[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dom Bannisterów stał prawie na samym brzegu nadmorskiego klifu. Rozciągał się
stąd wspaniały widok na port i morze.
Tegan i Kieran przybyli jako jedni z ostatnich. Podjazd był już zapchany
zaparkowanymi samochodami, wśród których trafiały się również wspaniale
utrzymane rolls-royce'y i citroeny z lat czterdziestych i pięddziesiątych. Wendy
mogła byd postrzeloną trzpiotką, ale ona i jej mąż należeli do towarzyskiej
śmietanki miasta.
Kiedy wysiedli z samochodu, Tegan pełną piersią zaczerpnęła morskiego powietrza,
przesyconego zapachem gardenii, tuberoz i świeżo skoszonej trawy.
Zatęskniła za rodzinnym domem i przyznała się do tego Kieranowi.
- A więc tęsknisz za Coromandel? Czyli pod tą błyszczącą politurą mieszczki skrywa
siÄ™ wiejska dziewczyna.
- Potrafisz prześwietlid człowieka na wylot. - Pokiwała głową w zamyśleniu. - Do
dwunastego roku życia biegałam na bosaka. Zakładałam obuwie tylko przy takich
okazjach, jak niedzielna wizyta w kościele czy odwiedziny u dziadków w Auckland.
- Nikomu nie zdradzę twojej tajemnicy - obiecał z na poły uśmiechniętą, na poły
konspiracyjnÄ… minÄ….
Wendy powitała ich okrzykiem radosnego entuzjazmu. Miała rude włosy,
czterdzieści pięd lat i głosik, jak u małej dziewczynki. Ale tylko wzrostem
przypominała dziecko, bo serce miała ogromne, i właśnie za to serce można ją było
polubid.
- Och, Tegan, wyglądasz wspaniale! Jak wy do siebie pasujecie. Dzięki, Kieran, że
pojawiłeś się z naszą mądrą, utalentowaną, oszałamiającą panią architekt. Ty jak
zawsze robisz konkurencję bogom na Olimpie. Poszukajmy kelnera. O, kręci się przy
tamtej grupce. Poczęstujcie się szampanem i dołączcie do innych, kochani. Nawet
chyba nie muszę was przedstawiad. Zdaje się, że wszystkich tu znacie. - Pchnęła ich
delikatnie ku gościom i wróciła na swoją strategiczną pozycję przy drzwiach
frontowych.
Wzięli z podsuniętej im tacy kieliszki z szampanem.
- Jeżeli chciałbyś wybrad się w samotną podróż, to daję ci wolną rękę - powiedziała
Tegan tonem, który udało się jej nastroid na poufały i koleżeoski.
Uniósł brwi w wymownym znaku zaskoczenia.
- Doprawdy? Powołam się na twój liberalizm, gdy nadarzy się stosowna okazja.
Tylko niech nie wydaje ci się, że dostaniesz ode mnie podobne przyzwolenie.
Lekko zarumieniła się.
- Przyszłam tu głównie w interesach. Obawiam się, że towarzysząc mi umrzesz z
nudów.
I zaczęła rozmówki, charakteryzujące się stałą zmiennością tematów i partnerów,
krótkie, dowcipne, płynne w melodii i tonie, o których ktoś kiedyś trafnie
powiedział, że przypominają żeglugę po Morzu Egejskim, gdzie nigdy nie traci się z
pola widzenia takiej czy innej wysepki, do której można skierowad swą łódz. Już po
kwadransie stało się oczywiste, że Kieran faktycznie nie zamierza odstępowad jej
ani na krok. Przy okazji poznała go od całkiem nowej strony - jako niedoścignionego
mistrza towarzyskiej konwersacji. Dowcip odpowiedzi, umiejętnośd oświetlania
najzwyklejszych rzeczy jakimś odkrywczym światłem, łatwośd w ślizganiu się po
tematach, rozległośd zainteresowao, duża plastycznośd, jeśli idzie o dostosowanie
się do rozmówcy, wreszcie naturalnośd i swoboda mimiki i gestykulacji - wszystko
to wzbudzało podziw Tegan, zabarwiony lekką zazdrością. Niebawem jednak ów
podziw przemienił się w coś, co było podobne do drżenia pływaka, który gotuje się
do skoku z wysokiej skały. Sfalowany morski błękit, który widziała w dole, mógł byd
błękitem miłości. Czuła, że powinna zaniechad tego skoku, gdyż jest on zbyt
niebezpieczny. Miłośd łączyła się z określonymi kosztami, ona zaś nie była jeszcze
przygotowana na ich zapłacenie.
