[ Pobierz całość w formacie PDF ]
patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, po czym
chwyciła go za klapy kurtki.
- Wróć do mnie, Johnny.
- Zawsze będę do ciebie wracał, Mary. Spróbowała
się uśmiechnąć przez łzy. Bez specjalnego sukcesu.
- Następne przejęzyczenie? - spytała.
- Tym razem to nie było przejęzyczenie. - Harlow
postawił kołnierz kurtki, zszedł po schodach i nie
oglądając się, odszedł szybko w deszcz.
* * *
Niecałą godzinę pózniej Harlow zajmował jeden z
dwóch foteli w laboratorium naukowym Giancarla.
W drugim siedział gospodarz mieszkania.
- Muszę przyznać, że jestem wybitnym
fotografikiem, choć jak na razie to tylko moja opinia
- stwierdził Johnny, przeglądając gruby plik
błyszczących fotografii. Giancarlo pokiwał głową.
- Rzeczywiście. A i tematykę obrałeś bardzo ludzką.
Niestety, chwilowo nie możemy dać sobie rady z
dokumentami Tracchii i Neubauera, ale to sprawia,
że są jeszcze bardziej interesujące, nie sądzisz?
Chociaż Jacobson i Macalpine także zasługują na
uwagę. Jeszcze jak. Wiesz, że Macalpine w ciągu
ostatnich sześciu miesięcy wypłacił nieco ponad sto
czterdzieści tysięcy funtów?
- Spodziewałem się, że będzie tego dużo... ale żeby aż
tyle? To musi rąbnąć po kieszeni nawet milionera.
Są jakieś szanse zidentyfikowania szczęśliwego
odbiorcy?
- Na razie zerowe. Gotówka wpływa na konto
bankowe w Zurychu. Ale nawet szwajcarskie banki
ujawnią swe tajemnice, jeżeli przedstawimy im
dowody popełnienia przestępstwa... a zwłaszcza
morderstwa.
- Będę miał dla nich dowody - rzekł Harlow.
Giancarlo spojrzał na niego domyślnie i skinął
głową.
- Nie wÄ…tpiÄ™. A wracajÄ…c do naszego przyjaciela
Jacobsona, to jest on chyba najbogatszym
mechanikiem w Europie. Nawiasem mówiąc, jego
notatki to adresy głównych bukmacherów
europejskich.
- Gra na wyścigach? Giancarlo spojrzał na niego z
politowaniem.
- Nietrudno było stwierdzić, w czym rzecz. Wszystkie
wpłaty przychodziły dwa lub trzy dni po wyścigu o
Grand Prix.
- No, no. Przedsiębiorczy facet, ten Jacobson.
Otwiera nowe fascynujÄ…ce perspektywy, co?
- Właśnie. Możesz zabrać te zdjęcia, mam kopie.
- O nie, wielkie dzięki. - Johnny zwrócił fotografie. -
Myślisz, że chcę, żeby to ktoś u mnie znalazł?
Podziękował staruszkowi i pożegnał się. Pojechał na
komisariat, gdzie dyżur pełnił ten sam inspektor, co
nad ranem, tyle że jego uprzednia jowialność
zdecydowanie gdzieś się ulotniła - otaczała go teraz
niemal grobowa atmosfera.
- Czy Luigi Złota Rączka już śpiewał? - zapytał
Johnny. Inspektor potrząsnął głową ze smutkiem.
- Niestety, nasz kanarek stracił głos.
- To znaczy?
- Zaszkodziło mu lekarstwo. Niestety, panie Harlow,
obszedł się pan z nim tak obcesowo, że co godzinę
trzeba mu było podawać tabletki przeciwbólowe...
Pilnowało go czterech moich ludzi... dwaj w
korytarzu, a dwaj w środku pokoju. Dziesięć minut
przed południem ta uderzająco piękna jasnowłosa
pielęgniarka, jak ją opisali ci kretyni...
- Kretyni?
- Mój sierżant i jego trzej ludzie. Otóż zostawiła dwie
pastylki i szklankę wody i poprosiła sierżanta, żeby
dopilnował, by więzień zażył je dokładnie w
południe. Sierżant Fleury okazał się tak szarmancki,
że punkt dwunasta osobiście podał Luigiemu
lekarstwo.
- A co to było?
- Cyjanek.
* * *
Gdy Harlow wjeżdżał swoim jasnoczerwonym
ferrari na teren opuszczonej farmy sÄ…siadujÄ…cej od
południa z lotniskiem w Vignolles, zapadał już
zmierzch. Kierowca wprowadził samochód do starej
stodoły, zgasił silnik i wysiadł, starając się
przystosować wzrok do ciemności panujących w tej
pozbawionej okien szopie. Nagle w mroku
zmaterializowała się jakaś postać w masce z
pończochy na twarzy. Mimo swojego legendarnego
refleksu, Johnny nie zdążył nawet sięgnąć po broń,
jako że postać wyrosła półtora metra przed nim i
właśnie brała zamach czymś, co przypominało
trzonek kilofa. Harlow rzucił się do przodu, unikając
złośliwego ciosu pałki, i barkiem wyrżnął napastnika
tuż poniżej mostka. Nie mogąc złapać tchu,
nieznajomy stęknął, zachwiał się i przewrócił do tyłu,
mając na sobie Harlowa, który jedną ręką sięgał mu
do gardła, a drugą usiłował wyciągnąć broń. Johnny
nie zdążył nawet wyjąć pistoletu z kieszeni. Usłyszał
za sobą cichy szmer, odwrócił się i ujrzał następną
postać w masce. Bezgłośnie osunął się na ziemię, gdy
zdradziecki cios pałki trafił go dokładnie w prawą
skroń. Pierwszy z napastników niepewnie zebrał się
na nogi i z całej siły kopnął nieprzytomnego Harlowa
prosto w twarz. Na szczęście wciąż jeszcze był
skulony z bólu, inaczej bowiem cios ten mógłby się
okazać dla kierowcy śmiertelny. Niezadowolony z
rezultatu, zamachnÄ…Å‚ siÄ™ ponownie, nim jednak
zdążył wcielić swój zamiar w czyn, drugi z
napastników odciągnął go i posadził na ławce pod
ścianą, a sam przystąpił do skrupulatnego
rewidowania nieprzytomnego Harlowa.
* * *
Kiedy Harlow odzyskał przytomność, w stodole było
już znacznie ciemniej. Wstrząsnął się, jęknął i
niepewnie uniósł ramiona i plecy na odległość
wyciągniętej ręki od podłogi. Przez chwilę trwał w
tej pozycji, a następnie z herkulesowym wysiłkiem
dzwignął się na nogi. Zataczał się jak pijany. Miał
wrażenie, że rozpędzone coronado wyrżnęło go
prosto w twarz. Po minucie czy dwóch, działając nie
tyle świadomie, co instynktownie, wytoczył się z
garażu, przebrnął przez obejście farmy, po drodze
dwa razy zwalając się z nóg, i chwiejnie ruszył ku
płycie lotniska. Deszcz już nie padał, zaczynało się
przejaśniać. Dunnet wyszedł z kantyny i skierował
się do domu, gdy nagle, niecałe pięćdziesiąt metrów
przed sobą, dostrzegł zataczającą się postać,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]