[ Pobierz całość w formacie PDF ]
go zlał, że aż ropa z dziobów po ścianach pryskała. %7łal było patrzeć. Chociaż to
wredny gówniarz, kropka w kropkę tatuś. Przed tą historią nachodził dziewczyny,
jak ojciec wyjeżdżał. Wąs mu się jeszcze nie sypnął, a o takie rzeczy się dopomi-
nał, że sama Dunne rumieńcem się oblewała. Wy wszyscy tacy, Debren? Zostaw
w spokoju ten rękaw.
Nie wiem, czy wszyscy. I nic nie poradzę, że chłopaki jak świat światem
zawsze biegają nad rzekę, żeby dziewczęta w kąpieli podglądać. Masz więcej ta-
kich pytań?
Nie złość się. To te drzwi.
Drzwi były zamknięte na klucz, ale klucz leżał schowany na belce nadproża.
Lenda włożyła go do dziurki lekko promieniującego magią zamka i bez prze-
sadnej dbałości o to, by Debren nie zrozumiał, wyszeptała odpowiednią formu-
łę. Zamek ustąpił z nieprzyjemnym chrzęstem. Weszli, puszczając przodem kulę
świetlną. Niepotrzebnie, bo jak w łazni były tu pod stropem zaciągnięte błonami
okienka. Debren bezwiednie zgasił kulę. Wpatrywał się z niedowierzaniem w sto-
jące pośrodku ni to łoże, ni to obity miękką wykładziną stół, na którym leżała
kredowo blada kobieta.
Pod niewielką chustą, osłaniającą piersi i brzuch, musiała być naga. Miała po-
malowane paznokcie na rękach i nogach, parę bransolet, starannie ułożone włosy
barwy miedzi. W słońcu musiały raz po raz połyskiwać złotawy mi iskrami, ale
teraz wydawały się niemal czarne. Pewnie dlatego, że bladą z samej natury skó-
rę skrupulatnie natarto śnieżnobiałym pudrem. Miał zamaskować plamy opadowe
i tłuste konserwanty.
Kobieta, dwudziestoparoletnia, była martwa. Od dawna.
To Estrenka?
Co? Dlaczego Estrenka? Lenda zamrugała rzęsami i dopiero teraz zwró-
cił uwagę, że są to gęste, długie rzęsy, nie brzydsze od tych, jakie miała leżąca na
postumencie dziewczyna. Nie żartuj, Debren. Uneborga to najpiękniejsza ko-
bieta, jaką oglądało to miasto, a ta stajenna dziewka Estrenka ma wdzięk Aaciatki.
Wzięli ją na dwie niedziele hajducy rzeczni, co z łupem od morza wrócili i nie
wiem, czy jeszcze do nas zawita. Jak wytrzezwiejÄ… i na oczy przejrzÄ…, to kto wie,
czy za burtę nie cisną. Nie, Debren. Ta tutaj to Uneborga. Tancerka. Zabawiała
61
gości, tańcząc i stopniowo szaty zrzucając. I wierz mi: dobra w tym była. Czasem
aż sama żałowałam, że mnie Bóg dziewczyną stworzył. Zliczna była, taka. . . no. . .
Marnowała się tu u nas.
Debren zerknął do góry. Ze stropu, nieznacznie połyskując w pasemkach sła-
bego światła, opadały roje drobin kurzu. Nie było przeciągu, który usprawiedli-
wiałby ten nagły ruch. Ale nie było też nikogo trzeciego. Po prostu wraz z Lenda
zakłócili pole magiczne strzegące wnętrza przed intruzami.
Podszedł bliżej łoża, dotknął łokcia leżącej. Tak jak podejrzewał, zwłoki nie
były ani za bardzo sztywne, ani za Bardzo zimne.
A teraz? Spojrzał z troską na Lendę, zastanawiając się, kiedy pęknie
pancerz, za którym się kryła, i czy nie przyjdzie mu jej cucić. Ta druga dziewczy-
na na górze, poparzona, mimo wszystko tak nim nie wstrząsnęła. W tej piwnicy,
w twardym dziwacznym łożu i stojących obok lichtarzach było coś przejmujące-
go, nieskończenie smutnego.
Teraz? Teraz. . . się nie marnuje. Przełknęła ślinę. Jak widzisz.
