[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wiem. - Oddała mu fotografię. - Wygląda tak spokojnie.
Pracowałem
Pensja stażysty nie jest wysoka.
przyszło mi do głowy, kiedy na nią teraz
samo
- To
spojrzałem.
Nie patrzyłem na to zdjęcie od lat, ale zawsze
przede wszystkim miałem wrażenie, że wygląda jak żywa.
- Bo ona nadal żyje w twoim sercu.
Przez chwilę szli w milczeniu. Słychać było tylko chrzęst
ich stóp na ścieżce.
- Cztery tygodnie -
tygodnie pełnego szczęścia.
jakiś prezent.
- Prezent na zawsze?
-
wyszeptał.
- Cztery wspaniałe
Czułem
się tak, jakby dala mi
Tak. Przy Lianie wierzyłem, że mogę stawić czoła
całemu światu. Dla niej byłem wszystkim. Miałem być jej
ojcem... na zawsze.
- I zawsze nim będziesz.
- Wiem. - Przystanął i schował portfel do kieszeni. - Po
jej odejściu życie zaczęło mi się walić. Lonnie winiła mnie o
śmierć córki. Dlaczego jej nie uratowałem? Dlaczego nie
umiałem temu zapobiec? I w ogóle dlaczego umarła? Ale
syndrom nagłej śmierci niemowląt nadal nie jest do końca
zbadany. Oskarżała mnie o niewiarygodne rzeczy.
- Chciała znaleźć winnego. W ten sposób łatwiej jest
uporać się z rzeczywistością.
Skinął głową. W jej oczach dostrzegł wielkie współczucie.
Zwykle nie oczekiwał tego od ludzi. Z rodziną prawie o Lianie
nie rozmawiał. Jednak przy Annie czuł się inaczej.
- Miałem poczucie winy, pogłębione przez oskarżenia
Lonnie. Przez dwa lata staraliśmy się... a przynajmniej ja się
starałem, ratować to małżeństwo. Nic nie skutkowało. Lonnie
nie chciała drugiego dziecka, przynajmniej nie ze mną. W
końcu przepaść między nami stała się głęboka.
Annie nie wiedziała, jak zareagować. Instynktownie
zarzuciła mu ramiona na szyję i przycisnęła usta do jego warg.
Nie był to pocałunek pełen pożądania i namiętności. Była w
nim tylko czysta miłość.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- Twoja rodzina jest niesamowita - stwierdziła Annie,
kiedy ruszyli w drogę powrotną, a jaguar bez wysiłku pożerał
kolejne kilometry.
Hayden roześmiał się, oparł głowę na zagłówku fotela
pasażera i przymknął oczy.
- To był wspaniały dzień.
Czuł się doskonale. Po rozmowie o Lianie miał wrażenie,
jakby wreszcie ktoś zdjął mu z serca wielki ciężar. Annie
umiała słuchać, a kiedy było trzeba, potrafiła udzielić
rozsądnej i logicznej rady. Cenił sobie jej zdanie, nie tylko
jako koleżanki po fachu, ale też jako przyjaciółki.
- Dobrze było wyrwać się na parę dni - zauważyła po
chwili. - Być daleko od szpitala, od wścibskich oczu i
plotkarskich języków. - Wzięła głęboki oddech. - Mieliśmy
okazję, żeby się lepiej poznać.
- Czy to znaczy, że opowiesz mi o swojej rodzime?
Wzruszyła ramionami.
- Nie ma wiele do opowiadania. Jestem jedynaczką.
Ojciec nigdy mnie nie kochał, ponieważ chciał mieć syna, a
macocha, piętnaście lat ode mnie starsza, myśli tylko o
pieniądzach.
- A twoja mama?
-
Zmarła,
sobie bliskie.
kiedy miałam dwadzieścia lat. Nie byłyśmy
- Nie chciała mieć więcej dzieci?
- Po moich narodzinach dziesięć razy poroniła. W końcu
lekarze doradzili jej usuniecie macicy.
Nie, ale nie byli szczęśliwym małżeństwem. Kiedy
mama zmarła, ojciec ożenił się w ciągu pół roku.
- Rodzice się rozwiedli?
-
- Miał dzieci z drugą żoną?
- Nie, chociaż bardzo się starali. Próbowali nawet
zapłodnienia in vitro.
- Można by pomyśleć, że w takiej sytuacji twój ojciec
pokocha swoje jedyne dziecko.
- To nie było dziecko, jakiego pragnął. Zadźwięczał
telefon komórkowy, sygnalizując nadejście wiadomości.
- To mój - stwierdziła Annie. - Leży na wierzchu, w
torebce. Zobacz, od kogo i co pisze - poprosiła.
Wiadomość od Kelly. Chce wiedzieć, jak daleko
-
jesteśmy.
- Odpisz, że właśnie minęliśmy Yackandandah.
- Jak to się pisze?
Annie roześmiała się i przeliterowała trudną nazwę.
Chwilę później przyszła odpowiedź. Kelly prosiła, by
podjechali pod szpital w Bright. Po kilku minutach znaleźli się
na głównej ulicy miasteczka.
- Tam mieszkają Kelly i Matt - objaśniała Annie. - A po
drugiej stronie ulicy mają swoją przychodnię.
- Bardzo to wygodne.
Wkrótce
zaparkowała
samochód
przed
niewielkim
szpitalem.
- Dzięki Bogu, że już przyjechaliście! - zawołała na ich
widok Kelly. - Ty pewnie jesteś Hayden - domyśliła się,
podając mu dłoń na powitanie.
Podniosła z ziemi skrzynkę z ekwipunkiem medycznym i
wskazała na drugą, stojącą obok.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]