczyk znów
zamieszkał w Krakowie, zgłosiłem się do niego, proponując, aby wrócił do redakcji, ale miał
wówczas dość sceptyczny stosunek do nowej sytuacji i wolał trzymać się na uboczu. Nie był
może pewien, czy nasza linia jest słuszna, ale ponieważ uważał nas za ludzi uczciwych i kie-
rujących się pobudkami ideowymi, nigdy się od pisma nie odciął. Zasilał nas zresztą pózniej
swoimi tekstami, z których ostatni ukazał się na pół rok przed jego śmiercią w 1959 roku Do
końca utrzymywaliśmy też bliski kontakt. Nieraz chodziłem do niego, radziłem się, jak postą-
pić. Nigdy nie doszło między nami do ostrzejszych zatargów, ani tym bardziej do zerwania.
 Wróćmy jeszcze do okresu, kiedy  Tygodnika nie było. Jak w roku 1954 albo 1955 wy-
obrażał Pan sobie swoją przyszłość? Czy w dalszym ciągu nie robił Pan żadnych planów? Czy
nie miał Pan żadnych marzeń?
 Może to jest kwestia temperamentu, ale nawet w najtrudniejszym okresie miałem na-
dzieję że  Tygodnik się odrodzi, że prędzej czy pózniej go odzyskamy. Tymczasem starałem
się jakoś zarobić trochę pieniędzy, żeby zapewnić rodzinie byt materialny, a po wtóre  korzy-
stałem z tego czasu dla pracy intelektualnej, przede wszystkim dużo czytając, bo na pisanie
nie bardzo były warunki, kiedy z dnia na dzień szukało się jakichś nowych zajęć. To jednak
nie był okres szlifowania bruków, o którym pisał Tyrmand. Nie miałem natomiast takich
możliwości pracy jak większość moich kolegów, bo nie miałem żadnego zawodu poza dzien-
nikarstwem.
 Czy nadzieje na wznowienia  Tygodnika były po prostu wynikiem Pańskiego ogólnego
optymizmu, czy też wynikały z obserwacji tego, co się działo w Polsce?
 Nie, one nie wynikały z żadnych konkretnych obserwacji tylko po prostu z przekonania,
że sytuacja polityczna zawsze po jakimś czasie się zmienia, że w polityce żadne trendy nie
trwają wiecznie. Po okresach zwiększonego nacisku przychodzi liberalizacja, która znów
ustępuje miejsca przykręcaniu śruby. Złe czasy musiały więc w końcu ustąpić nieco lepszym.
Można to nazwać ostrożnym optymizmem.
 A czy próbowaliście Państwo dyskutować między sobą o przyszłości, czy też staraliście
się tego tematu nie poruszać?
 Rozmawialiśmy na temat aktualnej sytuacji i wydarzeń, jakie miały miejsce, ale nie
przypominam sobie, żebyśmy rozmawiali o przyszłości. Nie byłoby w naszym stylu tworzenie
prognoz czy programów. Mamy założenia ideowe, ale nigdy nie mieliśmy konkretnego, sfor-
mułowanego programu przyszłościowego. Realizujemy nasze założenia na tyle, na ile jest to
możliwe w nieustannie zmieniających się warunkach, które zupełnie od nas nie zależą. To
wystarcza. Dziś zresztą też zupełnie nie wyobrażam sobie przyszłości. Mieliśmy po stanie
wojennym okres ciężki, teraz jest trochę lepiej, otwierają się jakieś perspektywy, ale jak to
daleko pójdzie i jak długo potrwa  tym nie warto sobie nawet zaprzątać głowy. Jesteśmy
dość zaabsorbowani tym, co dzieje się w tej chwili.
 Kiedy się Pan zorientował, że coś się w sytuacji politycznej zmienia?
 Pierwsze sygnały dotarły ze zjazdu KPZR, zaraz potem dotarł do nas głośny referat
Chruszczowa. Nieco pózniej ukazał się  Poemat dla dorosłych Ważyka. To już były bardzo
konkretne sygnały zapowiadające zmiany w kierunku.
 W 1956 roku, jeszcze przed Pazdziernikiem, zaczęliście Państwo pisywać w prasie. Czy
przerwanie kilkuletniej absencji (tylko Pani Morstinowa współpracowała wcześniej z  Prze-
krojem ) oznaczało pogodzenie się Państwa z nieistnieniem  Tygodnika , czy też było po
prostu próbą użycia bocznych drzwi, przez które sprawa pisma mogła dostać się na arenę pu-
blicznÄ…?
 Była to po prostu próba powrotu na scenę publiczną. Na fali narastającej odwilży nasi
znajomi czy nawet przyjaciele z prasy rządowej, którzy uważali, że odebranie nam  Tygodni-
ka i przekazanie go PAX-owi było niesprawiedliwością, zwrócili się do nas z propozycjami
77
nawiązania współpracy  dopóki nie odzyskamy własnego pisma . Nieraz korzystaliśmy z tych
ofert, bo uważaliśmy, że jest to krok do reaktywowania  Tygodnika . I tak rzeczywiście się
stało, bo w  %7łyciu Warszawy , w którym ja sam ogłosiłem wcześniej jakiś artykuł, ukazała
się nasza, podpisana przez dwadzieścia kilka osób, popierająca Gomułkę deklaracja, która
zasadniczo wpłynęła na oddanie nam pisma.
 Ta deklaracja była pierwszym aktem kształtującego się szerszego frontu inteligencji ka-
tolickiej. Zrodowisko  Tygodnika  mimo licznych odwiedzin w salonie Pani Morstinowej,
mimo nawet pewnej famy, jaka wokół Państwa narosła  było jednak stosunkowo nieliczne i
w zasadzie ograniczone do Krakowa. Deklarację natomiast podpisało już przeszło dwudziestu
intelektualistów, w znacznej części spoza Krakowa. Było to środowisko, które miało nieba-
wem powołać KIK-i i ruch  znakowy . Jak ono powstało?
 Tych wszystkich ludzi, którzy podpisali wspólną deklarację, znaliśmy już wcześniej i
większość z nich współpracowała z  Tygodnikiem zanim nam go odebrano. Nie była to więc
żadna koalicja ad hoc, nie dokonywaliśmy jakiegoś spektakularnego rozszerzenia frontu. Po-
nieważ chodziło o akt polityczny, mający na celu nie tylko odzyskanie  Tygodnika , ale rów-
nież odcięcie się od Piaseckiego, który opowiedział się przeciwko linii Gomułki, więc zaan-
gażowaliśmy w tę sprawę także grupę naszych starych przyjaciół z Warszawy i KUL-u.
 Po raz pierwszy pojawili się wówczas wśród Państwa frondyści z PAX-u: Tadeusz Ma-
zowiecki i Janusz Zabłocki. Jak doszło do zbliżenia z nimi?
 To nie było tak, żeby oni prosto z PAX-u przyszli do nas z rozwiniętymi sztandarami.
Wiedzieliśmy wcześniej, że odeszli od Piaseckiego; też byli w trudnej sytuacji, przez jakiś
czas nie mogli dostać pracy. Mieliśmy do nich zaufanie jako do ludzi kierującymi się pobud-
kami ideowymi, ale nie pamiętam dokładnie, jak doszło do tej wspólnej deklaracji. Zresztą to
już był okres odwilży, kiedy w całej Polsce powstawały najróżniejsze kluby dyskusyjne, więc [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl