[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A powinnaś. Alan właśnie tego chciał - przypo-
mniała przyjaciółce Marian i zmieniła temat: - Cieka-
we, że Jason nigdy się nie ożenił.
- Spotyka się z różnymi kobietami. Na przykład wczo-
raj był na randce.
- No wiesz - oburzyła się Marian. - Umówił się, cho-
ciaż u niego zamieszkałaś?
- Ach, umówił się, zanim jeszcze mój dom spłonął
i musiałam się przeprowadzić. Poza tym on nie ma wo-
bec mnie żadnych zobowiązań, może spotykać się, z kim
chce.
- Ale?
- Ale nic.
- Daj spokój, Shannon, nie ściemniaj starej przyja-
ciółce i nie mów mi, że nic.
- Nie mam powodów być zazdrosna.
- Tyś się w nim po prostu zakochała.
S
R
- Nie.
- Dziewczyno, nic w tym złego. Jest wolny, seksowny,
zamożny. Czego więcej chcieć?
- Musiałabym wiedzieć, czy jest mną naprawdę zain-
teresowany, czy tylko chodzi o obietnicę, którą złożył
Alanowi - wykrztusiła wreszcie Shannon.'
Minął tydzień, a Shannon ciągle nie znalazła miesz-
kania. Obejrzała około dziesięciu, ale żadne nie przy-
padło jej do gustu: a to dzielnica była nie ta, a to czegoś
brakowało w wyposażeniu, to znowu czynsz był nie do
przyjęcia.
Projekt bezpieczeństwa dla kobiet nabierał tymcza-
sem rozmachu i Shannon przydałaby się jeszcze jedna
osoba do pomocy. Postanowiła pójść z tym do Jasona.
Zastała go nad stertą papierów, z podwiniętymi ręka-
wami.
Dziwne, pomyślała, siadając po drugiej stronie biur-
ka. Mieszkali razem, a prawie go nie widziała w ciągu
ostatnich dwóch tygodni. Unikał jej?
- Potrzebuję kogoś do pomocy - przeszła od razu
do rzeczy. - Projekt nabiera tempa, rozrasta siÄ™ ponad
wszelkie oczekiwania, w dotychczasowym składzie nie
damy sobie rady.
- Nie potrzebujesz mojej zgody, żeby zatrudniać al-
bo zwalniać ludzi, Shannon. Jesteś przecież wspólniczką,
sama możesz decydować.
- NaprawdÄ™?
S
R
- A ty myślałaś, że na niby? Masz udziały Alana, masz
własny wkład w rozwój firmy, skąd ten brak wiary? Nie-
dowierzanie?
- Widocznie nie mogę się przyzwyczaić.
- CoÅ› jeszcze?
Najwyrazniej usiłował się jej pozbyć. Gdzie podział
się facet, który dwa tygodnie temu tak namiętnie ją ca-
łował?
- Ciągle nie mogę znalezć mieszkania - poskarżyła się
Shannon.
- Możesz mieszkać u mnie, jak długo ci się podoba,
doskonale o tym wiesz.
- Remont naszego domu będzie trwał przynajmniej
pół roku.
- Nie przejmuj siÄ™ i czuj swobodnie. Ja za chwilÄ™ lecÄ™
do Australii, będziesz miała całe mieszkanie dla siebie.
Zaraz po powrocie z Australii mam już umówione spot-
kania w Vancouverze.
- Znowu w Vancouverze?
- Znowu. Jeśli chcesz, leć ze mną. Są tam ludzie zain-
teresowani programami bezpieczeństwa dla kobiet, mo-
glibyście porównać wasze strategie, zastanowić się nad
ewentualną współpracą.
- Jasne, że polecę z tobą, to wspaniała okazja. Mój ze-
spół będzie zachwycony. Przygotujemy prezentację i no-
we broszury. Kiedy?
- Pod koniec miesiÄ…ca.
Shannon kiwnęła głową.
S
R
- Dzięki, Jason. Bardzo się cieszę. - Wstała z fotela.
- W tÄ™ sobotÄ™ z nikim siÄ™ nie umawiam - mruknÄ…Å‚
znad papierów. - Gdybyś miała ochotę przygotować do-
mowÄ… kolacjÄ™ dla nas dwojga...
Niezwykłe. Shannon urosły skrzydła u ramion po tej
rzuconej od niechcenia informacji.
