[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Co.mam tu jeszcze do roboty? - spytał, wchodząc z tupaniem do pracowni
Cadfaela. - Ten mróz wszystko zatrzymał. Nie da się orać ani kopać w taki dzień jak ten. Tym
bardziej kopiować pisma - dodał na myśl o zdrętwiałych palcach w skryptorium usiłujących
wypełnić inicjał cennym złotym listkiem czy choćby napisać niezachwianą linijkę. - Jeszcze
się trudzą, nieboracy. Machanie szpadlem czy toporem przynajmniej rozgrzewa. Może
nałupię trochę szczap do piecyka? Na szczęście trzeba nam ognia do twoich wywarów, bo
byśmy byli sini i sztywni jak ci przepisywacze.
W taki dzień jak dziś wcześniej rozpala się ogień w o - grzewalni - powiedział
spokojnie Cadfael - i kiedy nie mogą już oni utrzymać prosto pióra czy pędzelka, wolno im
przerwać pracę. Ty już skończyłeś całe kopanie tu za murami i przycinanie także, nie musisz
więc czuć się winny, jeśli choć raz posiedzisz bezczynnie. Albo możesz się zwrócić do tych
moich tajemnic, jeśli masz ochotę. %7ładna nauka nie jest daremna.
Benet był gotów spróbować wszystkiego. Podszedł bliżej, zerkając ciekawie na to, co
Cadfael mieszał w kamiennym garncu na ruszcie z boku piecyka. Tu sam na sam z Cadfaelem
był całkiem swobodny i pozbył się tego przelotnego niepokoju i rozdrażnienia, które
przyćmiły żywość jego usposobienia w dzień Bożego Narodzenia. Ludzie umierają, a ludzie
myślący widzą cząstkę własnej śmierci w każdej, która się do nich zbliży, ale młodzi szybko
dochodzą do siebie. A kimże w końcu był ksiądz Ailnoth dla Beneta? Jeśli zrobił mu
uprzejmość, pozwalając, żeby tu przybył z ciotką, otrzymał w zamian chętne usługi chłopca w
tej podróży, a to uczciwa wymiana.
Czy odwiedziłeś panią Hammet wczoraj wieczorem? spytał Cadfael,
przypominając sobie inne możliwe zródło trosk. - Jak się ona czuje?
Jeszcze posiniaczona i wstrząśnięta - odrzekł Benet ale ma twardy charakter, i
da sobie radÄ™.
Czy sierżanci nie męczyli jej za bardzo? Hugo Beringar jest już w domu i
będzie chciał usłyszeć wszystko z jej własnych ust, ale ona nie musi się tym martwić. On już
słyszał, jak to było, wystarczy, że ona mu to powtórzy.
Byli dla niej uprzejmi - powiedział Benet. - Co przyrządzasz?
Był to duży garniec i bulgotała w nim cicho spora ilość wonnego brunatnego płynu.
Syrop na kaszel i przeziębienie - wyjaśnił Cadfael. - Będziemy go
potrzebowali lada dzień i to dużo.
Z czego się on składa?
Z mnóstwa rzeczy. Z wawrzynu i mięty, podbiału, szanty, dziewanny,
gorczycy, maku - dobrych na gardło i piersi - a mały łyk mocnego likworu, jaki destyluję, też
nie zaszkodzi w takich przypadkach. Ale jeśli chcesz popracować, podnieś ten duży
mozdzierz... tak, tam! Te sine od mrozu ręce, których tak ci było żal... jakoś temu zaradzimy.
- Odmrożenia zawsze były zimowym nieprzyjacielem, a dodatkowa ilość maści nie zaszkodzi.
Zaczął wydawać szybkie polecenia, wskazując potrzebne mu zioła, zmuszając Beneta do
wspinania się po niektóre i pospiesznego przesuwania wiszących pęków, żeby dostać się do
innych. Chłopakowi sprawiało to przyjemność i w podskokach wykonywał polecenia. - Ta
mała waga, tam, z tylu półki - wystaw ją, a kiedy już tam jesteś w rogu, odważniki są w
pudełku obok. Aha, i jeszcze, Ninian... - powiedział Cadfael słodko, spokojnie i niewinnie jak
zawsze.
Chłopiec, zaciekawiony i nie mający się na baczności, zatrzymał się i odwrócił na
dzwięk swego imienia, czekając z ochoczym uśmiechem na następne polecenie. I w tej chwili
zamarł, pogodne ożywienie wciąż widoczne w jego twarzy zmieniło się w marmur, uśmiech
zastygł i stał się pusty. Przez długą chwilę patrzyli na siebie, oko w oko, a Cadfael też się
uśmiechał. Krew napłynęła do twarzy Beneta, poruszył się, a u - śmiech, choć czujny, stał się
znów żywy i młody. Milczenie przedłużało się, ale to chłopak przerwał je w końcu.
I co teraz ma się stać? Czy powinienem przewrócić piecyk, podpalić chatę,
zaryglować cię w środku i uciekać, ratując życie?
Bynajmniej - odparł Cadfael. - Chyba że tego chcesz. Mnie na tym nie zależy.
Lepiej postaw tę wagę na tym poziomym bloku i skup się na tym, co mamy robić. A skoro
tam jesteś, ten słój przy okiennicy to psie sadło, przynieś go także.
Benet zrobił to z godnym podziwu spokojem i odwrócił się z gorzkim uśmiechem na
twarzy.
Skąd wiedziałeś? Jak poznałeś nawet moje imię?
Nie próbował już niczego trzymać w sekrecie, a nawet odprężył się w jakimś
przewrotnym zadowoleniu.
Synu, opowieść o twoim wtargnięciu do tego królestwa wraz z innym
narwańcem tak samo szalonym jak ty wydaje się obecnie walutą obiegową, a cały kraj wie, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]