[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ponieważ Tiril nigdy nie słyszała o niebieskim szafirze, o tej kuli, którą zna-
lazł Dolg, to nigdy też nie przyszło jej do głowy, żeby wspomnieć o dwóch ka-
mieniach, występujących w legendzie o morzu, które nie istnieje. O czerwonym
i niebieskim kamieniu. Reuss też o nich nie wspominał, bo chyba w ogóle nigdy
o niczym takim nie słyszał.
Opowiedziała natomiast Reussowi o swoich dzieciach, zwłaszcza o wyjątko-
wym Dolgu, który odziedziczył nadzwyczajne zdolności ojca. Dwoje młodszych
dzieci jest całkowicie normalnych, trochę może bardziej ruchliwych i bardziej
ciekawych życia, niż dzieci zazwyczaj bywają. Opowiadała o tym, jak dorośli
członkowie rodziny starali się wpoić im dyscyplinę, uprzejmość i współczucie dla
ludzi. Ale akurat do dyscypliny to w jej rodzinie nie przywiązuje się szczególnej
uwagi. Zarówno Taran, jak i Villemann są dziećmi silnymi, pełnymi wyrozumia-
łości, świadomymi odpowiedzialności, jaka na nich spoczywa.
Oj, oj mruczał Heinrich. Mnie to w domu nie wolno było się ruszać.
Byłem surowo karany, gdy odważyłem się otworzyć usta w obecności dorosłych.
Ach, naprawdę bardzo dużo dzieci cierpi z tego powodu wzdychała Tiril,
nie wiedząc, że właśnie w tym czasie jej najbliżsi poznali i uratowali dwa takie
biedactwa. Moja mama, księżna Theresa, strasznie rozpieszcza nasze dzieci,
bo sama miała niezbyt wesołe dzieciństwo.
Otóż to. My, urodzeni w wielkich zamkach, na ogół jesteśmy trzymani
krótko i zazwyczaj oddawani niańkom i opiekunkom. Rodziców widujemy rzad-
155
ko.
Ja wychowywałam się w innych warunkach powiedziała Tiril spokojnie.
Ale ja też wiem, jak można cierpieć, kiedy rodzice niczego nie rozumieją. Moja
siostra, Carla. . . nie, nie chcę o tym mówić, nawet po tylu latach sprawia mi to
ból.
Heinrich Reuss chciał się dowiedzieć czegoś więcej o śpiących wielkich mi-
strzach i Tiril opowiadała wiele razy to, co sama wiedziała. Nie było tego wiele,
bo przecież widziała kamienne tablice tylko raz, na skale koło zamku Graben.
I stanowiło to z pewnością jedno z jej najgorszych wspomnień.
Tiril z kolei pytała Reussa, co oznaczają litery IMVR, IMUR lub EMUR, ale
on nigdy o niczym takim nawet nie słyszał.
No więc raz jeszcze ona i jej przyjaciele wiedzieli więcej. To oni przecież
znali tajemnice Habsburgów, to oni otrzymywali pomoc od towarzyszy Móriego
i mogli wędrować w czasie, dzięki czemu dotarli na przykład do Tiersteingram
istniejącego wiele wieków temu, to oni mieli do niego klucz i odwiedzili to miej-
sce również we współczesności, to oni rozwiązali zagadkę naszyjnika z szafirów,
oni odnalezli zamek Graben i kamienne tablice.
Ale na co to się zdało? Teraz, kiedy nie istniał nikt, komu mogłaby opowie-
dzieć o tym niepojętym, o tym cudownym, co czeka kogoś, kto znajdzie Zwięte
Słońce?
Ciężkie kroki na schodach i hałasy za drzwiami. Podniecone głosy.
Nikt nie wszedł do niej, nikt też nie przyszedł do Heinricha Reussa. Ale Ti-
ril słyszała nawoływania swoich strażników, kiedy biegli gdzieś przez piwniczne
korytarze. Krzyczeli jeden do drugiego:
Co siÄ™ dzieje?
Pan Lorenzo przybył do miasteczka. Jutro ma przyjść na zamek.
Ach, tak, pomyślała Tiril. Zatem czas oczekiwania dobiegł końca.
Ale czy to oznacza poprawÄ™?
Trudno w to uwierzyć.
Rozdział 21
Człowiek kardynała nie musiał jechać długo. Kardynał von Graben znajdował
się niedaleko Feldkirch, chociaż mieszkał w Szwajcarii. Bo Feldkirch leży blisko
granicy zarówno z Lichtensteinem, jak i ze Szwajcarią.
A zatem księżna Theresa nie dała za wygraną rzekł wielki mistrz Zakonu
Zwiętego Słońca, kiedy podwładny złożył już raport. Jakim sposobem ona się
dowiedziała, że wysłaliśmy tę jej krnąbrną córkę do zamku w Pirenejach? Bo ona
wiedziała to już przedtem, prawda? Zanim cesarscy gwardziści wycisnęli z was
informacje?
Ze mnie nie wycisnęli niczego, wasza eminencjo.
Teraz kardynał przypomniał sobie, że przecież to on sam powiedział księżnej,
gdzie jest Tiril, i zamilkł. Czyżby cierpiał na starczą demencję?
Postąpiłeś bardzo rozsądnie. Ilu ich było, mówisz?
Stanowczo zbyt wielu. Czterech gwardzistów cesarskich, dwóch dworskich
parobków, zięć księżnej z Islandii i ten Norweg. . .
Gorączkowe rumieńce pojawiły się na pożółkłej twarzy kardynała.
Czarnoksiężnik? I ten natrętny Norweg? Chyba musiałeś się pomylić.
Nie. Ci, którzy ich zamordowali w pobliżu zamku Graben, byli tak samo
zdziwieni. Zaklinali się, że zabili obu tych ludzi, chcieli przysięgać. A oni jednak
żyją.
Duchowny chodził tam i z powrotem po pokoju z rękami splecionymi na ple-
cach. Bębnił palcami po dłoni.
Czary! Od samego poczÄ…tku z tym Islandczykiem zwiÄ…zane sÄ… jakieÅ› czary!
Chcę go mieć żywego. Innych mężczyzn zamordować bez wahania!
Myślał teraz o swoich śmiercionośnych posłańcach, którzy mieli gonić Dolga,
o zatrutej musze, puku i wampirze, czy naprawdę nic już nie działa?
Czy chłopiec był z nimi? Wiesz, kogo mam na myśli?
Podmieniec? Tak, był. Do naszego pokoju nie wchodził, ale wspominali
o nim.
Niepojęte! Naprawdę niezrozumiałe! Jakim sposobem taki smarkacz, dziecko
przecież, mógł się przeciwstawić magicznej sztuce kardynała von Grabena?
Eee, zamordować bez wahania, wasza eminencjo? Jak i gdzie mamy to
157
[ Pobierz całość w formacie PDF ]