- Lasagne?
- Już mi ślinka cieknie.
Wyszła z gabinetu Jasona uszczęśliwiona. A więc zno-
wu są przyjaciółmi. I niech tak zostanie.
Już miała wychodzić z biura, kiedy rozdzwonił się te-
lefon.
Dean Morris.
- O co chodzi tym razem, Dean? - zapytała zmęczo-
nym głosem.
- O biżuterię należącą do funduszu, która powinna
wrócić do rodziny.
- Powiem mojemu prawnikowi, żeby się tym zajął -
obiecała, nie chcąc wnikać w szczegóły. - To są klejnoty,
które dostałam od Alana - dodała jeszcze.
- Alan nie wiedział, co robi. Od dawna zachowywał
się jak człowiek niepoczytalny. Jeśli chcesz wiedzieć,
mówię także o tobie.
- A o czym konkretnie?
- Ledwie ostygł, poleciałaś do tego bubka Jasona
Pembroke'a do Kalifornii.
- Gdybyś nie zabrał mi domu, szwagrze, może zo-
S
R
stałabym w Wirginii, ale ty za wszelką cenę chciałeś się
mnie pozbyć.
- To bardzo łatwe i zgrabne tłumaczenie, dlaczego
wyniosłaś się do Kalifornii. Jak się miewa Jason? Gdyby
Alan wiedział, że zaraz po jego śmierci się spikniecie...
Wspólnicy - prychnął ze wzgardą.
- %7łebyś wiedział, wspólnicy - przytaknęła Shannon
spokojnie. - Alan chciał, żebyśmy prowadzili razem
firmÄ™.
-To twoja wersja. Alan wiedział, że wcześniej czy
pózniej znajdziesz sobie młodszego.
- To nieprawda!
- Ledwie dwa miesiące po śmierci Alana ty zadałaś się
z jego przyjacielem. Ohyda.
Shannon wzięła głęboki oddech. Nie podobały się jej
insynuacje Deana.
- Jasona i mnie Å‚Ä…czÄ… interesy, sprawy zawodowe, nic
więcej. - Wolała nie myśleć o pocałunkach. Nie powie
przecież Deanowi, że całowała się z Jasonem. Wiadomo,
jak by zareagował.
- Mogłaś zostać w Waszyngtonie. Alan miał rację, że
kiedy zaczął spotykać się z tobą, wysłał Pembroke'a na
drugi koniec kraju. To było mądre posunięcie.
- A teraz znowu o czym ty mówisz?
- Alan cały czas się martwił, że zostawisz go dla jakie-
goś młodszego faceta. Wiedziałaś chyba o tym? Musia-
łaś wiedzieć. Trzeba przyznać, że niezle rozegrałaś swoje
karty. Zwiata poza tobą nie widział. Zupełnie go omo-
S
R
tałaś. Przypuszczałaś, że może umrzeć tak szybko? Był
trzydzieści lat starszy od ciebie. Szkoda, że tak niewiele
ci po nim zostało.
- Dość tego, Dean. Nie chcę dłużej słuchać, jak mnie
obrażasz. Nie dzwoń więcej.
- Zajęta Jasonem, co? Alan miał rację, że wysłał go
na drugi koniec kraju. I proszÄ™, jak szybko pani za nim
poleciała. Ledwie Alan umarł, a ty myk, do Kalifornii
- powtarzał Dean.
- Do widzenia. - Shannon odłożyła słuchawkę. Jak
ten łajdak śmie do niej wydzwaniać i tak ją obrażać? By-
ła przecież kochającą i lojalną żoną.
Zasępiła się.
A jednak zawsze czuła się dziwnie w obecności Jaso-
na. A teraz całkiem przestawała panować nad sobą, wy-
starczyło, że o nim pomyślała. Ale między nią i Jasonem
nigdy do niczego nie doszło.
Teraz zaczynała jednak podejrzewać, że to między in-
nymi z jej powodu Jason opuścił Waszyngton i otworzył
biuro w Kalifornii. Bo wybrała Alana, a nie jego.
A Alan?
Czy był zazdrosny o Jasona? Czy podejrzewał, że
Shannon podoba się jego młodszy wspólnik?
Była przerażona.
Nie, Dean to wszystko wymyślił, żeby wyprowadzić
ją z równowagi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]