[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wejściu wisi naczyńko z wodą święconą. W każde święto
uczniowie wraz z domownikami odczytują głośno %7ływoty
świętych i śpiewają pieśni nabożne.
Uczniowie opuszczający tę stancję prawie zawsze wstępują do
seminarium.
Inne stancje mają nastrój artystyczny. Słychać tam zawsze gamy i
"egzercycje", wygrywane na fortepianie, skrzypcach i flecie -
niekiedy na wszystkich instrumentach razem. Częstym tam
gościem jest profesor Effenberger, którego energiczne "raz, dwa!..
raz, dwa!..." w letnie wieczory, przy oknie otwartym, rozlega siÄ™
donośnie po pustej uliczce.
Stancji, na których by w szerszym zakresie zajmowano się
czytaniem książek, literaturą, nauką, w miasteczku nie ma. Mały
tam jest jeszcze dostęp i wpływ słowa drukowanego.
Gazety czytajÄ… tylko osoby starsze, i to w liczbie bardzo
ograniczonej. Między młodzieżą krążą w nielicznych, podartych,
wytłuszczonych, zdefektowanych egzemplarzach tłumaczone
powieści Aleksandra Dumas, Eugeniusza Sue i - Pawła de Kock.
Za to w każdej bez wyjątku stancji codziennie o szarej godzinie
drżą ściany i brzęczą szyby od wrzaskliwego chóru:
Pijmy zdrowie Mickiewicza!
On nam słodkich chwil użycza!...
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 117
X. KÄ…piele i katastrofy
Gdyby mieszkańcowi Pułtuska powiedział kto, że są miasta
pozbawione rzek, leżące nad wąskimi, błotnistymi strugami lub
nawet zmuszone czerpać wodę wyłącznie ze studzien - nie
uwierzyłby; uwierzywszy zaś - przeraziłby się.
Czy można żyć bez sąsiedztwa rzeki? Nie widzieć wspaniałych
zachodów słońca, odbijających się w wodzie; nie słyszeć
rytmicznego plusku fal; nie czuć tchnień świeżych, idących od
chłodnej toni; nie móc pływać łodzią, kąpać się o każdej porze
dnia, rzucać na fale wianków i gonić wzrokiem za odpływającymi,
aż w dali błękitnej przepadną - ach! to okropne! Mieszkańcom
Pułtuska nie braknie wody. Narew dwiema odnogami, niby
dwojgiem ramion do uścisku wyciągniętych, opasuje i oplata
miasteczko. Rzeka obmywa mury starego zamku i miejskie
ogrody; wrzyna się w cichą, do przechadzek służącą ulicę, aby
utworzyć przystań spokojną dla berlinek; przepływa środkiem
miasta przegradzajÄ…c falÄ…, a Å‚Ä…czÄ…c mostami dwie jego dzielnice;
obraca koła młyńskie, dzwiga prom, unosi rybackie łodzie i
czółenka.
Obecność rzeki czuje się nieustannie, nawet gdy się jej nie widzi.
Któż to, jeśli nie ona, w chłodne ranki i wieczory nawiewa na
miasteczko mlecznobiałe i opalowe mgły; gdzież, jeśli nie w
płytkich jej zatoczkach, nocami wiosennymi rechoczą żaby tak
głośno, że spracowanym mieszczuchom spać nie dają; skądże, jeśli
nie z jej nurtów, pochodzi to mnóstwo ryb, którymi w dnie
piątkowe zasypane są wszystkie targi! W tych warunkach jakże tu
mogą nie kwitnąć wodne "sporty", rybołówstwo, wioślarstwo,
kąpiele. Uczniowie oddają się im ze szczególną namiętnością,
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 118
poświęcając, zwłaszcza kąpielom, wszystkie odkradzione nauce
chwile.
Kąpią się po trosze wszędzie, jak kaczki - w dwóch wszakże
miejscach pluszczą się ze szczególnym upodobaniem: w bliskości
młynów, gdzie woda posiada porządną głębokość, oraz na Kępie
Wierzbinowej, gdzie drzewa dają cień przyjemny i gdzie są duże
ławice piasku, na których w upał, po wyjściu z kąpieli, można się
wygrzewać na słońcu na podobieństwo jaszczurek.
Rej tu wodzi Kucharzewski, pierwszorzędny pływak, odważny do
bohaterstwa, śmiały, nieustraszony. Jego popisy nieraz dreszcz i
grozÄ™ budzÄ… w patrzÄ…cych...
Wszyscy, co wspólnie z Kucharzewskim nosili w Pułtusku
niebieskie mundurki, zachowali niezawodnie w pamięci jego
słynny "skok śmiertelny" (salto mortale) z koła młyńskiego.
Woda przy młynie jest bardzo głęboka. Mówią, że gdyby ustawić
dziesięciu Kucharzewskich, jednego na drugim, jeszcze by stojący
na szczycie nie sięgnął powierzchni wody. Rybacy nazywają to
miejsce "kotliną" - i w istocie zawsze się tam woda kotłuje, nawet
przy spokojnym zupełnie powietrzu.
Każdy zwykły pływak omija kotlinę z daleka - od czasu
zwłaszcza, gdy kozak, pławiący konia, utonął w niej wraz z
wierzchowcem. Ale co innych odstrasza, Kucharzewskiego
pociÄ…ga. Silny, atletycznie zbudowany, nie tylko nie ucieka przed
niebezpieczeństwem, lecz sam idzie naprzeciw niemu.
Aby zrozumieć dobrze, na czym "skok" Kucharzewskiego polega,
trzeba uprzytomnić sobie kilka szczegółów.
Wiktor Gomulicki
Wspomnienia niebieskiego mundurka 119
Na osi koła młyńskiego są osadzone drewniane, z desek niezbyt
szerokich, skrzydła, zwane w młynarsko - rybackiej gwarze
"pierzydłami". Przez napór wody "pierzydła" podnoszą się w górę
i wykonywają nieustannie powolne obroty nokoło osi. Rozbijana
nimi woda pieni się tworząc silne bałwany i lejkowa te wiry.
Gdy młyn w ruchu, w pobliżu jego koła szumi, wre i białą pianą
bryzga istna otchłań wodna.
Otóż Kucharzewski, po wejściu do wody, lekko, swobodnie,
jednym tylko ramieniem fale rozgarniajÄ…c, zmierza ku owej
otchłani.
Przez pewien czas widać go jak, zalewany pianą, walczy z wirami
i prądem gwałtownym. Zwyciężył wreszcie przeszkody, pod
obracające się koło podpłynął. Lewym ramieniem i lewą nogą
wykonywa ruchy utrzymujące go na powierzchni - prawą ręką
sięga po "pierzydło".
Przypatrujący mu się z brzegu milkną i oddychać przestają. Zdaje
im się, że są świadkami walki człowieka ze smokiem.
Raz, drugi i dziesiąty mokra, wodnymi porostami oślizgła deska
z dłoni mu się wymyka. Widzowie chcieliby, żeby dalszych
wysiłków zaniechał - żeby wszystkiemu dał spokój. Ale on nie
jest z tych, którzy ustępują.
Oto wreszcie udało mu się deskę pochwycić. Przypiął do niej
jedną rękę, potem drugą. Widać mięśnie jego silnie naprężone,
żyły na skroniach i szyi nabrzmiałe, twarz szkarłatną...
Przez chwilę sądzić można, że koło zatrzymał - ale to złudzenie.
On tylko wskoczył na "pierzydło" i siadł na nim skulony jak żaba.
Wiktor Gomulicki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]