[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mógł się doczekać, kiedy Peter, jego wielki przyjaciel, zamieszka wreszcie
w sąsiedztwie. Ale najpiękniejsze było, że Peter miał dwoje dzieci. Z
pewnością będą równie miłe jak senor. Manuel wyobrażał już sobie, jak
będzie im pokazywał wszelkie ciekawe rzeczy, jakich tu nie brakowało.
- Dzieci będą potrzebować twojej pomocy - zgodziła się z nim Joanna. -
Do tej pory zawsze mieszkały w dużym mieście i chodziły do szkoły z
wieloma setkami dzieci...
- Musisz skręcić w prawo! - przerwał jej Manuel. - Tędy można dojechać
prosto do budynku, a gdybyś chciała dotrzeć z drugiej strony, musiałabyś
się męczyć na strasznie wyboistej drodze. - Nagle chłopiec zmarszczył
czoło. - To jednak dziwne - mruknął. - Nie widać żadnego samolotu i żaden
też jeszcze nie wylądował.
Manuel miał rację. Na błękitnym niebie widać było kilka pierzastych
chmurek, ale ani śladu samolotu. Nawet warkot silnika nie zapowiadał, żeby
się coś zbliżało.
RS
89
Joanna zastanowiła się chwilę, lecz w końcu postanowiła raz jeszcze
obejrzeć dom od środka. Zatrzymała się w cieniu drzew Jozuego i kazała
swoim pasażerom wysiadać.
- No to jak, wejdziecie ze mnÄ…?
Manuel posadził sobie Yogiego na ramieniu i ruszył za nią po
wydeptanych bocznych schodach do budynku. Nagle zatrzymał się.
Joanna obejrzała się i ze zdumieniem spostrzegła, że chłopiec zawrócił.
- Co jest, Manuelu? - spytała.
Chłopiec popatrzył za siebie przez ramię, i Joanna z lekką irytacją
spojrzała mu w okrągłą twarz. Dlaczego tak się promiennie uśmiechał?
Mimo najszczerszych chęci nie potrafiła się domyślić powodu.
- Och, chciałem tylko, myślałem... że zejdę do strumienia - wyjaśnił z
uśmiechem. - Znam miejsce, gdzie zawsze są jaszczurki. Możesz przecież
wejść beze mnie. Przyjdę, kiedy zobaczę samolot.
Wyglądało na to, że bardzo mu się śpieszy. No cóż, pomyślała Joanna
uśmiechając się w duchu, któż to wie, co dzieje się w takim małym chłopcu!
Jak go znała, z pewnością wytropi gdzieś jakiegoś legwana albo nadrzewną
jaszczurkę. A potem jej przyniesie, żeby podziwiała. Za chwilę jednak
zdziwiła się po raz drugi. Manuel podbiegł bowiem błyskawicznie do jeepa,
wlazł do środka i równie szybko schował coś w kieszeni spodni.
- Manuelu! - zawołała. - Zechciałbyś mi zdradzić, co zabrałeś z wozu?
- Swój scyzoryk, cóżby innego? - oświadczył z miną niewiniątka.
Wdrapał się jeszcze raz do jeepa, by wyciągnąć plastikową torbę, do
której mógłby schować swoje skarby". Następnie ruszył pędem,
najszybciej jak to było możliwe z Yogim na ramieniu, do łożyska
strumienia, w którym o tej porze roku ciekła jedynie wąska strużka.
Joanna wzruszyła ramionami i popatrzyła za nim z uśmiechem. Mali
chłopcy byli jedyni w swoim rodzaju. Dlaczego Manuel miałby się zresztą
interesować problemami Marjorie McBride?
Przypomniała sobie, że podczas rozmowy z Manuelem słyszała jakieś
auto, które przypuszczalnie jechało szosą. Myliła się, czy rzeczywiście
przystanęło? Nie słyszała, żeby warkot silnika oddalał się w innym
kierunku. Czyżby to był Cromwell? Tak czy owak wkrótce się okaże. Z
pewnością nie będzie miał nic przeciwko temu, że rozgląda się już w
przyszłym domu Petera i Marjorie.
Przyszła siedziba McBride'ów była podłużnym budynkiem w stylu
hiszpańskim w kształcie litery L. Joanna oceniała, że dom ma co najmniej
sto lat. W niektórych miejscach kryty dachówką dach trochę się zapadł, a
część okien była w nędznym stanie, ale poza tym dom sprawiał bardzo
RS
90
solidne wrażenie. Peter będzie musiał co prawda włożyć kupę forsy we
wszelkie naprawy, lecz potem będzie miał z rodziną dom, z którego można
być dumnym.
Kiedy znalazła się w środku, zauważyła, że John Cromwell zaczął już
renowację budynku. W kuchni położone były nowe flizy. Starano się
ograniczać zmiany, żeby zachować jak najwięcej z pierwotnego wyglądu.
Został na przykład zbudowany z cegieł kominek, a ciemne dębowe belki
jedynie oczyszczono i pociągnięto bejcą.
Obok kuchni był nowocześnie urządzony prysznic. Joanna poszła dalej
korytarzem i otworzyła drzwi do ogromnego salonu. Również tutaj był
kominek. - W innym skrzydle budynku znajdowało się pięć pomieszczeń,
które służyły prawdopodobnie za sypialnie, duża łazienka oraz kilka
natrysków. Na samym końcu weszła do dużego jasnego pomieszczenia,
którym Peter z pewnością będzie zachwycony. Nadawało się idealnie na
studio.
Duże dwuskrzydłowe drzwi otwierały się na taras z dachem
podtrzymywanym przez kolumny. Ceglana podłoga tarasu była zwietrzała, a
w szczelinach pieniła się trawa, lecz niewielkim nakładem pracy Peter mógł
zrobić z tego wspaniałe miejsce do siedzenia na świeżym powietrzu. Widok
był cudowny. Oko wędrowało bez przeszkód przez pagórkowaty krajobraz
aż po odległe góry.
- Doskonale - powiedziała na głos - doskonałe miejsce. Peter będzie
zachwycony...
Słowa zamarły jej na ustach. Ktoś wszedł do domu. Słyszała zbliżające
się kroki, lecz sądząc po odgłosach nie mógł to być Manuel. Dziwne!
przebiegło jej przez głowę, ale zaraz przypomniała sobie o aucie, które
słyszała wcześniej. Oczywiście, to Mr. Cromwell, pomyślała i odwróciła się
ku drzwiom. Serce na moment przestało jej bić, kiedy znalazła się oko w
oko z Jayem Cliftonem.
- Co ty tu robisz? - zapytali obydwoje niemal równocześnie.
Joannie w jednej chwili łuski spadły z oczu. Manuel widział
nadjeżdżający samochód - a może go tylko słyszał - lecz od razu wiedział,
do kogo należy! W tym samym momencie uświadomiła sobie także, że nie
ma sensu uciekać i odjechać jeepem. W stacyjce nie było kluczyków! Mały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]