[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drewniany fort. Nic nie mogło wytrzymać skoncentrowanego ognia
połowy tuzina takich dział, nieprawdaż?
Snorri i Gotrek wspinali się po drabinie. Była wykonana z metalowych
kabli i biegła przez całą torbę gazową na szczyt statku powietrznego.
Prowadziła do znajdujących się tam wieżyczek oraz zapewniała dostęp do
wnętrza balonu załodze, która chciała przeprowadzić naprawy.
Felix prześlizgnął się szybciej niż krasnoludy. Przez krótką chwilę
pozostawał sam na szczycie gondoli i zauważył, w co strzelano. Dostrzegł
mknący kształt długiego gada o rozmiarach statku powietrznego i
skrzydłach nietoperza. Chwilę pózniej wszystko zasłonił gryzący dym
dział organowych. Na wszystkich bogów, czy to mógł być smok?
zastanawiał się Felix? Czy rzeczywiście zobaczył to, co mu się wydawało?
Miał najszczerszą nadzieję, że tak nie było.
Było tu zimno, a uderzenie wiatru wycisnęło łzy z oczu Felixa, który
schował się ponownie do wnętrza torby. Wszędzie wokół siebie dostrzegał
setki mniejszych toreb gazowych. Wiedział, że Makaisson zaprojektował
je w taki sposób, że nawet w przypadku rozerwania zewnętrznej powłoki
balonu nie ucieknie cały gaz unoszący ich w powietrzu. Zgodnie z
zapewnieniami krasnoluda musiała pęknąć ponad połowa tych zbiorników,
zanim Duch Grungniego zacząłby tracić wysokość.
Nagle Felix poczuł dramatyczny wzrost temperatury. Zauważył
płomienie migoczące wokół niego i uderzył go obrzydliwy odór
przypominający mu ścieki i spaczeń. Co się działo?
Smok zionął usłyszał krzyk Gotreka.
Zaraz zginę pomyślał Felix.
Max powstrzymał się od krzyku, gdy obłok płonącego gazu otoczył
statek powietrzny. Wyobraził sobie zapalającą się torbę gazową i cały
pojazd rozrywany apokaliptycznym uderzeniem gorÄ…ca i ognia. Przez
krótką chwilę był pewien, że nie żyje. Zamknął oczy, przerażony wciągnął
powietrze i czekał na nieuniknioną falę bólu, która oznajmi koniec jego
życia. Minęło uderzenie serca, potem następne, a on żył dalej. Czuł
drżenie statku powietrznego i wiedział, że to było to krótkie zawieszenie
nieuniknionego. Instynktownie zaczął uspokajać się i zszokowany
stwierdził, że nadal żyje.
Otworzył oczy, rozejrzał się i zobaczył Makaissona, bez ustanku z furią
ciągnącego za dzwignie. Statek szedł w górę, pnąc się ostro. Max
zauważył pod nimi smoka, rozkładającego skrzydła i rozpoczynającego
pozornie leniwy lot spiralny ku niebu. Wokół niego śmigały niczym
komary trzy żyrokoptery.
Nadal żyjemy stwierdził Max.
Słyszna uwaga! odpowiedział Makaisson. Nie bydziemy płakaść z
tygo powydu, prawda dyży czływieku?
Jak to możliwe? Dlaczego nie spłonęliśmy na śmierć? Dlaczego nie
zapaliła się torba gazowa?
Takie krótkie osmalynie metalu ni wystarczy, coby go stopić, co byś
wiedział, gdybyś kidyś pracywał z żylazem. Mnieliśmy nico szcżynścia z
torbom gazowom. W moim ostatnim statku powitrznym była eksplozja,
winc tym razom ochruniłem baluny miksturom ognioodpornom. I bardzo
dybrze, naprywdÄ™.
Makaisson, nie dbam o to, co mówią o tobie inni uważam, że jesteś
geniuszem.
Dzinki, chyba powiedział Makaisson. Dokonał małej poprawki przy
urządzeniach sterowniczych. A przy okazji, cu dukładnie mówiom o mni
inni? Ni, cobym sim tym przyjmował, wisz.
Felix wyszedł na szczyt statku powietrznego. Wzdłuż grzbietu torby
gazowej biegła metalowa wręga. Wybiegały z niej sieci podtrzymujące
balon. Ktoś odważny i nie bojący się ryzyka mógłby wspinać się po nich.
Wzdłuż wręgi rozmieszczone były wieżyczki z działami organowymi.
