[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pory roku już zostały umieszczone w drewnianych
ramach. Po ukończeniu czwartego miały zostać
połączone w rodzaj stojącego ekranu.
Lara niecierpliwym ruchem ręki rozsypała szkło.
Witraż przedstawiający lato był niebiesko-złoty, jak
promienie słońca tańczące na wodzie. Wiosna miała
być delikatniejsza, obiecywać odnowę, odrodzenie.
Dzisiaj nie była zadowolona z efektów swojej
pracy. Zdenerwowana, odeszła od stołu, starając się
przekonać samą siebie, że powód jest taki sam, jak
zwykle. Póki cała praca nie była skończona, połączona
w całość i obejrzana w odpowiednim świetle, nie była
w stanie stwierdzić, czy udało jej się uzyskać zamie-
rzony efekt. W obecnym stadium od końcowego
efektu dzieliło ją jeszcze jakieś sto godzin pracy.
Zwykle oczekiwanie na rezultat cieszyło ją. Ostat-
nio jednak nie tak bardzo. Dwie doby temu Daniel
wyjechał, a ona nie była w stanie skupić się na pracy.
Próbowała przycinać szkło. Każdy odgłos cięcia przy-
prawiał ją o dreszcz, każdy ruch był nie na miejscu.
Kiedy rozbiła taflę drogiego kryształu, dała za wy-
granÄ….
Owijanie brzegów szkła miedzianą taśmą okazało
się z kolei zbyt monotonne. Jej myśli mogły wtedy
bez przeszkód analizować każdy niuans zawarty
W ogniu namiętności 147
w słowach Daniela i własnych odpowiedziach. Po-
winna była przewidzieć, co się święci, powinna lepiej
pokierować sytuacją, powinna zachować zimną
krew!
Podniosła się i zaczęła przechadzać po pracowni,
od balkonu wychodzÄ…cego na salon w dole, do okien.
Michael i Toddie przygotowywali łódkę. Najwyraz-
niej chcieli złożyć kolejną wizytę ciotce Teal.
Shelly królowała na pomoście, na metalowym
leżaku, ze szklanką soku w ręce i bezprzewodowym
telefonem na kolanach. Telefonowała pod jakimkol-
wiek pretekstem do męża, do koleżanek, z którymi
dzieliła się swoimi spostrzeżeniami i których porad
nieuważnie wysłuchiwała. Czasami też odbierała
jakąś wiadomość dla Lary, ta zaś ignorowała je
wszystkie, gdyż nie pochodziły od Daniela. Pomiędzy
kolejnymi rozmowami telefonicznymi Shelly pokrzy-
kiwała na dzieci, wypytywała siostrę o jej życie
osobiste lub skarżyła się, że egoizm męża skazuje ją na
życie tak daleko od cywilizacji.
Mimo iż była przekonana, że nie powinna spoty-
kać się z Danielem, Lara chciała znalezć się w Nowym
Jorku. Chciała umieścić Shelly i jej synów gdziekol-
wiek, gdzie zechciano by ich przyjąć najlepiej u jej
męża, ale ojciec w ostateczności też by się nadawał
a potem zjawić się na progu mieszkania Daniela
i zaoferować mu kompromis.
Po tych dwóch długich dniach doszła do wniosku,
że właściwie to nie miłości się obawiała. Od dawna
przecież kochała Daniela choć wcześniej sobie tego
nie uświadamiała i udało jej się, póki co, zachować
148 Carrie Alexander
własną osobowość. Nie chodziło zatem o miłość, lecz
o małżeństwo. Tak. Małżeństwo. To była granica.
Póki Daniel nie zrobi czegoś głupiego, jak kupienie
pierścionka, mogło im się udać. Mogli być razem.
Mogli się kochać, ale żadnych ślubów. Absolutnie.
Sama nie wiedziała, czy to w ogóle miało jakiś sens,
czy też próbowała jedynie usprawiedliwić swojąsłabość,
którajuż ją doprowadziła do wewnętrznej kapitulacji.
Dotknęła dłonią szyby. Shelly nakładała Toddiemu
pomarańczowy kapok. Chyba wybierali się na dłuż-
sza przejażdżkę.
Następnego dnia pracownię wypełniły dzwięki
,,Wiosny w Appalachach Aarona Coplanda. Podjęcie
decyzji co do Daniela pozwoliło Larze wreszcie skon-
centrować się na pracy. Krążyła dokoła stołu jak ćma,
układając kolorowe kawałki szkła na właściwych
miejscach. Czuła rosnącą przyjemność. Setki ostrych
krawędzi i łagodnych krzywizn układały się w perfek-
cyjny wzór.
Odsunęła się od kompozycji i pozwoliła sobie na
westchnienie ulgi. Gdyby miłość była tak łatwa jak
projektowanie witraży!
Usłyszała pukanie do drzwi.
Hej zawołała Shelly tak radośnie, że nie było
wątpliwości, iż jej popołudniowy telefon do męża był
niezwykle udany. Może jednak da się jakoś uratować
to małżeństwo. Lara, mam dla ciebie niespodziankę!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]