[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie udawaj takiej przyzwoitej, kochanie. Oboje wiemy,
że i ty masz co nieco na sumieniu.
NIEBEZPIECZNA MIAOZ ft 159
- Delia nic nie wie i nie ma prawa się dowiedzieć! -
uniosła się Barb.
Barney zawahał się.
- Muszę ci coś powiedzieć, choć wiem, że ci się to nie
spodoba. Ten bankier, który prał brudne pieniądze, to Fred
Warner.
Barb osłupiała.
- Ten sam, który napastował Delię?!
- Owszem, ale to jeszcze nie wszystko. Fred wściekł się
na Carrerę za to, że go pobił, w związku z czym zerwał
umowę i sprzedał kasyno temu gościowi z Miami, który na
słał mordercę. Oni już wiedzą, że Carrera pracuje dla FBI,
i chcą go sprzątnąć. Prócz mnie i Dunagana, tylko Carrera
zna ich plany przejęcia kasyn na Paradise Island. A jeśli
stracił pamięć, wszystko przepadło.
Barb poczuła, że robi jej się słabo.
- Jest jeszcze coÅ›, prawda?
- Fred jest mściwy - odparł Barney. - Dowiedziałem się,
że wynajął prywatnego detektywa. Nie wiem, w jakim celu,
ale jestem pewny, że na mnie też będzie chciał się zemścić.
W sumie dobrze się stało, że już wcześniej wykryli mój po
datkowy przekręt, bo Fred wydałby mnie bez wahania i miał
bym znacznie poważniejsze kłopoty.
- Czy on może dowiedzieć się wszystkiego o mojej prze
szłości? - zaniepokoiła się Barb. - Mama nie żyje, a nikt
poza nią nie wiedział...
- Ale my wiemy, prawda? - powiedział cicho Barney.
- Może gdzieś są jeszcze jakieś dokumenty. Myślę, że trzeba
się z tym liczyć.
- Trzeba jej było powiedzieć przed laty, po naszym ślubie
- stwierdziła ze smutkiem Barb. - Ona mi nigdy nie wy
baczy.
160 NIEBEZPIECZNA MIAOZ
Barney objÄ…Å‚ jÄ… i przygarnÄ…Å‚ do siebie.
- Po co się martwić na zapas, kochanie? Nie przez takie
kłopoty przeszliśmy wspólnie. Poradzimy sobie.
- Gdyby można było cofnąć czas. - Barb westchnęła,
opierając policzek na ramieniu męża.
- Nikomu się to nie uda. - Barney pocałował ją w czoło.
- Powiedziałaś jej o dziecku? - zapytał cicho.
- Tak, ale chyba sama się wcześniej domyśliła - odrzekła
Barb ze łzami w oczach. - Moja biedna Delia. Ona kochała
tego drania i chciała mieć to dziecko.
- Wiemy coś na ten temat - odparł Barney, głaszcząc ją
po głowie. - Małe dziecko w rodzinie to byłoby coś miłego.
Przypuszczam, że nie powiedziała o tym Carrerze.
- Oczywiście, że nie. Po pierwsze, on jest praktycznie
nierozłączny z tą brunetką, która siedzi przy nim w szpitalu.
A po drugie, i tak nic do niego nie dociera.
- No tak, amnezja. Trudno to sobie wyobrazić. - Barney
westchnÄ…Å‚. - Teraz wszystko spada na mnie i na Dunagana.
- Róbcie sobie, co chcecie, ale proszę, nie mieszajcie już
w to Delii. Słyszysz mnie, Barney? - rzuciła ostro Barb. -
Nie zgadzam się na żadne ryzyko. Już raz omal jej nie straci
liśmy.
- Dobrze wiesz, że nie dałbym skrzywdzić Delii - powie
dział Barney ze smutnym uśmiechem. - Nie przyszło ci nig
dy do głowy, że popełniliśmy tragiczny błąd? Oczywiście
twoja matka też miała w tym swój udział, ale nie musieliśmy
jej słuchać.
- Wtedy było już za pózno.
- To była głównie moja wina.
- Ja nie byłam lepsza. Tak bardzo cię kocham - wyszep
tała. -I zawsze powtarzam, że było warto!
- Ja też tak myślę, kochanie. - Barney pocałował żonę.
NIEBEZPIECZNA MIAOZ 161
- Nie możemy już nigdy więcej narażać Delii na takie
cierpienia.