Przez całą długość grzbietu biegła mała poręcz przystosowana do wzrostu
krasnoludów. Felix złapał za nią i wyciągnął się na zewnątrz. Wiatr
szarpnął jego włosami i wycisnął łzy z oczu. Powietrze wyło w jego
uszach, gdy nie było zagłuszane przez grzmot dział organowych.
Dostrzegał wykrzykujących Gotreka i Snorriego. Wymachiwali pięściami
w stronę smoka, ale nie słyszał ani słowa z ich pokrzykiwań. Zapewne nie
była to wielka strata, bowiem najprawdopodobniej nie krzyczeli nic
rozsÄ…dnego.
Potrząsnął głową wiedząc, że celowo próbuje odwrócić swoją uwagę
od przerażającego widoku poniżej. To był rzeczywiście smok, który
wznosił się wśród obłoków. Pod nim widział strumienie, doliny i
wzniesienia, które brał za Góry Krańca Zwiata. Wokół potężnej bestii
uwijały się żyrokoptery.
Przez chwilę pomyślał, że niewielu ludzi miało okazję oglądania takiej
sceny, ale potem stwierdził, że z radością zamieniłby ten przywilej na
możliwość przebywania na ziemi możliwie daleko od tej wielkiej kreatury.
Widział żyrokoptery atakujące smoka swoimi strumieniami gorącej
pary, ale to nie przynosiło żadnego skutku. Nie dało się skrzywdzić
stworzenia, we wnętrzu którego płonęły ognie Chaosu, parząc go
przegrzaną wodą. Może gdyby spróbowali wypuścić parę prosto w gardło
potwora, ogień mógłby zgasnąć, ale Felix wątpił w to. Bomby rzucane
przez pilotów w tej chwili okazywały się równie mało skuteczne. Trudno
było oszacować odległość do tak szybko poruszającego się celu i
odpowiednio wybrać długość lontu.
Felix widział bomby bezskutecznie eksplodujące w powietrzu wokół
smoka. A potem smok obrócił się gwałtownie i zionął w najbliższy
żyrokopter. Maszyna wybuchła równie nagle i gwałtownie, jak jedna z
bomb, ale w znacznie większej skali. Felix ofiarował modlitwę za duszę
pilota opadającego na ziemię w płonącym wraku.
Smok wyprostował skrzydła i zaczął szybko nabierać wysokości w
pościgu za Duchem Grungniego . Nastąpiła przerwa w kanonadzie, gdy
strzelcy czekali, aż potwór ponownie znajdzie się w zasięgu.
Jest mój usłyszał głos Gotreka.
Jest Snorriego odpowiedział Snorri.
Myślę, że wystarczy go dla wszystkich rzekł Felix, sięgając do
rękojeści swojego miecza. Nie musicie się o to wykłócać... auć!
Odsunął dłoń od rękojeści broni jakby się oparzył. Nie była gorąca, ale
gdy dotknął rękojeści zakończonej głowicą w kształcie smoczego łba,
poczuł dziwne łaskotanie i falę energii, jakiej nigdy wcześniej nie
doświadczył. To nie było nieprzyjemne uczucie, tyle że nastąpiło
niespodziewanie. Ponownie sięgnął po miecz, łudząc się, że to mu się
tylko wydało, ale gdy tylko to zrobił, wrażenie wróciło ze zdwojoną siłą.
Po jego dłoni rozlało się dziwne ciepło, które popłynęło wzdłuż
ramienia i ogarnęło całe ciało. Było mu dobrze. Znikł cały strach przed
smokiem. Czuł ogarniające go podniecenie, moc i siłę. Stwierdził, że
oczekuje na zbliżenie się smoka, by mógł go dosięgnąć.
W głębi ducha zastanawiał się, czy nie postradał zmysłów. Nie
wyniknie z tego nic dobrego, jeśli smok zbliży się do delikatnej torby
gazowej i zawieszonej pod nią gondoli. Felix wiedział, że musi tu działać
jakieś czarodziejstwo. Może to Max Schreiber rzucił na nich zaklęcie, nie
mówiąc im o tym? Jeśli tak, to dlaczego nie zauważał żadnych zmian u
Gotreka i Snorriego? Nie miało sensu zakładanie, że magik rzucił zaklęcie
na niego, a nie na dwóch Zabójców, którzy byli znacznie silniejsi.
Smok wypełnił jego pole widzenia. Felix czuł zniecierpliwienie.
Wiedział, że to wrażenie pochodzi od miecza. Trzymając przed sobą ostrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]