- Kochani! - Rozpromieniona Wendy wyrosła przed nimi, jakby potrafiła znikad i
materializowad się w każdym dowolnym miejscu. - Oto Sylvia i Don Spainowie. Uwili
sobie gniazdko i chcÄ… je Å‚adnie przyozdobid. SÄ… zachwyceni moim domem, a kiedy
nadto powiedziałam im, że wyczarowujesz cuda w domu Kierana, stwierdzili, że
prędzej umrą, niż opuszczą to przyjęcie bez poznania was.
Wendy przedstawiła Spainów w najlepszej intencji. Niestety, prędko stało się jasne,
że zależy im bardziej na bliższym poznaniu bankiera niż dekoratorki. Dawali
niedwuznacznie do zrozumienia, że wizyta w jego domu mogłaby okazad się dla
nich bardzo inspirująca. Kieran milczał, korzystając z pretekstu, że rozmowa,
jakkolwiek w podtekście adresowana wyraznie do niego, ograniczała się do tematu
zawarcia wstępnej umowy pomiędzy dwiema zainteresowanymi stronami. Tegan
stanęła przed problemem z zakresu etyki zawodowej. Nie mogła łowid kolejnych
klientów na wędkę poprzednich dokonao bez zgody konkretnego właściciela domu.
Dlatego przywołała cały swój takt, aby przełknęli gorzką pigułkę odmowy możliwie
najłatwiej. Udało się to jej tylko częściowo. Spainowie, odchodząc, nie mieli
wprawdzie obrażonych min, ale nie mieli też szczęśliwych.
Gdy oddalili się już na dostateczną odległośd, Tegan zwróciła się do Kierana:
- Masz oto niezbity dowód, jak nudne może byd towarzyszenie mi.
Uśmiechnął się z zimną ironią.
- Wcale się nie nudziłem. Przeciwnie, zarzucałaś na te dwie rybki sieci z taką
zręcznością i wprawą, że przyjemnie było się temu przyglądad.
Odrzuciła do tyłu głowę. Musiała jakoś dad odpór temu atakowi.
- Mam nadzieję, że kiedyś mi się odwdzięczysz, wpuszczając mnie do swego
gabinetu, abym to ja z kolei mogła przypatrzyd się twoim bankierskim szarżom.
- Jednego nie zobaczysz na pewno. - Miał twarz ściągniętą gniewem. - Abym na
twoich oczach prostytuował się. Dobrze chod, że nie użyłaś mnie w roli sutenera. I
nigdy nikomu nie pokazuj mojego domu jako przynęty. Zdobywaj sobie klientów w
inny sposób.
Nie wierzyła własnym uszom. Zabrakło jej powietrza. Serce biło jak oszalałe.
Patrzyła na Kierana szeroko otwartymi ze zgrozy oczami. Odwróciła się i niczym
lunatyczka zaczęła przepychad się przez tłum gości.
Chwycił ją z tyłu za nadgarstek.
- Uśmiechaj się - syknął jej do ucha. Równocześnie jednak rozległ się inny głos:
- Kieran! Co za miła niespodzianka.
Była to Andrea. Tegan wiedziała już, iż obojętnie, ile to będzie ją kosztowało, musi
ukryd prawdziwą twarz pod maską uśmiechu.
Andrea zaczęła paplad coś o podróży, z której właśnie wróciła. Wydawała się trochę
pijana, a przynajmniej na lekkim szmerku.
- Przyszłaś tu sama czy z Rickiem? - przerwał jej Kieran.
- Rick gdzieś tu powinien byd. - Roześmiała się, pozornie beztrosko. - Może wyszedł
do ogrodu, by pogapid się na gwiazdy. Mieliśmy drobną sprzeczkę. Miłośd nie jest
czymś tak prostym jak samotnośd. Bywa bardzo skomplikowaną zabawką. A
niekiedy istnym piekłem.
- Chyba przestał kontemplowad gwiazdy i właśnie nadchodzi - powiedział sucho
Kieran.
Rick Hannibal zbliżył się do nich z zasępioną twarzą. Dopiero na widok Tegan
rozpogodził się.
- Jesteś najszykowniej i najodważniej ubraną tu kobietą, Tegan - zaczął od
komplementu. - Wystarczy raz spojrzed, aby nie móc już od ciebie oderwad wzroku.
Andrea zareagowała natychmiast. Zmierzyła kochanka gniewnym, płonącym
spojrzeniem i odwróciwszy się jak fryga, zniknęła w tłumie gości.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]