[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyjaciółce.
Mama Roseanne nie miała nic przeciw temu, żeby córka nocowała u koleżanki. A
nawet była zadowolona, że nie będzie tak pózno wracała sama do domu.
Nie chcąc tracić czasu na kolację, dziewczęta przyniosły do cieplarni banany, czipsy,
herbatniki i napoje, po czym natychmiast z zapałem wróciły do pracy.
Największe kłopoty sprawiało im wybieranie kwiatów w sytuacji, gdy zarówno
sukienka, jak i dodatki były białe albo czarne. Miały wtedy tyle możliwości, że trudno im się
było zdecydować. Starały się unikać tradycyjnych połączeń. Tylko dla Sarah Jenkins, o której
wiedziały, że lubi czerwień, a na balu miała wystąpić w czerni, wybrały ogniście czerwoną
orchideÄ™.
15
Było dobrze po północy, kiedy ze sterty próbek kolorów pozostała już tylko jedna,
ciemnoróżowy, niemal wiśniowy kawałek papieru - sądząc po zadrukowanej drugiej stronie,
wycięty z jakiegoś czasopisma.
Kilkakrotnie podczas tego wieczoru Sandra miała wrażenie, że przyjaciółka odkłada
go na koniec. Zastanawiała się nawet, o co tu może chodzić, uznała jednak, że Roseanne
pewnie nie podoba się kolor, i przestała przywiązywać do tego uwagę. Ale teraz, kiedy
Sandra podniosła próbkę i zobaczyła jej minę, zrozumiała, że kryje się za tym coś więcej.
Na papierze nie było ani imienia, ani nazwiska.
- Czyje to jest? - spytała.
Przyjaciółka przez dłuższy czas nie odpowiadała.
- Czyje? - powtórzyła Sandra.
- Wiesz, właściwie możemy o tym zapomnieć - powiedziała Roseanne, zabrała jej
papierek i pośpiesznie schowała do kieszeni. - To by było wszystko na dziś. Możemy już
pójść do domu i położyć się spać. - Podeszła do stołu, sięgnęła do torebki z czipsami i zaczęła
je nerwowo pakować do ust.
- Nie wyjdziemy stąd, dopóki mi nie powiesz, która dziewczyna idzie na bal w
ciemnoróżowej sukience - oświadczyła Sandra. - Nawet gdyby przyszło mi tu siedzieć do
rana.
Jej ton był tak zdecydowany, że Roseanne nie miała wątpliwości, że może dotrzymać
tej obietnicy. Pośpiesznie połknęła kilka kolejnych garści czipsów.
-To Jackie Donovan, prawda? - domyśliła się Sandra.
Roseanne skinęła głową. W jej oczach malowało się poczucie winy.
-Spotkałaś się z nią? - spytała Sandra z nutą żalu w głosie.
Jej przyjaciółka oburzyła się tym posądzeniem.
- No coś ty! Nigdy bym tego nie zrobiła!
- W takim razie rozmawiałaś z Christopherem - zarzuciła jej ostro Sandra.
-Tego nie zrobiłabym tym bardziej! - zawołała Roseanne. - Od czasu... No, wiesz od
kiedy, nie zamieniłam z nim ani słowa. Nie odpowiadam nawet na jego Cześć .
Sandra nie posunęła się tak daleko w lekceważeniu swojego byłego chłopaka i jeśli nie
mogła uniknąć spotkania z nim, niechętnie i chłodno, ale jednak odpowiadała na jego
powitania. Nie oczekiwała od przyjaciółki aż takiej lojalności, więc tym bardziej poczuła się
głupio, że przed chwilą zwróciła się do niej tak szorstko.
- Przepraszam - powiedziała.
- To ja cię przepraszam. Nie powinnam ci w ogóle pokazywać tej próbki.
- Ale jak ją dostałaś? - zaciekawiła się Sandra.
- Lindsay Taylor mieszka koło Jackie. Nie powiem, żeby się przyjazniły, ale
utrzymujÄ… ze sobÄ… kontakty.
-Już rozumiem.
- Przepraszam cię, Sandro. Nie powinnam była tego robić. Tylko wyprowadziłam cię z
równowagi i sprawiłam ci przykrość. Ale wiesz, przypomniałam sobie tamtą historię z
czerwonymi kwiatami do różowej sukienki i kiedy zobaczyłam tę próbkę, właśnie różową...