- Zrobię, co się da, żeby tego uniknąć. Nie uważasz, że
lepiej byłoby powiedzieć jej prawdę o przeszłości?
Barb pokręciła głową.
- Nie, póki nie będę zmuszona.
- Wobec tego trzeba będzie uważać na Freda. Chodzmy
coś zjeść, póki Delia śpi. Umieram z głodu. Tu gdzieś musi
być bufet.
Barb poszła za mężem i dopiero pózniej uświadomiła so
bie, że nie powiedział jej, kim jest Dunagan.
Marcusowi tępy ból rozsadzał czaszkę. Swój skromny
udział w tym miała też Roxanne Deluca, która nie odstępo
wała ani na chwilę jego łóżka. Nie poznał jej, ale ona go
poinformowała, że są zaręczeni. Zauważył pierścionek na
serdecznym palcu jej lewej ręki.
- Czym się zajmuję? - zapytał. Jego własny głos docierał
do niego jakby poprzez grubÄ… warstwÄ™ waty.
- Masz hotele i kasyna na całym świecie - odparła. - Ro
bisz interesy z moim ojcem.
- NaprawdÄ™? Co to za interesy?
Obrzuciła go taksującym spojrzeniem.
- Pózniej ci powiem.
Marcus chwycił się za głowę. Mdliło go i pulsowało mu
w skroniach.
- Jak tu trafiłem?
- Poślizgnąłeś się na schodach w kasynie i uderzyłeś się
w głowę- skłamała.
- Czy jestem niezdarÄ…?
- Na ogół nie.
- Chce mi się spać.
162 NIEBEZPIECZNA MIAOZ
- Wobec tego śpij, najdroższy - zaszczebiotała. - Kiedy
się obudzisz, będę przy tobie.
- To dobrze - wymruczał.
Posiedziała przy nim, póki się nie upewniła, że zasnął,
a potem wyszła na korytarz i wyjęła z torebki komórkę.
- Tato? - powiedziała. - On jest w szpitalu i nic nie pa
mięta. Nie, nie udaje. Jestem pewna, pytałam doktora. Mo
żesz mówić, co zechcesz, a on i tak nie będzie mógł niczemu
zaprzeczyć. Szkoda, bo jest nawet dość atrakcyjny. Wiem,
tato. Nie jestem mięczakiem. Możemy go bez trudu zlikwido
wać. Daj mi znać, gdzie i kiedy, a ja go tam dostarczę, gdy
będziesz miał kogoś, kto wykona tę robotę. Tylko proszę, tym
razem niech to będzie dobry fachowiec. Będziemy w konta
kcie. Ciao, papa!
Rozłączyła się i wróciła do pokoju Marcusa. Barb otwo
rzyła ostrożnie drzwi poczekalni i sprawdziła, czy brunetka
zniknęła, po czym szybko przemknęła do pokoju Delii. Miała
mężowi do przekazania ciekawą wiadomość.
Następnego dnia Delię spotkała niespodzianka. W drzwiach
szpitalnego pokoju stanęła Karen Bainbridge z olbrzymim bu
kietem egzotycznych kwiatów, związanych wstążką.
- Tak się cieszę, że oboje z tego wyjdziecie - powiedziała
Karen. - Ogromnie mi żal Marcusa. To okropne stracić
pamięć.
Delia uśmiechnęła się blado.
- Mnie też go żal, ale przynajmniej żyje. Proszę, niech
pani usiÄ…dzie.
- Nie ma tu twojej siostry? - zainteresowała się Karen.
- Pojechała z Barneyem do hotelu, żeby mi przywiezć
świeżą bieliznę - odparła Delia. - Myślałam, że już dziś mnie
wypiszą, ale lekarze chcą mnie zatrzymać do jutra.
NIEBEZPIECZNA MIAOZ 163
- Co z tobą? W porządku? - zapytała zatroskana Karen.
- W zasadzie tak. Były tylko pewne drobne... komplika
cje. - Nie chciała opowiadać tej miłej starszej pani o poronie
niu.
Karen obrzuciła ją wnikliwym spojrzeniem.
- Powiedziałam Marcusowi, co dla niego zrobiłaś. On cię
w tej chwili nie pamięta, ale był zdumiony i wdzięczny, że
dla niego ryzykowałaś własne życie. Chciałam zostać z nim
dłużej, ale ta kobieta jest bardzo zaborcza. Dopiero kiedy
przyszedł pan Smith, usunęła się i przestała wtrącać.
- Pan Smith?
Karen pokiwała głową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]