Chcesz powiedzieć. . . nie dokończył. Pięknie. Pięknie, Lenda.
Co się na mnie gapisz? Intuicja jej to chyba podszepnęła, bo z oczami
umykała, jak mogła. Ja tu z gnijącą nogą trafiłam; obrzynać mi ją mieli. %7łeby
nie lichwa od Dunne, jej złoto na najlepszych medyków. . . Kontrakt mamy spi-
sany. Uczciwy kontrakt. Firma nogę mi lewą od uda daje, ja firmie swoje usługi.
Wycofać się mogę, ale wtedy nogę Różowemu Królikowi ostawić muszę. O tym
Suswok mówił.
Koło na piersi nosisz. Wiesz, że to grzech wskazał zwłoki.
Już ci mówiłam, że dobrą niewiastą nie jestem. A z tego tutaj grzechu
ostrożnie dotknęła dłoni Uneborgi wyspowiadałam się. Dwanaście klepsydr
klęczenia na grochu, postu po dwa dni przez sześć kolejnych niedziel, modlitw
nie licząc. Ciekawam, ile by temu dał, który ją sobie zamówił.
Kto?
Kto spowiadał? upewniła się. Ano ten przypalony mnich, co Pir-
rendem do pogan spłynął, jeszcze po śmierci na bożą chwałę plugawców swymi
trupimi jadami podtruwać. Dunne mi do niego iść kazała. Głupia nie jest, wie, jak
się katu wywijać. O Unebordze my dwie jeno wiemy, no i balsamiarz, co ją spra-
wiał. Wielki pieniądz z tego będzie. Inaczej nie nadstawiałaby karku. Suswok sam
by ją rozszarpał, gdyby wiedział. Z Unki może by skorzystał, jak już tu gotowa
do użycia leży, ale Dunne dałaby gardło. Ja pewnie też.
Debren przysunął bliżej lichtarz, wyjął z woreczka krzesiwo, jednym uderze-
niem, samą tylko iskrą, bez korzystania z hubki, przypalił świecę. Mógł czystą
magią ale tak było łatwiej.
Rzuć to, dziewczyno. Też nie patrzył na Lendę. Dobre rady łatwo da-
wać. To miejsce brudzi. Nie mogłaś poszukać innego lichwiarza?
Nie zrozumiesz tego. Tutaj. . . tu majÄ… Å‚azniÄ™.
62
Przypalił pozostałe świece od pierwszej. Zasada minimalnego wysiłku, pierw-
sza, jaką wbija się do głowy smarkatemu kandydatowi na czarodzieja. Potem
przychodzi tysiąc innych, więc wielu zapomina o tej pierwszej, lekceważy. On
pamiętał i stosował. W pracy, ale i w życiu.
Zostawmy to, masz swoje lata, wiesz, co robisz. Jak umarła Uneborga?
Najgorzej jak mogła. Najpierw rano, w katedrze na kazaniu, o czystości
była mowa. Często jest, ale nieczęste tego samego dnia. . . No, krótko mówiąc,
ksiądz tu do nas wpadł, grzeszników zgromił, co się też zdarza, a potem Unka
tańczyć zaczęła i na oczach ludzi. . . Straszne to było, Debren. Jak ona krzycza-
ła. . . Na początku nikt nie wiedział, w czym rzecz, dopiero jak jej się włosy palić
zaczęły, to się to sprośne bydło do drzwi hurmem rzuciło. Garniec z piwem chwy-
ciłam, gasić chciałam, ale prawie mnie zadeptali.
Włosy? To peruka? zdziwił się Debren, ostrożnie dotykając bogactwa
miękkiej miedzi, ze smakiem upiętej szpilkami. Lenda zaczerwieniła się, pierw-
szy raz bez żadnych wątpliwości. Otworzyła usta, zamknęła, znów zaczęła otwie-
rać. A. . . rozumiem. No tak.
Znów nie patrzyli na siebie. A jednak spotkali się po przeciwnych stronach
stołu dokładnie tam, gdzie kończył się tułów i zaczynały nogi Uneborgi. Lenda
zaczęła obgryzać skórkę przy kciuku. Debren dziwnie niezdecydowanie ustawiał
lichtarz to tu, to tam.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]