[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niedogodnościami dom wy dawał się w nienaruszony m stanie, pomy ślał więc, że smród dochodzi
z zewnÄ…trz.
Otworzy ł okno. Niebo miało barwę olśniewającego błękitu. To by ł wspaniały dzień. W oddali,
na drodze, dzieci bawiły się czerwoną piłką. Nadchodziły pogodne dni, wszy stko się odradzało.
Elias Mędrzec patrzy ł na to z lekkim sercem, sądził, że świat odzy skał dawną harmonię.
Ostatni raz rzucił okiem na stojącą na prostokątny m stole szachownicę z marmuru i hebanu.
Widok naprawionego świata, ży jącego wreszcie w zgodzie z samy m sobą, dodał mu ty le
otuchy, że starzec postanowił wy zby ć się stary ch pretensji. By ł gotów kochać tę nową epokę
przez czas, jaki pozostał mu do końca jego dni.
Podniósł oczy ku błękitowi, by oddać cześć Bogu i Jego woli.
Następnie poszedł do swojego pokoju. Od razu się zorientował, że ktoś grzebał w jego rzeczach,
wcześniej starannie poukładany ch. Zniknęły pieniądze, które trzy mał w szafie. To by ła pewnie
sprawka drobny ch złodziejaszków. Włamanie tłumaczy ło, skąd się wziął ten bałagan. Na
zdrowie! pomy ślał z ironią.
Obraz nowego świata całkowicie go przekonał, nie potrzebował więcej dowodów. Atmosfera
rady kalnie się zmieniła, uważał, że nowe otwarcie jest oczy wiste, w zasięgu ręki.
Usiadł w swoim fotelu z podgłówkiem w mały m salonie. Czuł się dumny, że to on stoi za tą
naprawą świata. Teraz pragnął już ty lko odkry wać niezliczone pozy ty wne konsekwencje swojego
czy nu.
Z miejsca, gdzie siedział, zauważy ł listy wy sy pujące się zza progu drzwi wejściowy ch. Sporo
się ich nazbierało. Dwa przy szły z Wiednia.
Przeczuwał, że w jego ży ciu doszło do jakiegoś szczęśliwego wy darzenia, o który m nie śmiał
już nawet marzy ć.
Serce wy pełniła mu radość. Napisała do niego siostra, Jelena! Prosiła, by przy jechał do niej
do Wiednia, bo jej dzieci i wnuki stale py tajÄ… o starego wujka Eliasa.
Wujka Eliasa! wy krzy knÄ…Å‚. To cudowne!
Rzeczy wistość naprawdę została rady kalnie zmieniona. Jakaż by ła jego radość, gdy zapoznał
się z treścią drugiego listu. Podpisał go niejaki Hubert Ein, którego Elias nie bardzo potrafił
umiejscowić w swoim drzewie genealogiczny m. Donosił, co następuje:
Wiedeń, 24 pazdziernika
Drogi Kuzynie!
Nadal nie rozumiemy, ja i Evelynn, podobnie jak reszta rodziny, dlaczego postanowiłeś
zamieszkać w tak odległym mieście, daleko od nas wszystkich. Brakuje nam Ciebie.
Chciałbym wiedzieć, czy wszystko jest w porządku, bo od jakiegoś czasu nie odbierasz
telefonów. Bylibyśmy bardzo szczęśliwi, gdybyś powiadomił nas, co u Ciebie słychać.
Wiesz, że Einowie zawsze trzymali się razem, nawet w najtrudniejszych momentach.
Dlatego chciałbym mieć pewność, że niczego Ci nie brakuje i że znalazłeś w Braunau to,
czego pojechałeś tam szukać.
Nie tracimy jednak nadziei, że wrócisz do Wiednia. Bardziej niż kiedykolwiek chciałbym,
żeby rodzina trzymała się teraz razem. Liczymy na Ciebie.
Twój wielce oddany Ci kuzyn
Hubert H. Ein
W ten oto sposób Elias dowiedział się, że odzy skał rodzinę, że nie jest już sam na świecie.
To by ła niewątpliwie najbardziej wzruszająca z wszy stkich zmian, które w ostatnim czasie
zaszły w jego ży ciu. Miał niemal wrażenie, że zna tego Huberta. Twarz kuzy na zaczęła się powoli
ry sować w jego głowie. Twarze siostrzenic, siostrzeńców, kuzy nów i ich dzieci pojawiały się jak
wspomnienia wy pły wające na powierzchnię po długotrwałej amnezji.
Elias by ł teraz bogaty, posiadał dwie historie.
Mam rodzinę! pomy ślał. W ty m samy m momencie usły szał, że na podwórzu znowu
zaszczekał pies.
List napełnił go radością. Z ty łu koperty znalazł adres nadawców: Hubert i Evely nn Ein.
Schönburgstrasse 72, WiedeÅ„.
Nabrał ochoty, żeby naty chmiast do nich pojechać, poznać ich, cieszy ć się wraz z nimi.
Musi jeszcze dziś wy ruszy ć do Wiednia.
Udał się do swojego pokoju. Nogi same go niosły, jakby miał dwadzieścia lat. Podróż do
Wiednia trwa zaledwie pięć czy sześć godzin. Pociąg odchodzi co dwie godziny.
W holu rozległ się głuchy łomot. Elias nawet nie zwrócił na to uwagi, nadal przeży wał chwile
uniesienia. Nigdy nie by ł szczęśliwszy. Ochoczo udał się do łazienki i wziął pry sznic. Miał
wrażenie, że woda oczy szcza nie ty lko jego ciało. Spojrzał w lusterko i postanowił się ogolić. Gdy
już to zrobił, stwierdził, że jego twarz, choć wy chudzona, bardziej nadaje się teraz do pokazania
ludziom. Stał się zupełnie nowy m człowiekiem. Mimo fizy cznego zmęczenia, jego ry sy wy rażały
spełnienie.
Z podwórka znowu dobiegło szczekanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]