- Ciemnorózową - sprostowała Sandra, która już wiedziała, do czego zmierza
przyjaciółka. - Jasny róż, jak sama widziałaś, może świetnie wyglądać z czerwienią.
Pół godziny temu wybrały zjadliwie czerwoną orchideę do różowej sukienki Marshy
Sheppard. Było to odważne, niebanalne połączenie, ale też Marsha nie należała do banalnych
dziewcząt. W dodatku szła na bal sama, nie było więc ryzyka, że oberwie się za to jakiemuś
biednemu chłopakowi.
Na twarzy Sandry, prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu, zagościł
makiawelistyczny uśmiech.
Roseanne popatrzyła na nią i uśmiechnęła się szeroko.
Wkrótce obie się przekonały, o ile łatwiej jest dobrać odpowiedni do kreacji kwiat niż
zupełnie do niej niepasujący.
Podjęcie decyzji, który będzie najgorzej wyglądać przy sukni Jackie Donovan, zajęło
im mnóstwo czasu. Podeszły do tego bardzo profesjonalnie. Przeniosły wszystkie kwitnące na
czerwono orchidee na stół, po czym Sandra zgasiła kilka lamp, żeby uzyskać mniej więcej
takie światło, jakiego spodziewała się na balu.
Kawałek papieru dostarczony przez Lindsay Taylor nie był, niestety, zbyt duży, ale
dziewczęta musiały się nim zadowolić. Przysuwały go po kilka razy do wszystkich kwiatów i
odkładały na drugi stół te, które prezentowały się przy nim zbyt dobrze. Bo na przykład
ceglastoczerwona Sophronitis coccinea bardzo ciekawie kontrastowała z ciemnym różem.
Wreszcie na stole zostały już tylko dwie donice. Kwiaty miały identyczne kolory,
karminowoczerwone - ani nie kontrastujące z ciemnym różem, ani też nie należące do tej
samej tonacji.
Roseanne przyłożyła papierek do jednego i drugiego.
-Fatalne, prawda?
- Obrzydliwe - oceniła Sandra.
- Więc która?
'- Możesz ty zadecydować. Według mnie, obie będą wyglądały na ciemnym różu
równie okropnie.
- Ale ta - Roseanne wskazała jedną z orchidei - jest efektowniejsza, ma bardziej
fantazyjny kształt.
- Masz rację - zgodziła się z nią Sandra.
- Więc bierzemy tę drugą! - zadecydowała jej przyjaciółka.
16
W ostatni weekend przed balem miała się odbyć wystawa kwiatów w Salem, na której
cały jeden pawilon był przeznaczony na prezentację orchidei. Sandra jeszcze w zeszłym roku,
za namową Julii, zgłosiła w niej swój udział i zapłaciła niemałą sumę za możliwość pokazania
swoich najładniejszych okazów.
Przypomniała sobie o tym dopiero na początku maja, kiedy znalazła w skrzynce grubą
kopertę z informacjami na temat wystawy, między innymi z planem, na którym było
zaznaczone wykupione przez niÄ… stoisko.
Wahała się, czy wziąć udział w wystawie, ale po pierwsze, szkoda jej było pieniędzy,
które zostałyby wyrzucone w błoto, gdyby zrezygnowała, a po drugie, wystawcy mogli
sprzedawać swoje kwiaty. Licząc więc na to, że coś zarobi, postanowiła wybrać się do Salem,
zwłaszcza kiedy Roseanne powiedziała, że chętnie' z nią pojedzie. Zaproponowała również,
żeby się zatrzymały u jej cioci, co rozwiązywało problem noclegu.
Stoisko Sandry było na tyle duże, że aby je zapełnić, potrzebowała mnóstwa kwiatów,
które z pewnością nie zmieściłyby się do garbusa.
Zapytała ojca, czy nie zamieniliby się na weekend samochodami, ale on w sobotę
wybierał się na ryby i wyraznie nie spodobał mu się pomysł zamiany. Domyśliła się, że nie
chodzi o to, że w garbusie jest za mało miejsca na wędkę, a raczej o to, co powiedzą jego
koledzy, widząc go wysiadającego z autka dla krasnali , jak nazywał samochód córki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]