[ Pobierz całość w formacie PDF ]
piętnaście tysięcy lat. Gdy wdrapałem się na górę i postawiłem stopy na cudownie trwałej
powierzchni drogi, rwący strumień miał jeszcze dziewięćdziesiąt metrów szerokości i piętnaście
głębokości.
Oparłem się o policyjny samochód, trzęsąc się nieopanowanie, gdy nagle odczułem na sobie
czyjeś intensywne spojrzenie. Na tylnym siedzeniu, wciśnięty między dwóch policjantów,
siedział Howard Matterson z wilczym uśmiechem na twarzy. Wydawało się, że zupełnie oszalał.
Ktoś poklepał mnie po ramieniu.
Niech pan wsiada do środka, zabierzemy pana na dół.
Potrząsnąłem głową.
Jeśli wsiądę, nie powstrzymacie mnie od zabicia tego człowieka.
Policjant spojrzał na mnie w szczególny sposób i wzruszył ramionami.
Jak pan sobie życzy.
Poszedłem powoli drogą w dół zbocza i niespokojnie myślałem, czy zobaczę Clare. Z ulgą
dostrzegłem kilka osób. Powoli, jak we śnie schodzili ze zbocza. Natrafiłem na Donnera. Od stóp
do głowy oblepiony gliną stał patrząc na płynącą w dole wodę. Przechodząc usłyszałem, jak
szepcze do siebie:
Miliony dolarów, miliony dolarów, wszystko stracone! Setki milionów powtarzał
nieustannie.
Bob! Och, Bob!
Odwróciłem się na piętach i za chwilę miałem w ramionach szlochającą i śmiejącą się
jednocześnie Clare.
Myślałam, że zginąłeś powiedziała. Och, kochanie, bałam się, że nie żyjesz.
Uśmiechnąłem się z wysiłkiem.
Matterson jeszcze raz próbował się mnie pozbyć, ale poradziłem sobie.
Hej, Boyd! zawołał Crupper.
Wyglądał raczej na włóczęgę, niczym nie przypominając porządnie umundurowanego
policjanta. Każdy z jego ludzi mógłby go zamknąć za sam tylko wygląd. Wyciągnął rękę,
mówiąc:
Nigdy się nie spodziewałem, że pana jeszcze zobaczę.
To samo myślałem o panu odparłem. Ilu ludzi zginęło?
O pięciu wiem na pewno powiedział posępnie. Jeszcze nie skończyliśmy sprawdzać,
a Bóg jeden wie, co się dzieje w dole rzeki. Ostrzeżenie przyszło bardzo pózno.
Może pan dodać jeszcze dwie ofiary stwierdziłem. Skinner i Burke zginęli. Novak żyje.
Jest mnóstwo roboty powiedział Crupper. Muszę iść.
Nie zgłosiłem się do żadnych prac. Miałem już dość kłopotów i chciałem tylko znalezć się
w jakimś spokojnym miejscu. Clare wzięła mnie pod ramię.
Bob powiedziała chodzmy stąd. Jeśli wejdziemy na górę, powinniśmy znalezć jakąś
drogÄ™ omijajÄ…cÄ… rozlewiska.
Zaczęliśmy się więc powoli wspinać na wzgórze. Zatrzymaliśmy się na chwilę na szczycie,
patrząc na północ ku przełęczy Kinoxi. Wody jeziora Mattersona opadną szybko, odsłaniając
w miejscu zniszczonego lasu bezładne karczowisko. Ale na północy nadal rosną drzewa: las,
w którym ścigano mnie jak dzikie zwierzę. Nie mogłem czuć nienawiści do lasu, bo on przecież
w końcu uratował mi życie.
Wydawało mi się, że widzę w oddali zieleń drzew. Clare i ja straciliśmy razem cztery miliony
dolarów, ponieważ teraz służba leśna w żadnym razie nie zezwoli na całkowity wyrąb. Ale nie
żałowaliśmy. Drzewa zostaną i w miarę jak będą rosły, będzie się je ścinać. W ich cieniu znajdą
schronienie sarny, a z czasem może zaprzyjaznię się z bratem niedzwiedziem, przeprosiwszy go
najpierw, że tak go wystraszyłem.
Clare ujęła mnie za rękę i ruszyliśmy wolno w stronę przełęczy. Do domu było daleko, ale
w końcu doszliśmy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]