[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiedzieć, nie mogła jej już kochać ani chronić. Nie żyła. To ciotka
Alice pragnęła wydać ją za Karstena.
- Chodz! - Wstał, zachwiał się nogach i musiał przytrzymać krze-
sła. Gwałtownym ruchem przyciągnął Emily do siebie i przycisnął z
niespodziewaną siłą. Potem zaczął szarpać na niej ubranie.
Boże! Próbował wziąć ją siłą! Wyrwała mu się jednak, bo Karsten
był pijany i łatwo było go pokonać, tracił równowagę. Emily popa-
trzyła na niego i w końcu wypaliła:
- Czy ty coś czujesz do Konstanse? Karsten roześmiał się cicho.
- Jest Å‚adna i mnie lubi.
- Ale czy siÄ™ w niej kochasz?
- Tobie nic do tego, panno Egeberg. Chodz, rozgrzejemy siÄ™ tro-
chę. Przez pamięć dawnych dni.
- Nie! Między nami już koniec, Karstenie, i ty o tym dobrze wiesz.
Porzuciłeś mnie i zabiłeś wszystko, co do ciebie czułam. %7łyczę ci
szczęścia z Konstanse!
R
L
Chłopak spuścił głowę.
- Naprawdę chcesz mnie wyrzucić, Emily?
- Wcale cię nie wyrzucam, ale uważam, że lepiej będzie, jeśli
przestaniemy mieszkać pod jednym dachem. Na pewno to rozumiesz.
Zwłaszcza po dzisiejszym wieczorze.
Stanął przed nią ze zwieszonymi rękami.
- Wobec tego to już koniec.
- Tak, Karstenie. Już od dawna był koniec. Mam nadzieję, że bę-
dziesz szczęśliwy z Konstanse.
- No a ty? Czy to doktor zajÄ…Å‚ moje miejsce?
- Ależ skąd! Victor to po prostu przyjaciel.
- Jeszcze jeden przyjaciel! Czy on wie, że ty go tak traktujesz? I
czy Gerhard Lindemann jest również twoim przyjacielem?
- To pasierb mego ojca. Przypadkiem jesteśmy współwłaścicielami
przedsiębiorstwa handlu lodem, to wszystko.
- Ach, tak? Dobranoc, Emily. Nie będę cię już dręczył. Będziesz
miała ode mnie spokój.
W jego głosie pobrzmiewał żal do samego siebie. Emily wstrzyma-
Å‚a oddech, patrzÄ…c, jak Karsten chwiejnym krokiem idzie przez kuch-
nię, przerażona, że jeszcze zmieni zdanie i powróci do tej bezsensow-
nej rozmowy.
Karsten odwrócił się w drzwiach. Sprawiał wrażenie, jakby w jed-
nej chwili wytrzezwiał.
- Mam nadzieję, że znajdziesz mężczyznę, który nie będzie dla
ciebie jedynie przyjacielem - oświadczył z naciskiem. - Mnie napraw-
dę obchodzi twój los, chociaż ty tego nie doceniasz.
Emily nie odpowiedziała. Siedziała tylko, słuchając jego nierów-
nych kroków w holu i na schodach. Przecież takiego mężczyznę już
spotkała. Ale on był tylko snem.
Następnego dnia padał śnieg. Kiedy Emily zeszła na dół, Klara
siedziała przy kuchennym stole z kubkiem kawy i kawałkiem ciasta.
R
L
- Dzisiaj w Bjelkevik muszą odśnieżać - powiedziała, kiwając
Emily głową.
- Odśnieżać?
- Tak. Lód musi być wolny od śniegu, żeby był przezroczysty.
- No to nie cieszÄ… siÄ™, kiedy pada? To dodatkowa robota.
Klara pokręciła głową, jakby dziwiła się niewiedzy Emily.
- Przecież oni nie dostają pieniędzy, kiedy nie są potrzebni!
Wczesny śnieg to pieniądze w kieszeni. A jeśli znów przyjdzie od-
wilż, to muszą zgarniać błoto z topniejącego śniegu. Od tej pory stale
będzie praca.
Emily usiłowała pojąć, ile trudu wymaga uzyskanie wielkich prze-
zroczystych brył lodu, które widziała ładowane na pokład Delfina".
- Przy takiej pogodzie Svend jezdzi pługiem ciągniętym przez ko-
nia.
Emily kiwnęła głową i nalała kawy do kubka. Klara podsunęła jej
puszkÄ™ z ciasteczkami.
- To dziecko zrobiło ze mnie prawdziwego łasucha. Spróbuj tylko
tych makaroników!
- Przestało ci już być niedobrze?
- Tak. I zaczęłam się cieszyć na ślub. W życiu raz jest lepiej, raz
gorzej. Opowiedz mi teraz wszystko.
- Wszystko? - Emily uśmiechnęła się, zastanawiając się, czy Klara
słyszała ją i Karstena w nocy.
- Tak. Wszystko o przyjęciu u Gerharda Lindemanna. Umieram z
ciekawości. Kto tam był? Tańczyłaś z kimś?
- Było mnóstwo eleganckich gości, których nie znam. Niektórzy
mówili o moim ojcu, ale nikt nie wspominał
0 matce. Udają, że nigdy nie istniała.
- Tańczyłaś z kimś?
- Nie było tańców, Klaro. To niemożliwe w tak krótkim czasie po
śmierci ojca. Gerhard sprowadził z Kristianii pianistkę i śpiewaczkę.
- To jakoś nudno brzmi. Jak było?
R
L
Emily westchnęła. Przez większość wieczoru nie spuszczała oka z
Karstena, przestraszona, że nadmiernie się upije i Konstanse to za-
uważy.Wśród wszystkich tych zamożnych, pewnych siebie ludzi czu-
ła, się obnażona. Miała wrażenie, że szepczą za jej plecami o matce i o
tej córce, która mimo wszystko nie umarła. O ciotce i jej kłamstwach.
Klara, zrezygnowana, przewróciła oczami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]