[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Kim jest ten pisarz?
- Jest jednym z tak zwanych  młodych żarliwych" -
odparła. - Jego dwie pierwsze powieści wywołały spore
poruszenie, lecz nieporównywalne z obecnym. Można by rzec,
że prowadził wtedy jedynie krucjatę, zamiast rozrywać
wszystkich i wszystko na strzępy!
Zadanie odszukania Dawida Durhama tak bardzo jÄ…
zdenerwowało, że nie zadawałam więcej pytań. Z pewnością
nie przypuszczałam, że go kiedyś spotkam. Chociaż odkąd
przyjechałam do Londynu, wiele bywałam tu i ówdzie, nie
spotkałam jak dotąd żadnej znaczącej osobistości. Umawiałam
się z młodymi chłopcami, którym w głowie były jedynie tańce
i szybkie samochody i którzy nieustannie rozprawiali o
wartach, paradach wojskowych oraz o tym, co powiedział w
kantynie pułkownik. Lubiłam z nimi tańczyć, gdyż byli
weseli, ale przecież nikt, nawet córka pastora z Little
Poolbrook, nie uznałby ich za intelektualistów.
Pomyślałam sobie, że nazwisko Dawida Durhama
przeraża mnie, ale przecież istniało niewielkie
prawdopodobieństwo, że go spotkam, nawet gdyby pojawił się
w studiu. Wtedy z pewnością usiłowałaby zapewnić sobie
wyłączne prawo do niego Melania, która zawsze potrafiła
dopiąć swego.
Melania postanowiła kiedyś udać się z bardzo
wykwintnym towarzystwem do Ascot. Mówiła o tym przez
cały tydzień i wpadła w szał, kiedy ostatecznie jej nie
zaproszono. Jednakże kręcił się koło niej pewien niezasobny
baronet, przez którego udało jej się poznać lorda Rowdena,
właściciela posiadłości w Ascot. Była wtedy absolutnie
zachwycona.
- Zabiera mnie na wielkie przyjęcie - mówiła do mnie. -
Jedziemy powozem, wyobrażasz to sobie! Będzie gościł
samych bogatych i fascynujących ludzi. Muszę postarać się o
jakąś niezwykłą kreację.
- Lepiej bądz ostrożna z tym dżentelmenem - gorzko
napomknęła panna Macey.
- Dlaczego? - rzuciła krótko Melania.
- Wkrótce się przekonasz - odparła panna Macey.
- Zapewniam panią, że sama potrafię o siebie się
troszczyć - powiedziała rozdrażniona Melania.
- Nie ulega wątpliwości, że tak uważasz - rzekła z ironią
w głosie panna Macey.
Panna Macey i modelki nie znosiły się nawzajem, lecz ja
zawsze unikałam wszelkich spięć. Nie cierpiałam nawet
słuchania złośliwych uwag, które wymieniały z Melanią, nie
mówiąc o ich wypowiadaniu. Ale Melania dopięła swego i
wyjechała do Ascot ze swoim eleganckim towarzystwem.
Wróciła, pełna wspaniałych wrażeń, z dwudziestoma funtami
wygranymi na wyścigach. Tak przynajmniej opowiadała.
- Aatwo się wygrywa, nie zastawiając własnych pieniędzy
- zauważyła panna Macey.
- Któż byłby aż taki głupi, żeby samemu ponosić ryzyko?
- zapytała Melania, robiąc swą niewinną minę.
Właśnie w trakcie tygodnia wyścigów w Ascot
Meldrithowie urządzili jedno ze swych głośnych przyjęć, na
które zaprosili Gilesa w towarzystwie jednej z jego modelek.
Nie było to przyjęcie wydane w celu uhonorowania któregoś z
gości, więc Giles zdecydował, że ja będę mu towarzyszyć.
Melanii nie było akurat w pobliżu, a z Hortensją był
poprzednim razem.
- Będziesz - potrzebowała specjalnej, koktajlowej sukni -
oznajmił. - Najlepiej udaj się do Pacquina i wypożycz cos
oryginalnego. Udział w przyjęciu u Meldrithów jest jednym z
najlepszych sposobów reklamy w Londynie.
Podreptałam posłusznie do Pacquina i kiedy wyjaśniłam,
po co przysłał mnie Giles, dowiedziałam się, że właśnie
skończyli olśniewającą kreację. Była ze srebrzystej lamy ze
szmaragdowo - srebrnym turbanem na głowę i ogromnymi
kolczykami ze sztucznymi szmaragdami, które dopełniały
reszty. Strój ten wydawał mi się raczej przebraniem na bal
kostiumowy i czułam się w nim nieswojo i trochę
onieśmielona, ale Giles był zachwycony.
- Sfotografuję cię jutro, zanim to oddasz - powiedział. -
Właśnie takie zdjęcia uwielbia Vogue.
Pomimo jego entuzjazmu, kiedy wchodziliśmy po
wspaniałych schodach do olbrzymiego, podwójnego salonu na
piętrze w rezydencji Meldrithów, czułam się wyzywająco.
Chociaż przybyliśmy stosunkowo wcześnie, odnieśliśmy
wrażenie, że były tam już tłumy. Panował ogłuszający hałas.
Grała orkiestra, a tańczące pary zajmowały niemal każdy
centymetr parkietu. Zdawało się, że w Londynie nie istniała
taka pora dnia, w której się nie tańczyło. W gazetach
ukazywały się notatki o osobach tańczących nawet przy
śniadaniu. Ja jednak nigdy nie widziałam nikogo innego przy
śniadaniu oprócz pozostałych lokatorów pani Simpson, w
większości nie skorych do tańców w jakiejkolwiek porze dnia.
 Zwietlana młodzież", ulubiona przez kolumny gazet
zajmujące się ploteczkami, tańczyła widocznie od świtu do
nocy. Mnie nigdy nie proszono do tańca przed wieczorem,
gdyż całe dnie pracowałam, ale Hortensja opowiadała mi, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apsys.pev.pl