[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nii.
 Jeśli  zauważył Matson  będzie sprawny po piętnastoletniej przerwie.
I jeżeli Korporacja Wideofon nie nada instrukcji blokującej z chwilą nadejścia
pierwszych obrazów.  Ale nawet wtedy, przy umiejętnym podłączeniu aparatu-
ry rejestrującej do łączy Wideofonu, był w stanie przechwycić każdy, nawet naj-
krótszy nadchodzący z kosmosu sygnał. Liczył na to, że nim transmisja zostanie
przerwana, otrzyma choć jedno wyrazne ujęcie planety. A że zostanie przerwana,
to nie ulegało wątpliwości.
 Jedno dobre ujecie  powiedział głośno  i będziemy wiedzieć.
 Co będziemy wiedzieć?  zapytała, odstawiając drinka na stojący w po-
bliżu antyczny stolik do kawy ze szklanym blatem.
 Powiem ci, kochanie, gdy je zobaczę.  Podszedł do konsoli łączności
i uruchomił zaprogramowaną wcześniej transmisję. Wzywał w niej człowieka
udającego się na Paszczę Wieloryba do przybycia na swego satelitę. Chciał mu
przekazać osobiście kilka tajnych instrukcji, a wykorzystanie do tego celu wide-
ofonu byłoby równoznaczne z rozgłoszeniem wiadomości wszem wobec.
Zaczął zastanawiać się, czy nie powiedział zbyt wiele Rachmaelowi. Osta-
tecznie jednak w jego fachu nie sposób uniknąć ryzyka. A poza tym Rachmael
zadzwonił z publicznej budki; jak na amatora był to zaskakujący przejaw ostroż-
ności. W dzisiejszych czasach taka ostrożność nie była niczym chorobliwym. By-
ła to cecha jak najbardziej pożyteczna.
Na kolorowym ekranie trójwymiarowego telewizora, wyposażonego w ścież-
kę zapachową, pojawiły się zaokrąglone, jowialne rysy prezydenta kolonii, Omara
Jonesa.
 Wy, ludzie ze starej, zatłoczonej Ziemi  w tle za jego plecami pojawiły
się rozległe na wiele mil połacie otwartego stepu  napełniacie nas zdumieniem.
Dotarły do nas słuchy, że zamierzacie wysłać hiperprzestrzenny statek, który zja-
wi się tutaj za. . . chwileczkę, muszę obliczyć.  Udał, że się zastanawia.
Przed telewizorem (nie spłaconym do końca) Jack McElhatten, ciężko pracu-
jący, łatwowierny i prostoduszny chłopak powiedział do żony:
 Jezu, popatrz na tę przestrzeń.  Widok z ekranu przypominał mu słodkie,
kruche dzieciństwo; na zawsze minione, najlepsze lata z Oregońskiego Szlaku,
części Wyoming na zachód od Cheyenne. Czuł jak narasta w nim niepohamowana
36
tęsknota.  Musimy wyemigrować, Ruth. Jesteśmy to winni naszym dzieciom.
Mogą przecież wyrastać jako. . .
 Ciii  odpowiedziała Ruth.
Na ekranie prezydent Omar Jones kończył właśnie przerwane zdanie:  . . . za
jakieś osiemnaście lat, moi drodzy, statek zakończy podróż i wyląduje na naszej
planecie. Aby uczcić ten fakt, postanowiliśmy przypuszczalny dzień lądowania
 to jest dwudziestego czwartego listopada 2032 roku  nazwać Dniem Latają-
cego Holendra.  Zakrztusił się krótkim śmiechem.  Będę miał wówczas, hm,
dziewięćdziesiąt cztery lata i  przykro mi o tym mówić  prawdopodobnie nie
będzie mnie wśród obchodzących tę uroczystość. Lecz zapewne potomni, a wśród
nich i niektórzy spośród was, moi młodzi przyjaciele. . .
 Słyszałaś?  McElhatten niedowierzająco pokręcił głową.  Jakiś frajer
chce wybrać się w podróż jak za dawnych lat. Osiemnaście lat w hiperprzestrzeni!
I to wtedy, gdy wystarczy. . .
 Zamknij się  rzuciła z wściekłością Ruth, próbując nie uronić ni słowa
z wypowiedzi prezydenta.
 . . . zbiorą się tutaj, by powitać tego pana Applebauma.  Głos Omara Jo-
nesa nabrał tonów drwiącego szacunku.  Flagi, transparenty, służby porządko-
we. . . w tym czasie będzie nas już około, powiedzmy, miliarda, lecz nadal pozo-
stanie dużo wolnego miejsca. Nawet jeśli populacja wzrośnie do dwóch miliar-
dów, to miejsca i tak dla nikogo nie zabraknie. Tak więc nie ma się nad czym
zastanawiać. Przyłączcie się do nas. Przejdzcie na drugi brzeg, by razem z nami
świętować Dzień Latającego Holendra.  Zachęcająco machnął ręką i Jackowi
McElhattenowi wydało się, że ten człowiek z Paszczy Wieloryba kiwa właśnie na
niego. Trawiąca go tęsknota odezwała się ze wzmożoną siłą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl