[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyniosła mi niezmierzoną radość. Mogę Ci szczerze wyznać, że nie wpłynęła do nas podobna
prośba od żadnego z uczonych, dorównujących Ci sławą i osiągnięciami.
Oczywiście, pomyślał Leyel. Przecież nie ma innego uczonego o mojej pozycji, z wyjątkiem
samego Hariego, no i może Deet, kiedy opublikuje już swoją aktualną pracę. W każdym razie nie
mamy sobie równych według norm, które Hari i ja zawsze uznawaliśmy. Hari stworzył nauką
psychohistorii, ja przetworzyłem i ożywiłem dziedzinę originizmu.
A mimo to ton listu Hariego nie był właściwy. Przypominał... pochlebstwa. Właśnie. Hari
chciał złagodzić cios. Leyel bez czytania wiedział, co znajdzie w następnym akapicie.
Niemniej jednak, Leyelu, muszę odpowiedzieć odmownie. Fundacja na Terminusie ma za
zadanie zbieranie i przechowywanie wiedzy. Dziełem Twego życia jest jej poszerzanie. Jesteś
przeciwieństwem badaczy, jakich potrzebujemy. O wiele lepiej będzie, jeśli zostaniesz na Trantorze,
by kontynuować swoje bezcenne studia, gdy mniejszego kalibru mężczyzni i kobiety odejdą na
wygnanie na Terminusa.
Szczerze oddany
Hari
Czy Hari wyobrażał sobie, że Leyel jest tak próżny, by czytać te pochlebne słowa i puszyć się z
zadowolenia? Czy myślał, że Leyel uwierzy, iż taki jest prawdziwy powód odrzucenia jego prośby?
Czy Hari Seldon mógł tak zupełnie nie znać przyjaciela?
Niemożliwe. Hari Seldon znał się na ludziach lepiej niż ktokolwiek w Imperium. Owszem,
jego wielkie dzieło, psychohistoria, zajmowało się wielkimi masami ludzkimi, populacjami i
prawdopodobieństwami. Ale zainteresowanie społeczeństwami brało się u Hariego z przychylności i
zrozumienia dla pojedynczych ludzi. Poza tym byli przyjaciółmi od dnia, gdy Hari pierwszy raz
zjawił się na Trantorze. Czy to nie grant z Fundacji Naukowej Leyela sfinansował większą część jego
początkowych badań? Czy w tamtych dniach nie prowadzili długich rozmów, nie przerzucali się
ideami, nie pomagali sobie wzajemnie w precyzowaniu myśli? Owszem, nie widzieli się już
prawie... ile? Pięć lat? Sześć? Ale przecież są dorosłymi ludzmi, nie dziećmi. Nie potrzebuj ą
ciągłych odwiedzin dla podtrzymania przyjazni. A to nie był list, jaki prawdziwy przyjaciel wysłałby
Leyelowi Forsce. Gdyby nawet - choć to wątpliwe - Hari Seldon naprawdę chciał mu odmówić, nie
sądziłby nawet przez chwilę, że Leyel zadowoli się takim listem.
Z pewnością Hari Seldon wiedział, że dla Leyela Forski byłaby to drwina. Mniejszego
kalibru mężczyzni i kobiety", akurat! Fundacja na Terminusie jest dla Hariego tak cenna, że gotów był
zaryzykować śmierć pod zarzutem zdrady, byle tylko uruchomić projekt. To całkiem
nieprawdopodobne, żeby wysłał na Terminusa badaczy drugiej kategorii. Nie, to standardowy list,
wysyłany, by ułagodzić znanych uczonych, nie nadających się dla Fundacji. Hari z pewnością by
wiedział, że Leyel natychmiast to zrozumie.
Istniało tylko jedno możliwe wyjaśnienie.
- Hari nie mógł napisać tego listu - oświadczył Leyel.
- Oczywiście, że mógł - odpowiedziała Deet, szczera jak zawsze.
Wyszła z łazienki w szlafroku i przeczytała mu list przez ramię.
- Jeżeli nawet ty tak myślisz, to naprawdę jestem urażony - rzekł Leyel.
Wstał, nalał sobie kubek peshatu i sączył go wolno. Demonstracyjnie unikał wzroku Deet.
- Nie dąsaj się, Leyelu. Pomyśl o problemach, jakie musi pokonać Hari. Sto tysięcy ludzi do
przerzucenia na Terminusa, większość zbiorów Biblioteki Imperialnej do skopiowania...
- On miał już tych ludzi...
- A wszystko to w sześć miesięcy od zakończenia procesu. Nic dziwnego, że nie widzieliśmy
go prywatnie ani służbowo od jak dawna? Od dziesięciu lat?
- Chcesz powiedzieć, że już mnie nie zna? Wykluczone.
- Chcę powiedzieć, że zna cię bardzo dobrze. Wiedział, że rozpoznasz w tej wiadomości
standardową odmowę. I wiedział, że natychmiast zrozumiesz, co oznacza.
- W takim razie, moja droga, przecenił mnie. Nie rozumiem, co oznacza ta wiadomość, chyba
tylko tyle, że nie sam ją wysłał.
- W takim razie starzejesz się i wstyd mi za ciebie. Będę zaprzeczać, że jesteśmy małżeństwem,
i udawać, że jesteś moim zidiociałym wujem, któremu z litości pozwalam u siebie mieszkać. Powiem
dzieciom, że pochodzą z nieprawego łoża. Bardzo je zasmuci, że nie odziedziczą ani cząstki majątku
Forsków.
Rzucił w nią okruchem grzanki.
- Jesteś okrutną, nielojalną ladacznicą i żałuję, że wyniosłem cię z nędzy i zapomnienia. Wiesz,
że zrobiłem to tylko z litości.
Często się tak przekomarzali. Deet dysponowała sporym osobistym majątkiem, choć
oczywiście skromnym wobec fortuny Forsków. I - formalnie rzecz biorąc - był jej wujem, gdyż jej
macochą była Zenna, starsza przyrodnia siostra Leyela. Wszystko to bardzo skomplikowane. .. Matka
Leyela urodziła Zennę, kiedy była żoną kogoś innego, zanim jeszcze wyszła za ojca Leyela. Dlatego,
choć Zenna otrzymała godziwy posag, nie miała praw do majątku Forsków. Rozbawiony tą sytuacją
ojciec Leyela powiedział mu kiedyś: ,Biedna Zenna. A ty masz szczęście. Moje nasienie spływa
złotem". Los bywa ironiczny, kiedy ma do czynienia z wielką fortuną. Ludzie biedni nie muszą czynić
tak strasznych różnic między dziećmi.
Jednak ojciec Deet wierzył, że Forska to Forska. Kilka lat po ślubie Deet i Leyela uznał, że nie
wystarczy wydać córkę za niezmierzone bogactwo; sobie też powinien wyświadczyć podobną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]