[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nawozów.
- Wspominałaś, że się rozwiedli...
- Trzech starszych braci i siostra przyjęli to ze spokojem.
Młodszy brat, Kevin i ja byliśmy całkowicie zaskoczeni. Nie
miałam w ogóle pojęcia, że na to się zanosi. Mama odczekała,
póki Kevin nie zaczął studiować. Wtedy spakowała manatki i
wyprowadziła się.
- A ojciec nadal mieszka na farmie?
- Tak. Za bardzo kocha ziemię, by zmienić zajęcie. Mama
wynajęła mieszkanie w Regina i pracuje w sklepie rzemiosła
artystycznego. Z trudem ją rozpoznaję. Zeszczuplała, nie ma
siwych włosów, zmieniła uczesanie i garderobę. Bez wątpienia
jest teraz szczęśliwa. - Westchnęła.
- Tylko... nie wiem... Zawsze myślałam, że będą razem.
- Chyba jesteś bardzo zżyta ze swoim rodzeństwem?
68
- Trudno powiedzieć. Niewątpliwie jednak rozumiemy się
teraz znacznie lepiej niż w dzieciństwie. Moje rodzeństwo to
dwóch farmerów, dentysta, prawnik i inżynier chemik.
- I ty. Łowca specjalistów oraz swatka.
- Łowca specjalistów. Jak tylko wykonam to zlecenie,
rezygnuję ze swatania na zawsze.
- Dlaczego? Jesteś w tym bardzo dobra. Znalazłaś mnie.
- Dla innej kobiety.
- Prawda. - Spoważniał. Przed nim leżał folder z biografią
Caroline i kontrakt małżeński.
- Co ja właściwie podpisuję?
- Oświadczenie, że wiesz, kogo reprezentuję, wyrażasz zgodę
na małżeństwo i dajesz mi pełnomocnictwa, bym występowała
w twoim imieniu, kiedy wrócę i spotkam się z Wainwrightami.
- A więc to by wszystko załatwiło?
- Wahasz się?
- A ty?
- Co - ja?
- Masz wątpliwości? Może właśnie ty powinnaś wyjść za
mnie?
- Rozmawiałeś z Busterem, tak?
- Ma trochę racji. Dobraliśmy się jak w korcu maku.
- Z małym zastrzeżeniem. Nie mam najmniejszego zamiaru
wyjść za mąż. - Powiedziała to tak gwałtownie, że spojrzał na
nią z uwagą. Wstała i podeszła do kuchni.
- Ostatni moment na zmianę decyzji.
- Podpisz w końcu te cholerne papiery! Jake westchnął
głęboko i postawił pióro na
kropkowanej linii. Dani zaczęła wyglądać przez okno. Nie
mogła opanować poczucia beznadziejności.
- Już? - spytała w końcu.
Jego twarz była nieprzenikniona. Bez słowa podał jej stertę
dokumentów. Uśmiechnęła się z wymuszoną wesołością.
69
- Ostateczny wybór należy oczywiście do Caroline. Chyba
jednak posłucha moich rad. Zaraz do niej zadzwonię. -
Zamilkła, bo zauważyła, że mówi zbyt szybko, wysokim,
łamiącym się głosem.
Choć z własnej woli podpisał porozumienie, już żałował, że to
zrobił. Jeden wewnętrzny głos pochwalał jego decyzję, a drugi
domagał się... czego? Zadawał sobie to pytanie, obserwując, jak
Dani ponownie czyta kontrakt. Była znacznie bledsza niż
zwykle. Ich oczy spotkały się. Zaczęła gorączkowo układać
swoje papiery. Gdy wstała, Jake również zerwał się z krzesła.
Złapał ją za ramię i odwrócił twarzą ku sobie. Bez słowa rzuciła
mu się w ramiona. Objął ją mocno, a twarz ukrył w jej włosach.
Nie mógł wyznać jej miłości, bo nawet nie wiedział, czym jest.
Na dodatek podpisał kontrakt z inną.
- Jake... Nie powinniśmy... przyrzekaliśmy sobie...
- Wiem. Ale całą drogę ze szpitala siedziałaś tak blisko.
Myślałem tylko o tym, by wziąć cię w ramiona.
- Jake, to szaleństwo!
Całował ją do utraty tchu, choć wiedział, że postępuje jak ktoś
niespełna rozumu. W każdej chwili na progu mogła stanąć
Cassie. Głód mógł przygnać do domu Cochise'a i Jesse'a.
Przytulał ją tak mocno, jakby od siły jego ramion zależało jego
życie. Wyprężyła się i przylgnęła do jego ciała.
Ktoś chrząknął.
Dani szybko otworzyła oczy. Jake niechętnie rozluźnił uścisk.
Było już za późno, by udawać, że nic się nie działo. Nie widział
powodu do pośpiechu.
- Do jasnej cholery, czy... Ach, to pani!
- Pukałam, ale nikt nie odpowiadał.
- Byłem zajęty.
- Zauważyłam. - Spojrzała znacząco na Dani, a potem jej
krytyczny wzrok omiótł całą kuchnię.
- Chyba nie miałam przyjemności poznać pani - powiedziała
Dani najbardziej oficjalnym, zawodowym głosem.
70
- Claudia Schefer z wydziału socjalnego - przedstawił ją Jake,
nim zdążyła zrobić to sama.
- Nie wiedziałam, że wydział zezwala pracownikom na
wchodzenie bez zaproszenia do prywatnego mieszkania -
oznajmiła Dani z taką pewnością siebie, że Jake spojrzał na nią
zaskoczony.
- Ciężarówka pana Montany stoi na zewnątrz i drzwi były
otwarte... - Twarz Claudii przybrała nieładny różowy odcień.
Wzruszyła ramionami i zwróciła się do Jake'a: - Słyszałam, że
pana dziadek jest w szpitalu. Jak się czuje?
- Pani sama jeszcze tego nie sprawdziła?
- Podobno nie wraca do domu przez następne dwa lub trzy
tygodnie, a potem będzie musiał pozostawać w łóżku lub wózku
inwalidzkim. Jest mało prawdopodobne, by pan Greaves
kiedykolwiek mógł poruszać się bez pomocy.
- Wiem. Nie musiała pani przyjeżdżać, żeby mnie o tym
poinformować.
Triumfalny uśmiech pani Schefer uświadomił Dani, że u
podłoża jej nieporozumień z Jakiem wcale nie leży polityka jej
wydziału czy troska o Cassie.
- Czy możemy pani w czymś pomóc?- spytała szybko.
Patrzyły na siebie przez dłuższą chwilę. Raptem Dani odkryła,
o co chodziło w tej grze. Pani Schefer lubiła pokazać, kto ma
władzę. Próbowała zdominować Jake'a, ale on na to nie
pozwolił. Nie mogła puścić płazem takiej zniewagi.
- Czy mogę wiedzieć, kto...
Claudia nie dokończyła pytania, bo w tym momencie drzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]